Trudno stwierdzić, jak będzie wyglądała przyszłość internetu czy rozrywki w ogóle. Jedną z odpowiedzi – popartych choćby przez powolny, ale jednak rozwój technologii VR (do pewnego stopnia również AR) – jest metawersum. Wokół tej koncepcji wciąż pojawiają się nowe projekty, często łączone z innymi rozwiązaniami Web 3.0, jak kryptowaluty czy NFT.
Stworzenie metawersum to trudne przedsięwzięcie, dlatego pierwsze próby są dość… surowe, żeby być łaskawym. Na tym technologicznym etapie potrzebne są nie tylko ogromne środki finansowe, ale także know-how, pozwalające zbudować świat, w którym rzeczywiście będzie się chciało przebywać. Takim tworem raczej nie będzie propozycja ex-Facebooka, czyli Mety – platformy zorientowanej bardziej na doświadczenie reklamodawców niż użytkowników i użytkowniczek, ale ze strony innych megakorporacji widzimy zalążki metawersów, które mogą stać się czymś solidnym, a nawet prawdziwie rewolucyjnym. Na przykład Epic Games, bo Fortnite wydaje się najbliżej udanego metawersum, w którym mogą spotkać się różne własności intelektualne, treści muzyczne czy wideo. Zresztą, nie tylko oczy ciągną do twórców Unreal Engine, ale także inwestycyjne portfele. Sony i Kirkbi, rodzinna firma stojąca za Lego, niedawno zainwestowały po miliardzie dolarów w gamingowego giganta. Efektem może być pierwsze metawersum, które rzeczywiście będzie miało masowy oddźwięk, a przez technologiczne wsparcie, oraz doświadczenie Sony i Epic w tworzeniu gier, również jakość. Przekonującą bardziej niż wiele współczesnych, stanowczo niesatysfakcjonujących prób. Ale zanim metawersum Lego zawładnie naszym czasem i umysłami, można pocieszać się tym, co jest. Chociaż to marne pocieszenie.
Na papierze pomysł Earth2 wydaje się całkiem atrakcyjny. Wirtualna kopia Ziemi, odwzorowana w skali 1:1, gdzie wykupujesz swój skrawek i tworzysz własny zakątek, niekoniecznie osiągalny w materialnej rzeczywistości. Earth2 w materiałach promocyjnych jawi się jako rewolucyjne metawersum, gra, która zastąpi życie, bo dzięki spekulacji ziemią będzie można również zarabiać. Na razie dostępny jest tylko moduł spekulacyjny, a twórcy nie kwapią się, żeby pokazać choćby zalążki sensownego gameplay’u. Twórcom Earth2 nie można odmówić ambicji, a sam koncept budowania Ziemi na nowo rozpala wyobraźnię – takie rozwiązanie niesie ze sobą równościowy i kreatywny potencjał, jakiego nie widzieliśmy wcześniej. Gdyby za przedsięwzięciem stała rozpoznawalna marka, np. jeden z gamingowych gigantów, powodów do obaw raczej by nie było – granie w kotka i myszkę z publicznością to jeden z często stosowanych zabiegów marketingowych. Ale za Earth2 stoi Shane Isaac, ekscentryczny CEO Earth2 UK Limited, który nie ma zbyt wielkiego doświadczenia w gamedevie. Z listy gier, które go zainspirowały – opublikowano ją w reakcji na krytykę – nie wynika, że ma wielką praktykę w przestrzeni gier MMO (Massively Multiplayer Online), które są bezpośrednimi przodkami metawersów.
Earth2 w materiałach promocyjnych jawi się jako rewolucyjne metawersum, gra, która zastąpi życie, bo dzięki spekulacji ziemią będzie można również zarabiać.
Nie znaczy to oczywiście, że warto kibicować wyłącznie wielkim korporacjom – kreatywna i komercyjna eksplozja świata gier indie jest zaprzeczeniem takiego podejścia, ale kiedy słyszy się niesamowite obietnice, należy się zastanowić nad możliwościami ich pokrycia. Earth2, jak wiele innych przedsięwzięć tego typu, działa na zasadzie roadmap – planu kolejnych etapów projektu, często odsuniętych daleko w czasie i zawartych w mglistych promesach. Sama gra, na silniku 3D, jest jeszcze przed nami. Na razie działa rynek spekulacji ziemią (w formie mapy 2D), do tego na dość niekorzystnych warunkach – wielu użytkowników nie może sprzedać swoich wirtualnych gruntów, inni zgłaszali problemy z monetyzowaniem transakcji. Earth2 ma własną walutę, a schemat wirtualnego obiegu ziemią przypomina pewne budowle ze starożytnego Egiptu: premiuje tych, którzy zainwestowali wcześniej i znajdują się na górze obiegu oraz potrzebuje ciągłego napływu nowych ludzi, żeby funkcjonować ekonomicznie. Brzmi znajomo, prawda?
