Kiedy piłkarze reprezentacji Ukrainy wbiegali na boiska podczas czerwcowych meczów eliminacji do mistrzostw świata i Ligi Narodów, liczba ofiar wojny w ich kraju dawno przekroczyła 4 tysiące, a osób zmuszonych do ucieczki naliczono ponad 7 milionów. – Wiadomo, że nasza uwaga jest teraz skupiona na czymś innym, ale piłka nożna pomaga nam na chwilę o tym zapomnieć. Jest elementem normalności w tym niesamowicie smutnym dla nas świecie – opowiada Andrij, 25-letni mieszkaniec Kijowa. I choć Ukraińcom ostatecznie nie udało się awansować na mundial, w głowie mają już kolejne piłkarskie cele. Ten najważniejszy to wystartowanie z rozgrywkami ligowymi.
W gruncie rzeczy to nie było najgorsze zgrupowanie dla reprezentacji Ukrainy. Podopieczni Ołeksandra Petrakowa na pięć meczów wygrali trzy, zremisowali i przegrali po jednym. Dla kadry składającej się w dużej mierze z zawodników z rodzimej ligi, która ostatnią kolejkę rozegrała na początku grudnia, to przyzwoity wynik. Jednak porażka w najważniejszym spotkaniu, czyli finale baraży do mistrzostw świata z Walią, sprawia, że Ukraińcom trudno spojrzeć na to pozytywnie.
– Dla nich liczy się teraz sukces na każdym polu, dlatego też tak dużo mówiło się nawet o Eurowizji. Tam wygrana nic nie znaczy, a i tak Ukraińców bardzo ucieszyła. Play-offy były jeszcze ważniejsze, bo piłka nożna to najpopularniejszy sport w tym kraju – opowiada autor popularnego konta na Twitterze kryjący się za pseudonimem BuckarooBanzai.
Z Walią zabrakło naprawdę niewiele. Ukraina przez większość czasu przeważała, stworzyła sobie mnóstwo okazji, ale nie potrafiła strzelić nawet jednej bramki. Finał zakończył się porażką 0:1, a sytuację tylko pogorszył fakt, że o wyniku przesądziło samobójcze trafienie żywej legendy kraju Andrija Jarmołenki.
– Każdy oczekiwał tego awansu i naprawdę czuć rozczarowanie. Ukraińcy wiedzą, że nie byli gorsi. Zabrakło im szczęścia oraz skuteczności. Decyzje sędziów też niestety im nie sprzyjały – kontynuuje BuckarooBanzai.
Mecz ten oglądano wszędzie. Na ulicach i w schronach, w kraju i poza nim. Dosłownie gdziekolwiek gdzie się udało złapać sygnał. Przez chwilę media mówiły głównie o tym, a największe kanały na YouTube robiły z tego meczu relację. – Najgorsze, że śledzili go też żołnierze, którzy później mówili, że chyba muszą przestać oglądać piłkę, bo tylko obniża ich morale – dodaje.
WALKA NA BOISKU I POZA NIM
Nastrój mimo wszystko może poprawiać jedność i pozytywne emocje skupione wokół reprezentacji. Jarmołenko to dziś jeden z najważniejszych ambasadorów Ukrainy, który każdą wolną chwilę przeznacza na pomoc rodakom. Natomiast zdjęcie Ołeksandra Zineczenki z niebiesko-żółtą flagą i pucharem za zdobycie mistrzostwa Anglii obiegło całą piłkarską Europę. Piłkarz Manchesteru City w rozmowie z Garym Linekerem na antenie Sky Sports opowiadał brytyjskiej widowni, co dzieje się w jego kraju i jak się z tym wszystkim czuje.
– Jestem dumny z bycia Ukraińcem i wiem, że to uczucie mnie nie opuści do końca życia. Znam ludzi, którzy walczą na froncie, znam ich mentalność. Oni wolą umrzeć niż się poddać. Szczerze powiedziawszy, gdyby nie moja córka, dołączyłbym do nich – deklarował wzruszony w wywiadzie.
Dziennikarze zaczęli punktować, że 25-latek ostatnio często płacze. Nie krył łez po sukcesie w Premier League ani po porażce w barażach. – Nie można się temu dziwić – mówi BuckarooBanzai. – Teoretycznie podczas meczu piłkarze mogą na chwilę oczyścić głowę, ale praktycznie to przecież niemożliwe. Rozmawiałem z wieloma z nich, pytałem, czy byłaby opcja umówić się na wywiad. Każdy odpowiadał: „Nie ma to sensu, rozpłaczemy się i nic z tego nie wyjdzie”.
SZACHTAR JUŻ NIE DONIECK
Aż sześciu zawodników z podstawowego składu, który mierzył się z Walią, to piłkarze z ukraińskiej Premier Lihi, z czego wszyscy na co dzień reprezentują barwy dwóch największych ukraińskich klubów, czyli Dynama Kijów i Szachtara Donieck. Losy szczególnie tego drugiego oddają smutną rzeczywistość Ukrainy.
– Odebrali mi dom w 1990 rok, potem w 2014 i teraz znowu – opowiadał brytyjskim mediom Darijo Srna, który w Szachtarze spędził 15 lat, a od 2020 roku jest jego dyrektorem sportowym. Chorwat przyznał, że krajobraz Ukrainy pogrążonej w wojnie przypominał mu sceny z dzieciństwa z czasów rozpadu Jugosławii.
Dla niego, jak i dla wielu mieszkańców Doniecka i innych części Ukrainy, wojna wcale nie zaczęła się w tym roku, a trwa już od ośmiu lat. Od tego czasu Szachatar zmieniał stadiony już trzy razy. Na początku przeniósł się z terenów ogarniętych walkami do Lwowa, skąd później powędrował do Charkowa. Podczas pandemii kolejnym i, jak się okazało, nie ostatnim przystankiem stał się Kijów.
