Kryptowaluty obiecują klubom łatwą gotówkę, a fanom zbliżenie się do ulubionych drużyn i możliwość finansowego zysku. Zabawa dopiero się rozkręca, ale już teraz należy zadać pytanie: skoro wszyscy zyskują, to kto traci? Frajerem jest oczywiście kibic. Im bardziej lojalny i zaangażowany, tym łatwiej nim manipulować.
Będzie tego więcej: sprzedawanie obietnic i łapanie ludzi w sieć jeszcze nigdy nie było tak łatwe. Od jakichś dwóch lat obserwujemy szturm krypto w kierunku piłki. Pomysł jest prosty: namówić jak najwięcej lig i klubów, a potem oswoić się w tym świecie tak jak od lat oswaja się branża hazardowa. Skoro 3 miliardy ludzi ogląda piłkę i prawie każdy z nich ma portfel, to znaczy, że warto się wokół nich zakręcić.
To nie przypadek, że fundamenty wylewano w tracie pandemii, gdy klubom spadały słupki w excelu. Każdy musiał zakopać jakąś dziurę i wtedy nagle przychodziło krypto, mówiąc: chodź, podpiszemy, każdy z nas zarobi.
Tokenizacja piłki bazuje na tym, że kluby mają ogromne, budowane latami grupy fanów. Mogą im wciskać każdy kit, mogą wypuszczać jakieś pseudo obrazki i zgarniać za to realny pieniądz. Problem polega na tym, że łatwo w tej relacji przegiąć. Liverpool niedawno wypuścił wirtualne karty NFT, ale zamiast prognozowanych 171 tysięcy sprzedał jedynie 10 tysięcy. Nie dorobił się na tym fortuny, raczej smrodu i sporych strat wizerunkowych.
BAJKA DLA GARSTKI
Kluby piłkarskie powinny brać większą odpowiedzialność za tego typu rzeczy. Wiadomo, że napędza je zysk, po drodze warto coś czasem wygrać, ale to cały czas są również instytucje kulturalne i społeczne. Mówili o tym zresztą niedawno angielscy politycy, gdy pojawił się temat licencji dla Chelsea wobec sankcji Romana Abramowicza. Kluby nie są klasycznymi firmami. Łączy je specjalna wieź ze swoimi fanami i warto by tę więź wykorzystać do czegoś więcej niż napychania kieszeni. Przejechał się na tym choćby Arsenal, gdy pod koniec roku, wypuścił dwie reklamy zachęcające kibiców do inwestowanie w krypto. Brytyjski regulator wycofał nagrania, uznając, że klub trywializuje sprawę i nie do końca informuje fanów jakie podejmuję ryzyko.
Mimo to ciężko tę lawinę zatrzymać. W tokeny bawią się Barcelona, Juventus i Manchester City. Najwięksi świecą przykładem, a reszta małpuje. Platformy obiecują, że kupując token możesz mieć większy wpływ na funkcjonowanie klubu. Przykładowy PSG zaproponował inwestorom ankietę, w której decydują o projekcie nowego autobusu. To wszystko niby zbliża fanów do drużyny, a z drugiej strony nie daje wielu wymiernych korzyści. Popyt szybko przechodzi z euforii w obojętność. Niewielu na tym zarabia. Wszystko bazuje na jakiejś tam obietnicy, na roztaczaniu bajki o pięknej przyszłości, ale z happy endem dla garstki.
TERRY I JEGO MAŁPY
Pokazała to niedawno kolekcja NFT reklamowana przez Johna Terry’ego. Były reprezentant Anglii pod koniec stycznia zostawił w Internecie enigmatyczną wiadomość o podpisaniu umowy z Ape Kids Football Club. Chodziło o stronę internetową wykorzystującą futbol do sprzedawanie wirtualnych obrazków z rysunkiem małpy. Zaraz potem nakręcono szum: poczucie, że dzieje się coś ekscytującego i unikalnego. Że na pokładzie są już Ashley Cole i Reece James, więc ciebie też tam nie może zabraknąć.
Piramida celebrytów skutecznie przyciągnęła gawiedź, a dalej była już tylko sprzedaż i rosnące słupki.
Ludzie nabywali cyfrowe aktywa oparte o technologię blockchain. Wmawiano im, że to jak dzieła sztuki, na których po latach będzie można zarobić. Dzisiaj już wiemy, że obrazek, który kosztował 656 dolarów, warty był niedawno średnio 65 dolarów. Spadek o 90 procent odbył się na przestrzeni miesiąca. Oczywiście obrazki małpy mogą się jeszcze odbić, ludzie mogą czekać, ale czy za rok kogoś to jeszcze będzie interesować?
