Do własnej ojczyzny nie ma nawet wstępu. Od lat nie ma kontaktu z bliskimi. Enes Kanter jest w Turcji na celowniku, bo sprzeciwił się polityce Recepa Tayyipa Erdogana.
Choć dla wielu krajów posiadanie swojego zawodnika w NBA to zaszczyt, nie każdy turecki kibic tej ligi podpisałby się pod tym stwierdzeniem w kontekście Enesa Kantera. Środkowy Boston Celtics, mimo że sportowo radzi sobie bardzo dobrze i godnie reprezentuje swój kraj, tak naprawdę nie jest już oficjalnie jego obywatelem. Nie dlatego, że urodził się w Szwajcarii, a z powodu poglądów. W Turcji bliżej mu do statusu wroga publicznego, szczególnie w oczach zwolenników prezydenta kraju Recepa Erdogana. Przez odebranie paszportu nie może podróżować poza USA i Kanadę, czego zresztą i tak by nie robił, bo obawia się o życie swoje i bliskich. A to jeszcze nie koniec.
PĘKNIĘCIE NA POLITYCZNEJ SCENIE
Kanter jest dzisiaj na celowniku, choć początkowo nikomu nie zawadzał. Politycznie zaangażował się w 2013 roku, kiedy w partii Erdogana AKP wyszedł na jaw korupcyjny skandal. 52 ludzi zostało aresztowanych pod zarzutami fałszerstw, łapówkarstwa, prania brudnych pieniędzy i nielegalnego przemytu. Erdogan, wówczas premier Turcji, winą obarczy ruch Fethullaha Gülena, tureckiego pisarza i islamskiego kaznodzieję, który od końca lat 90. mieszka w USA. Ruch, zwany przez jego członków Hizmet, uznawany jest przez turecki rząd za organizację terrorystyczną. Podobny status ma w Pakistanie i krajach Bliskiego Wschodu. USA i Unia Europejska tak go jednak nie traktują. W przeszłości wraz z AKP tworzył koalicję, ale z czasem między obiema stronami zaczął narastać konflikt. Mocne pęknięcia następowały już w 2011 roku, ale korupcyjna afera z 2013 roku ostatecznie podzieliła zwolenników Erdogana i Gülena.
– Do tego czasu koszykówka była całym moim życiem – opowiadał Kanter w wywiadzie dla „Guardiana”. – Jednak od czasu skandalu podczas gdy moi koledzy z drużyny po treningach spotykali się razem, wychodzili na lunch czy do klubu, ja w domu wiele czytałem na temat polityki w Turcji, kwestii praw człowieka w kraju i tego, jakie stosunki panują między USA a Turcją – dodawał.
Wcześniej faktycznie życie Kantera skupiało się wokół sportu. Wcześnie przejawiał do koszykówki duży talent i już jako 16-latek grywał w młodzieżowej drużynie Fenerbahce. Kiedy skończył 18 lat, zaliczył debiut w seniorach i odrzucił ofertę zawodowego kontraktu, by wyjechać do USA i tam grać w szkole średniej, a później na szczeblu akademickim. Walczyło o niego kilka uczelni, ale wybrał słynącą ze znakomitego programu koszykarskiego Kentucky. Jego talent rozkwitł. Do NBA trafił z trójką draftu w 2011 roku do Utah Jazz i wtedy też pojechał z reprezentacją Turcji na EuroBasket jako najmłodszy zawodnik całego turnieju. Jak sam wspomina, spotkał wtedy Erdogana i ktoś nawet zrobił im zdjęcie, na którym ówczesny premier Turcji ściska jego dłoń.
Z NAMI ALBO PRZECIWKO NAM
Dla swojego kraju Kanter był wtedy wielką dumą i nadzieją tamtejszej koszykówki, ale nastroje szybko się zmieniły. Po skandalu z 2013 roku i wgłębieniu się w sytuację, koszykarz skontaktował się z Gülenem. Wcześniej przed wyjazdem do Stanów chodził do szkoły prowadzonej przez Hizmet i jego postulaty były mu bliskie. - Spojrzenie na religię oraz propozycje tego, jak rozwiązywać dzisiejsze problemy, przemawiają do mnie - tłumaczy koszykarz. - Gülen promuje Islam, który skupia się na sprawiedliwości, szacunku i miłości. Toleruje tych, którzy nie są tacy, jak my. Odrzuca nacjonalizm. Wierzy, że bycie muzułmaninem wiąże się z pewnego rodzaju obowiązkiem pomagania innym. To wartości, które są mi bliskie - dodaje Kanter.