– Nie sądziłem, że coś takiego może się w ogóle wydarzyć. Donieck to spokojne miasto, a ludzi, którzy go zamieszkują, cechuje niezwykła otwartość – mówił. Swój dom Srna opuścił trzy dni przed zbombardowaniem lotniska w Donbasie latem 2014 roku. Później, choć był już w innym miejscu, mógł cieszyć się chwilą spokoju. Ta niestety także minęła, kiedy kilka miesięcy temu Rosja zaatakowała Kijów.
– Podstawiono dwa autokary, żeby przetransportować nas do bezpiecznego miejsca. Czułem spokój, bo kiedyś to już przechodziłem, ale jednocześnie się bałem. Nikt przecież nie mógł mnie zapewnić, że po drodze nic się nie stanie – opowiadał.
Ostatecznie piłkarze Szachtara oraz ich rodziny bez szwanku dotarli do hotelu, w którym spędzili 48 godzin. Większość z nich opisuje ten czas jako najgorsze dni ich życia. Nie wiedzieli, co się dzieje. Ciągle docierały do nich sprzeczne informacje. Nie wiadomo było, w co wierzyć, a w co nie. Gdy wyły syreny, przenosili się do piwnic.
W końcu Srna postanowił wydostać się z kraju. Razem z dwoma pracownikami klubu ruszył samochodem w podróż w kierunku granicy, mając ze sobą właściwie tylko trochę jedzenia, kanister z benzyną i napoje energetyczne umożliwiające jazdę bez zatrzymywania się na odpoczynek. Po 36 godzinach wyczerpującej podróży dojechali bezpiecznie do celu. Ucieczka z Ukrainy nie oznacza, że Srna opuścił Szachtar. Na horyzoncie po prostu pojawił się kolejny przystanek. Nowym domem Chorwata oraz całego zespołu z Doniecka ma zostać Polska.
LIGA WYSTARTUJE
– Nic nie jest w tym momencie pewne poza tym, że liga wystartuje – odpowiada BuckarooBanzai. Nie będzie to kontynuacja przerwanego sezonu. Tamten zakończono, nie przyznając mistrzostwa ani spadków, ale uznając tabelę z 12 grudnia, czyli ostatniej kolejki. Dzięki temu udało się wyłonić drużyny, które zagrają w europejskich pucharach. Do pierwszego Szachtara, który awansował do Ligi Mistrzów, dołączy Dynamo Kijów (eliminacje do LM), SK Dnipro-1 oraz Zaria Ługańsk (Liga Europy) i Worskła Połtawa (Liga Konferencji).
Te kluby najprawdopodobniej wyznaczą tryb rozgrywek oraz miejsca, w których zostaną rozegrane. Początkowo wszystko wskazywało na to, że Ukraińcy będą występować w Turcji, gdzie długo przebywali zawodnicy Szachtara. – To wygodne rozwiązanie. Nie potrzeba żadnych stadionów, tylko baza treningowa. Wszyscy zawodnicy byliby w jednym miejscu i graliby między sobą – dorzuca BuckarooBanzai.
Plany zmieniły się po interwencji prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, który mocno nalegał, aby piłka nożna nie opuściła Ukrainy. Jego prośba najprawdopodobniej zostanie spełniona, ale zespoły występujące w Europie i tak część spotkań najprawdopodobniej zorganizują w Polsce.
W tym momencie istnieją dwie możliwości. Pierwsza sprawiłaby, że jesienią przez dwa miesiące trwania fazy grupowej w pucharach Szachtar, Dynamo, Dnipro-1, Zaria i Worskła zmierzą się tylko między sobą. Z pozostałą częścią stawki zagrają w wiosną. Jeśli to zostanie odrzucone, terminarz drużyn z czołówki będzie ustawiony w trybie: dwa mecze u siebie (czyli w Polsce), które rozdzielałoby spotkanie w Europie, po których na kolejne na dwa mecze pojadą na wyjazdy do Ukrainy.
– Szachtar najchętniej przeniósłby się na stałe do Polski, ponieważ boi się, że w przeciwnym razie straci wszystkich zagranicznych piłkarzy. Oni na pewno nie zgodzą się na powrót do Ukrainy. A bez nich nie mają co liczyć na dobre wyniki w Europie. Szachtarowi tak na tym zależy, że zaoferował rywalom pokrycie kosztów podróży do Polski – tłumaczy BuckarooBanzai.
W tym momencie dla zespołu z Doniecka perspektywa przyzwoitych występów w Lidze Mistrzów to jedyna nadzieja na płynność finansową. Za samą obecność w fazie grupowej dostaną siedemnaście milionów dolarów, a za każdą wygraną ponad trzy.
Bez względu na to, co zarząd ligi postanowi, klubowy futbol wróci do Ukrainy. Początek sezonu zaplanowano na 20 sierpnia. Na pytanie, czy kraj jest gotowy, żeby przeprowadzić rozgrywki, dostałem szybką odpowiedź od Andrija, kibica Dynama Kijów: – My nie jesteśmy gotowi na to, żeby go nie przeprowadzać! Nie możemy przez dwadzieścia cztery godziny na dobę przeżywać to, co dzieje się na froncie. Wiadomo, że nasza uwaga jest teraz skupiona na czymś innym, myślimy głównie o wojnie, ale piłka nożna pomaga nam na chwilę o tym zapomnieć. Jest elementem normalności w tym niesamowicie smutnym dla nas świecie.