Dziś 20. urodziny W 63 minuty dookoła świata, jednej z najlepszych płyt w historii polskiego rapu

k44.jpg

Drugi album Kalibra 44, choć ukazał się równo dwie dekady temu, 2 marca 1998 roku, nie zestarzał się prawie wcale. My zastanawiamy się, z czego to wynika i dlaczego to najlepsza płyta w dyskografii Abradaba, Joki, Magika i Feel-X’a.

Niektórzy z naszych redaktorów dobrze pamiętają czasy grubo zakrapianych, zielonych - nomen omen - szkół, na które grono pedagogiczne zabierało swoje klasy gdzieś w Polskę. Pakując się na taką eskapadę, trzeba było zawsze wybrać zestaw kaset, który sprawdzi się najlepiej w roli ścieżki dźwiękowej pod te wszystkie gówniarskie wyskoki. I choć na co dzień słuchaliśmy częściej Molesty, to na wycieczki wjeżdżał zawsze drugi Kaliber i składanka Znasz zasady, z której w kółko leciał numer Mam Moc 3H. Na ten drugi album przyjdzie jeszcze na niuansie czas, skupmy się na wydanym dokładnie dwie dekady temu albumie W 63 minuty dookoła świata - płycie, która w tamtych czasach zebrała ciężkie baty za estetyczną woltę, jaką wykonał na niej zespół, płycie, która do dzisiaj pozostaje bytem zupełnie osobnym na mapie krajowego rapu i płycie, która świetnie wpisywała się w luźny klimat ostatnich lat 90'sowej podstawówki.

1
Kontem O.K., czyli o otwarciu na świat

O ile Księga tajemnicza. Prolog brzmiała tak, jakby cała została nagrana za jednym podejściem w którejś z ciemnych śląskich piwnic, gdzie kilku wrażliwców spotkało się, żeby słuchać Gravediggaz i jarać polskiego skuna (bo na pewno nie naturalną trawkę), o tyle drugi longplay Kalibra był ich wyjściem na świat. Ci sami przejarani goście wynurzyli się ze swojej nory, rozejrzeli wokoło i zaczęli opisywać rzeczywistość za pomocą rymów. Debiut Ślązaków był bardziej introwertyczny, za to W 63 minuty dookoła świata to już swoiste otwarcie - płyta skierowana po prostu do ludzi. Dużo mniej hermetyczna, trudniejsza w przyszpileniu inspiracji (choć wiele zawdzięczająca Beastie Boysom), zupełnie osobna względem reszty sceny jazda po bandzie, w której luz nie wykluczał przekminek. I do dziś to jeden z najbardziej autorskich krążków w historii polskiego rapu.

2
Dziedzina, czyli o tekstach

Równie zabawny, jak ekwilibrystycznie obchodzący się ze słowem wordplay zazwyczaj sprawia, że gros słuchaczy nie doszukuje się w nim żadnych głębszych treści. Tak jest dzisiaj, w czasach nowej szkoły i tak też było lata temu, gdy wyszedł drugi album Kalibra. Niewielu więc zwróciło uwagę na to, że choć panowie nie poruszali już tak poważnych tematów, jak wiara, zdrada czy cierpienie, nie była to tylko czcza gadanina skupiona wokół językowych szarad. Zwrotki dAba, Joki i Magika pełne były autorefleksji (Odłóż teleskop!, wyrzuć mikroskop! / Ja siebie nie zmieniam jak kalejdoskop / Choć teleportowałem się z czasów średniowiecza / Miecza i tarczy - wystarczy! / Nie zapomnę o tych rzeczach!), niesztampowego podejścia do klasycznych, rapowych tematów społecznych (Taki jest pies na posterunku / Gotów do meldunku / Lecz brak mu szacunku / W stosunku do, w stosunku bo), psychodelicznych wycieczek, z których byli znani już wcześniej (Ach, widzę złoty brzegu piach / I mijając kiście liści / Zapuszczam się do iście tajemnego świata) i czystej, niczym nieskrępowanej miłości do kultury hiphopowej (I się bawię i się śmieję, a studyjni złodzieje / Poważni, ważni, prawdziwi twardziele / Drażni ich wszystko, co tutaj się dzieje / Ja się zaśmieję). Kultury, której W 63 minuty dookoła świata jest dziś pomnikiem.

3
Pierwszy kot, czyli o turntablismie

Drugi krążek Kalibra 44 to też jeden z najważniejszych monumentów, jakich na rodzimej płycie rapowej doczekał się DJ. Kilka stricte turntablistycznych, instrumentalnych interludiów, egotrippingowy numer wychwalający umiejętności Feel-X’a i jego ogromny wkład we wszystkie pozostałe tracki - a także papierowe gramofony, które można było sobie złożyć z okładki kasety - to piękny hołd dla jednego z czterech elementów hip-hopu, o którym część polskiej sceny nigdy jakoś szczególnie nie pamiętała. I to też jedna z cech łączących śląski kwartet - z tego konkretnego momentu w ich twórczości - z Beastie Boys. Pomimo tego bowiem, że dzieliło ich właściwie wszystko - od modelu kariery, przez budżety płyt, aż po… ocean - blisko im było ze względu na owo figlarne podejście do słowa, zwichnięty funkowy groove ich bitów i fakt, że obie grupy składały się z Three MC's and One DJ.

4
Film, czyli o bitach

A skoro już wspomnieliśmy o bitach... One też udowadniają, jak bardzo W 63 minuty dookoła świata jest płytą osobną i jednocześnie tak dobrze się starzejącą. Od początku genialnie wprowadzającej w nastrój płyty, instrumentalnej Suczki po ostatnie takty Jeszcze więcej MC, w których pobrzmiewa głos KRS-One’a (a dokładnie fragment tego numeru), instrumentalna warstwa jest bardzo klimatyczna i transowa, a równocześnie też melodyjna i chwytliwa. Sample z Franka Sinatry i… Garbage, ścinki z Kubusia Puchatka i Mikiego Mola (co ciekawe, za remix Może tak, może nie odpowiada słynny artysta wizualny Kobas Laksa, tu podpisany jako Kobi, notabene autor okładki do płyty), równie zgrzebne, jak rozbujane perkusyjne rytmy i niezapomniane pochody basu składają się na niesamowicie indywidualną, intrygującą wizję boom-bapu. Podobnie jak cały ten album bardzo tutejszą, szanującą hip-hop (czy też jazz), ale też rozumiejącą go nieco inaczej niż w Stanach i... nie lada psychodeliczną, choć już w zupełnie inny sposób niż Księga Tajemnicza. Prolog. I choć to niezbyt popularne stwierdzenie - naszym zdaniem W 63 minuty dookoła świata jest dużo ciekawszym wydawnictwem od psychorapowego debiutu Kalibra 44.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz muzyczny, kompendium wiedzy na tematy wszelakie. Poza tym muzyk, słuchacz i pasjonat, który swoimi fascynacjami muzycznymi dzieli się na antenie newonce.radio w audycji „Za daleki odlot”.