Dla zwolenników Erdogana takie tłumaczenia są do nie do przyjęcia. W Turcji panuje wyraźny podział na dwa fronty i rząd zwalcza tych, którzy popierają Hizmet. Konflikt jeszcze bardziej pogłębił się w 2016 roku, kiedy doszło do nieudanego puczu. W walkach zginęło wówczas ponad 300 osób, a około 40 tysięcy został aresztowanych. Odpowiedzialnością Erdogan obarczył zwolenników Gülena. Ten jednak zaprzecza, że miał z puczem cokolwiek wspólnego. - Mam nadzieję, że ludzie na całym świecie otworzą oczy na łamanie praw człowieka. Sprawy w Turcji się znacznie pogorszyły przez kilka ostatnich lat i nie jest to tylko moje zdanie. Nie wiemy o wszystkim, co tam się dzieje się, ale wiadomo, że media są ograniczane. Porywa się i zatrzymuje się dziennikarzy. Pracownicy uczelni tracą pracę. Pokojowe protesty nie są dozwolone. Wielu ludzi siedzi w areszcie bez zarzutów. Słychać o torturach, gwałtach i różnych innych okropnych rzeczach - pisał Kanter.
W jednym z wpisów tuż po puczu Kanter nazwał Erdogana, wówczas już prezydenta Turcji, "Hitlerem XXI wieku". A takie rzeczy w tym kraju nie przechodzą. Koszykarza uznano za współpracownika organizacji terrorystycznej i zaczęto atakować jego najbliższych. – Wyrażam swoje zdanie na temat spraw, w które wierzę. Dla tureckiego rządu to czyni mnie niebezpiecznym człowiekiem – pisał przeszło trzy lata temu na łamach „Players' Tribune”.
DALEKO IDĄCE KONSEKWENCJE
Odkąd Kanter zaczął publicznie krytykować rządy Erdogana, spokoju nie ma również jego rodzina. Cztery lata temu ich dom został przeszukany, a bliscy koszykarza zostali odcięci od uczestnictwa w życiu publicznym. Nie mogą się również z nim kontaktować.. - Nie rozmawiałem z rodzicami od kilku lat. Mój brat powiedział mi, że boją się wychodzić z domu. Pewnego dnia mój ojciec poszedł na zakupy i kasjer napluł mu w twarz. Powiedział mu, że to przeze mnie. Jest mi z tego powodu bardzo ciężko - pisał Kanter w "Players' Tribune".
Wcześniej jego rodzina wiodła dobre życie. Ojciec Mehmet był profesorem, a siostra skończyła szkołę medyczną. Nie może jedna znaleźć pracy z uwagi na swoje nazwisko. Brat Kantera chciał iść w jego ślady, ale został wyrzucony z klubu za poglądy Enesa. - To mnie bardzo smuci. Marzył o tym, by też zagrać w NBA, ale teraz nie może znaleźć drużyny. Niech nękają mnie, a nie mojego brata - wspominał zawodnik Celtics. W wywiadzie dla "Guardiana" opowiedział również o tym, jak jego rodzice zostali zmuszeni przez turecki rząd do tego, by się go wyrzekli. Zmuszano ich do zmiany nazwiska, na co jednak się nie zgodzili. Konsekwencją jest ostracyzm ze strony tych, którzy popierają Erdogana. Jak przyznał Kanter, nawet nie pamięta, przy jakiej okazji ostatni raz z nimi rozmawiał. Na pewno było to jednak kilka lat temu.
W związku z poglądami Kanter został też wyrzucony z reprezentacji narodowej, ale mimo tego i nacisków na jego rodzinę, nie zamierzał zamilknąć. W końcu w 2017 roku rząd turecki odebrał mu paszport, czyniąc go tak naprawdę człowiekiem pozbawionym obywatelstwa. Ojczyzna oficjalnie się go wyrzekła, a w kraju nie są transmitowane mecze NBA z jego udziałem. Erdogan domagał się również w 2019 roku ekstradycji koszykarza z USA i wydania międzynarodowego nakazu aresztowania przez Interpol. Te prośby nie zostały spełnione, ale Kanter nigdzie nie może wyjeżdżać.
Koszykarz nie ma jednak spokoju nawet w USA. Nastroje polityczne i niechęć zwolenników Erdogana wylewają się poza granice kraju. W mediach społecznościowych otrzymuje regularnie pogróżki. - Straszono mnie pobiciem i śmiercią wiele razy. Średnio kilka dziennie dostaję takie wiadomości - mówi. Ale i na ulicy dochodzi do starć, kiedy spotyka tureckich emigrantów. W zeszłym roku opublikował chociażby nagranie, na którym jest lżony przed wejściem do jednego z meczetów w Bostonie.
NOCNA UCIECZKA PRZEZ TRZY KONTYNENTY
Najbardziej wstrząsająca jest jednak historia, jaką Kanter przeżył w 2017 roku. Wszystko działo się podczas pobytu w Indonezji, gdzie koszykarz organizował akurat obozy treningowe dla dzieci. - O 2:30 w nocy do moich drzwi zapukał mój menedżer i był bardzo poważny. Powiedział: "Policja o ciebie pyta". Wcześniej widziałem ludzi w mundurach na moich zajęciach, a teraz chcieli ode mnie coś w środku nocy - wspomina Kanter.
