Czy w dzisiejszych czasach dissy mają jeszcze jakikolwiek sens?

2Pac-Biggie.jpeg

Tytułowe pytanie może zostać potraktowane jako atak na rapowe dziedzictwo. Zwłaszcza, kiedy wszyscy mają w pamięci jeszcze potężne The Story of AdidonTrudno jednak żeby nie padło, gdy beefy ulegają stopniowej degeneracji i częściej powodują ciarki wstydu niż ekscytacji. A może tak było zawsze?

Robienie sobie produktów kultury z niechęci między artystami nie jest w żadnym wypadku pomysłem raperów. Do historii przeszły utarczki między Mickiewiczem i Słowackim czy Sartrem i Camusem, ale nie trzeba też spoglądać aż tak daleko wstecz i chwytać się klasyków literatury, kiedy nie brakuje popowych piosenek, będących regularnymi diss trackami. Weźmy pierwsze z brzegu Back Seat of My Car, czyli pokłosie napięć w szeregach Beatlesów.

Tak się jednak złożyło, że to właśnie w obszarze kultury hip-hopowej zrobiono sobie z beefów dyscyplinę olimpijską z szeregiem dziwacznych zasad, obligujących wykonawców do odpowiedzi na debilne zaczepki czy premiujące tempo nagrań. WTF?!

1
A komu to potrzebne? A dlaczego?

W zamierzchłej przeszłości gawiedź fetowała krzyżowanie chrześcijan, a współcześnie nie brakuje admiratorów dyscyplin sportowych typu rzut karłem i produkcji filmowych typu 2 Girls 1 Cup, więc mamy jako gatunek dużą wprawę w przyjmowaniu patologii za oczywistość. I trochę tak jest z przerzucaniem się obelgami przez raperów. Nie zrozumcie nas źle. Sami czerpaliśmy atawistyczną przyjemność ze śledzenia konfliktu Jay'a-Z z Nasem czy ostatnio - Eminema z Machine Gun Kellym, ale jakby się nad tym dobrze zastanowić, mówimy o sytuacji, w której jeden dorosły chłop zwraca się publicznie do drugiego słowami I fucked yo' bitch, you fat motherfucker! czy wyśmiewa innego, że cierpi na anemię sierpowatą (case Hit 'Em Up). W tym samym czasie zachwycona publika wcina popcorn i przypisuje tym wydarzeniom historyczne znaczenie.

Nic dziwnego, że nie wszyscy czują się w takiej roli komfortowo. Na krajowym podwórku ostatnio Sokół stwierdził w rozmowie z Arturem Rawiczem, że w ogóle nie jara się beefami i dla niego jest to poje*aństwo. Krok dalej poszedł kiedyś Pezet, który zapytany przez Marcina Flinta o to, co by zrobił, gdyby jakiś raper pojechał mu po rodzinie, odpowiedział: pewnie całe środowisko hiphopowe mnie skreśli, zwłaszcza ci od kryminału, ale gdyby tak się stało, poszedłbym do adwokata, powiedział "Dzień dobry, ten i ten obraża moją rodzinę, a ja nie mam ochoty się z nim napier*alać czy przepychać. Proszę załatwić z nim sprawę o zniesławienie o to, o tamto, o zagrożenie mojej rodziny". Bez zawahania zaangażowałbym odpowiednie służby porządkowe.

Fundamentami całej kultury beefu są najniższe ludzkie instynkty, ale jeszcze pół biedy, kiedy naprzeciw siebie staje dwóch überustalentowanych gości i dochodzi między nimi do słownej szermierki. Problem w tym, że na każde Hit 'Em Up czy The Story of Adidon przypada setka konfrontacji, których poziom przypomina piwniczną szarpaninę ze słynnego filmiku o roboczym tytule szczym ryj, krew się poleje.

2
Fame MMA

Zwłaszcza w ostatnim czasie trudno się u nas tymi wszystkimi zaczepkami ekscytować na poziomie innym niż ten, który towarzyszył sprzeczce Marty Linkiewicz i Esmeraldy Godlewskiej. Zresztą, mechanizm beefów ma wiele wspólnego z Fame MMA. Aż za wiele. Do tego dochodzi jeszcze dostęp za kulisy, który mamy dzięki mediom społecznościowym. A na zapleczu syf bywa jeszcze większy niż na froncie.

Ostatnio scenę rozpalił beef Szpaku - Bezczel. Szanujemy reprezentanta Biura Ochrony Rapu, ale tutaj jego crème de la crème był punchline Jesteś korkiem analnym, kasztanem w dupie geja/Szczyno na śniegu, znikasz w moich płomieniach. Jakby tego było mało Bezczel nie mógł mu odpowiedzieć, bo... ktoś włamał mu się na konta i zmienił hasła. Jakiś czas temu obaj zaczęli zgadzać się co do tego, że warto byłoby dać sobie po mordach, a Wojciech Gola z Fame MMA zaproponował, żeby spotkali się w klatce...

Deys był obrażany za to, że mieszka z matką i chodzi w sukience. Trzy czwarte diss tracku Kafara na Białasa zrobił didżej. Bedoes i Filipek czytali z kartki wierszyki na swój temat. Cała scena zaczęła nagle wojować, kiedy jeden raper stwierdził, że jak ktoś się nie przyjaźni z jego ekipą to ssie pałę. Ikonicznym beefem pozostaje kłótnia dwóch raperów o to, że mają podobne ksywki. Tede i Peja coś tam ponagrywali, a potem męczyli bułę na ten temat przez kolejne dziesięć lat. Przecież to jest cyrk na kółkach!

Zdarzało nam się wybierać ulubione dissy w historii, pisaliśmy o najgłośniejszych polskich beefach i wciąż doceniamy Kiedy powiem na osiedlu albo 3 koronyale ręce nam opadają na myśl o tym, ile obornika trzeba przerzucić, żeby się w tym gatunku doszukać czegoś wartościowego. Krótka piłka - skonfrontujcie z instytucją beefu osobę, która nie jest codziennym odbiorcą hip-hopu i sprawdźcie reakcję...

Jeżeli ktoś liczył na wnioski ogólne, to musimy go rozczarować. Dissujcie się do woli, a my najwyżej możemy przywołać słowa Tadeusza Rydzyka: nie nazywajmy nigdy, że szambo jest perfumerią. Szarpanina przy okazji potańcówki w remizie to nie jest walka o mistrzostwo świata wagi ciężkiej w Madison Square Garden, nawet jak komuś uda się na nieświadomce zaprezentować ciekawą kombinację ciosów.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Senior editor w newonce.net. Jest związany z redakcją od 2015 roku i będzie stał na jej straży do samego końca – swojego lub jej. Na antenie newonce.radio usłyszycie go w autorskiej audycji „The Fall”, ale też w "Bolesnych Porankach". Ma na koncie publikacje w m.in. „Machinie”, „Dzienniku”, „K Magu”,„Exklusivie” i na Onecie.