Od kiedy Earth2 pokazało pierwsze materiały promocyjne, robi regularne rundki po YouTubowych kanałach, które zajmują się grami MMO, ale także po tych, które tropią przekręty, ukrywające się pod atrakcyjnym płaszczem Web 3.0. Mimo wszystko, discordowy kanał gry buzował pozytywną energią, ignorując kolejne ostrzegawcze lampki. Kiedy Earth2 pokazało swój kolejny trailer, który składał się z dość podstawowego pakietu assetów zakupionych w sklepie i zapewnień o autorskim silniku, który to wszystko renderuje w czasie rzeczywistym, nawet przychylny Discord poczuł uderzenie ziarna wątpliwości o glebę. Nie trzeba dodawać, że na temat ponownie rzucili się YouTuberzy. W odpowiedzi Shane Isaac posunął się do stwierdzenia, że na platformie działa sekretne stowarzyszenie, które operuje na rzecz konkurencji i obrało sobie Earth2 za łatwy cel. Co oczywiście poskutkowało kolejnymi filmikami odśmiewającymi, a czasem nawet okrutnie wyszydzającymi inicjatywę i samego CEO. Można wiele powiedzieć o toksycznej atmosferze, która rządzi platformą wideo i premiuje klikalne, negatywne treści. Ale trudno zarzucić krytykom Earth2 skorumpowanie przez konkurencję – po prostu wyspecjalizowali się w wykrywaniu nośnych haseł bez pokrycia i uważają, że ostrzeganie innych to ich społeczna powinność. Niektórzy, jak KiraTV czy Asmongold, sięgają po bardzo ostry, kategoryczny język, inni, jak Josh Strife Hayes, starają się być obiektywni, jak tylko się da. Callum Upton podchodzi do tych zagadnień od strony programistycznej, np. w odpowiedzi na koślawe i obiecujące gruszki na wierzbie MMO DreamWorld, zaczął tworzyć własną grę, NightmareWorld. Wątpliwości, jakie podnoszą pod adresem Earth2, mają oparcie w faktach, niezależnie od języka, jakim operują YouTuberzy.
To właśnie Callum Upton został adresatem wyzwania rzuconego przez Shane’a Isaaca. CEO określił warunki, na których YouTuber miał siedem dni na stworzenie technologii podobnej do tej użytej w Earth2. Jeśli uda mu się to zrobić, zarobi 10 tysięcy dolarów. Upton przystąpił do zadania z ochotą, a o ocenę poprosił jednego z fanów Earth2, co miało być gwarantem bezstronności. Po tygodniu YouTuber pokazał efekty swojej pracy, w ocenie Discorda gry i wyznaczonego sędziego, spełniające wymagania postawione przez Shane’a Issaca. CEO Earth2 przyjął to z godnością i wypłacił kasę bez szemrania, doceniając umiejętności Uptona, który samodzielnie wykonał tytaniczną pracę. Żartuję! Zaczął kluczyć, a nawet zmieniać warunki wyzwania po fakcie (czy może reinterpretować co mniej jasne zapisy na własną korzyść). Nie trzeba dodawać, że młyn negatywnych opinii o Earth2 zasiliły kolejne hektolitry wody. Jak na człowieka, który tworzy sieciową grę, Shane Isaac nie do końca rozumie jak działa internet. Katastrofa z wyzwaniem rzuconym Uptonowi zyskała większy rozgłos, niż sama gra (dla porównania, kanał YouTube Earth2 ma 22,1 tysięcy subskrypcji, Asmongold, który reagował na pojedynek Uptona z Earth2 ponad milion), ale wątpliwe, że przełoży się na to większe zaangażowanie w projekt.
Earth2 ma problemy nie tylko z prezentowaniem produktu, ale także komunikacją. Teorie spiskowe, rozsiewane przez CEO, katastrofalne wyzwanie rzucone YouTuberowi – dobrze to nie wygląda.
Większe zainteresowanie? Być może, w internecie obserwowanie porażek to rodzaj rozrywki, ale i całkiem niezły biznes. Natomiast inicjatywa, której przoduje Isaac, weszła na języki w najgorszy z możliwych sposobów i utraciła zaufanie nawet pośród części ze swoich najbardziej zaangażowanych fanów. Odzyskanie go może być trudnym zadaniem, ale z drugiej strony, to niezła motywacja do tego, żeby Earth2 zaczęło pokazywać więcej realnego progresu. YouTubowy obieg, choć duży, jest wciąż hermetyczny, a jedna (czy nawet kilka) kompromitujących sytuacji niekoniecznie zwiastuje koniec projektu. Przed Shanem Isaaciem i jego teamem sporo pracy, by dowieźć temat w obiecywanej formie, ale odzyskanie zaufania może być trudniejsze niż techniczna strona przedsięwzięcia.
Przy okazji Earth2 niektórzy przywoływali analogię ze Star Citizen, innym wizjonerskim projektem, o którym kiedyś pisaliśmy. To bardzo nietrafione porównanie, bo o ile kosmiczne MMO wręcz ugina się od ciężaru własnych obietnich, to mimo wszystko pokazuje namacalny, a przede wszystkim grywalny progres. Earth2 ma problemy nie tylko z prezentowaniem produktu, ale także komunikacją. Teorie spiskowe, rozsiewane przez CEO, katastrofalne wyzwanie rzucone YouTuberowi – dobrze to nie wygląda. Bitwa o metawersum dopiero się zaczyna, ale mam niejasne przeczucie, że Earth2 bezpowrotnie roztrwoniło swoją premię za pionierstwo. Już teraz słyszymy mocne obietnice Matriksów, czy Ready Player One przeniesionych do naszej rzeczywistości. Słowa mają niską cenę, w przeciwieństwie do technologii i doświadczenia, o czym warto pamiętać przy kolejnych zapowiedziach rewolucyjnych metawersów.
Komentarze 0