Okazało się bowiem, że indonezyjski rząd otrzymał od tureckiego wiadomość, że Kanter jest niebezpiecznym człowiekiem i ktoś złożył mu wizytę. - Jacyś panowie ze służb zamierzali ze mną "porozmawiać", ale wiem dobrze, o co chodziło. Lepiej tego nie robić. Kiedy jesteś z Turcji, to wiesz, że nie zależy im jedynie na tym. Ktoś doradził mi, żeby pójść na komisariat policji i porozmawiać tam rano, ale uznałem, że tego nie zrobię. Uznałem, że trzeba się stamtąd zawijać - wspominał.
O godzinie 3:10 kupił bilet na lot. Dwadzieścia minut później siedział już w taksówce na lotnisko. Udało mu się kupić miejsca w samolocie do Bukaresztu o godzinie 5:25 czasu lokalnego. - Przez całą drogę bałem się, że ktoś nas śledzi. Ledwo mogłem oddychać. W końcu udało nam się dotrzeć i wsiąść do samolotu, ale byłem nadal niespokojny. Przeszło mi dopiero, kiedy maszyna wzbiła się w powietrze - pisał Kanter.
Wydawało mu się, że w Europie będzie bezpieczny, jednak problemy zaczęły się zaraz po wylądowaniu. - Uciekłem z Indonezji. Ale nie udało mi się uciec od Erdogana - wspominał. Na miejscu bowiem okazało się, że w trakcie lotu tureckie służby otrzymały sygnał, że Kanter zbiegł i wtedy podjęto decyzję o odebraniu mu paszportu oraz obywatelstwa Turcji. Przez to nie mógł opuścić Rumunii i ponad dobę spędził na lotnisku. Wszystko działo się w jego urodziny.
Kanter uznał wtedy, że to kolejna próba złamania go, ale znów nie zamilknął. Pobyt na lotnisku relacjonował w mediach społecznościowych. Grał wówczas w Oklahoma City Thunder i koledzy z drużyny momentalnie zaczęli podawać dalej jego wpisy i pytać, jak mogą mu pomóc. Russell Westbrook rozkręcił akcję #FreeEnes. To jeszcze bardziej utwierdziło Kantera w przekonaniu, że o traktowaniu przeciwników Erdogana przez jego rząd trzeba mówić głośno. - Mam ten przywilej, że jako gracz NBA mogę dotrzeć do setek tysięcy ludzi - opowiada. Ostatecznie sprawa nabrała dużego rozgłosu i po ponad 24 godzinach Kanter mógł polecieć do Stanów Zjednoczonych. Od tego czasu jednak nie opuszcza kraju.
Wyjątku nie zrobił nawet dla celów sportowych. W obawie o swoje życie odmówił m.in. udziału w spotkaniach NBA w Londynie. Obawiał się, że poza granicami Stanów Zjednoczonych o swoje zdrowie i życie. - Gdybym wyjechał, ktoś mógłby mnie porwać. Nie mogę też wrócić do Turcji, bo tam albo trafiłbym do więzienia, albo zabiłby mnie ktoś nasłany przez rząd i upozorowałby zatrucie. Wszystko dlatego, że Erdogan uważa wolność słowa za niebezpieczeństwo - mówił.
NIE PRZESTANIE WALCZYĆ
Od tego czasu Kanterowi udało się uzyskać amerykańskie obywatelstwo, ale to, w połączeniu z brakiem tureckiego paszportu, nie sprawia, że koszykarz czuje się bezpiecznie. Może już nie być obywatelem Turcji, jednak nadal jest na celowniku Erdogana. Wie, że może być śledzony w USA. Jego ojca również uznano w kraju za współpracownika grup terrorystycznych i grozi mu więzienie.
- Przez koronawirusa Erdogan uznał, by wypuścić z więzienia wiele osób. Wśród nich morderców, złodziei i pedofilów. Ale zostawił za kratkami więźniów politycznych i dziennikarzy. Jeśli choroba się tam rozprzestrzeni, oni zginą, a wielu paskudnych ludzi będzie na wolności. Ponadto w tureckich więzieniach przebywa 17 tysięcy kobiet i wychowuje się tam kilkaset dzieci. Te kobiety są każdego dnia gwałcone, bite i torturowane. Tak wyglądają realia w kraju tego człowieka - opowiada Kanter w wywiadach.
Mimo niepewności, nadal zabiera głos i zwraca uwagę na problemy w swojej ojczyźnie. Powtarza, że od 2016 roku Erdogan zamienia Turcję w kraj dyktatorski, a w meczach NBA zawsze występuje w butach z napisem FREEDOM. - Boli mnie to, że przez wiele lat mój kraj był pomostem między światem Islamu a Europą. Teraz to prawie niemożliwe. Cierpią tam miliony ludzi, dlatego chcę zmiany. Ale tylko dlatego, że mówię o wolności słowa, demokracji, prawach człowieka i wolności, Erdogan i jego rząd mają mnie za terrorystę. On we wszystkich widzi wrogów. To szalone. Nie zamierzam jednak dać mu się zastraszyć - zapowiada Kanter.