Na razie wiadomo tyle, że w sprawie Terry’ego musiała interweniować Premier League, bo niektóre sprzedawane obrazki zawierały trofeum za mistrzostwo, a te chronione jest prawami autorskimi. Innymi słowy: ktoś zrobił prowizorkę, nakręcił spiralę i wykorzystał pożytecznych idiotów.
ŚLEPOTA KIBICA
Niestety, ale takich akcji jak ta z Terrym będzie coraz więcej. O NFT zrobiło się głośno w Polsce, gdy kilka miesięcy temu pewna influencerka wyprodukowała cyfrowy token z napisem miłość i sprzedała go ludziom łącznie za ponad milion złotych. Mówiąc wprost: ludzie kupili powietrze, ale ktoś tak ładnie ubrał to w słowa i wytworzył wokół tego specjalną aurę, że nikomu to nie przeszkadzało. Przechodząc na futbolowy grunt, mały test zrobiło niedawno francuskie Lille. Wirtualne pierścienie za mistrzostwo sprzedały się za 25 tysięcy euro. Klub fizycznie nie musiał niczego produkować. Chciał sprawdzić, czy ludzie kupią. I oczywiście, że kupili, bo na tym polega ślepota kibica.
Futbol jest znakomitą płaszczyzną do nawijania farmazonu. Lgną do niego reklamodawcy, bo nic tak dobrze nie sprzedaje jak silne emocje, a tych w piłce zawsze pod dostatkiem. Branża hazardowa wykorzystuje to od lat — jeszcze przed falą Internetu romansowała z piłką, a potem, gdy przyszedł świat online, ruszyła na całego. To stąd ten wysyp azjatyckich firm na koszulkach. W Premier League aż 19 na 20 klubów reklamuje bukmacherów. Nikt przecież nie odmówi, bo nikt nie chce zostać w tyle.
Rodzynek Norwich wyłamał się tylko dlatego, bo firma BK8 przegięła z seksizmem w reklamach.
Angielski rząd zapowiada, że niedługo ukróci branżę. Od roku mówi się, że ustawa hazardowa z 2005 roku przechodzi gruntowną zmianę. Minister sportu Nigel Huddleston dodaje wprost: „Te wszystkie przepisy są przestarzałe. W ogóle nie dostosowaliśmy się do ery cyfrowej”. Anglia ma być jak Hiszpania i Włochy, gdzie reklamowanie bukmacherów jest zakazane. Na razie sprawa jest przeciągana, bo niektóre kluby jak West Ham mają umowy podpisane do 2025 roku. Stoke nawet nazwę stadionu oddał Bet365.
Fakty są brutalne: Wielka Brytania ma 400 tysięcy nałogowych hazardzistów. Peter Shilton, legenda angielskiej piłki mówi, że gra od 45 lat. Jego nazwisko widnieje w dokumencie złożonym na Downing Street, by zakazać w Anglii reklam bukmacherów.
FIRMA KRZAK
Jeśli tak się stanie, poletko bardzo szybko zagospodarują kryptowaluty. Ten trend widać już we Włoszech, gdzie Roma i Inter podpisały umowy firmą z DigitalBits, a Milan z BitMex. Za chwilę każdy klub będzie na pokładzie, a wraz z nim grupy fanów. Wielkie zespoły robią tu za influencerów — powiesz w ładny sposób swoim fanom, żeby zainwestowali w fabrykę sznurowadeł, to zainwestują. Southampton kilka miesięcy temu odsprzedał miejsce na koszulkach treningowych niejakiemu learncrypto.com. Jeszcze chwila, a podobne rzeczy będziemy widzieć na kompletach domowych.
Jak dużo niejasności jest wokół krypto pokazuje przykład Manchesteru City. Mistrz Anglii w listopadzie podpisał partnerstwo marketingowe z 3Key i zaraz potem wystosował piękne oświadczenie. Dziennikarze zaczęli zastanawiać się, gdzie rzekomo firma stacjonuje i gdy okazało się, że nigdzie, włączyli alarm. 3Key nie istniał w wyszukiwarkach. Nie zatrudniał ludzi, sprzedawał tylko obietnicę produktu X, który zamierza wprowadzić. Dwa miesiące później współpraca z "Firmą Krzak" została zawieszona.
Komentarze 0