Świat futbolu zdążył się przyzwyczaić, że William Saliba, utalentowany chłopak z rocznika 2001, robi furorę w Marsylii, ale to że na europejskiej scenie tak pewnie wygląda jego rówieśnik Maik Nawrocki z naszej perspektywy jest sporym wydarzeniem. Tylko sześciu stoperów z tego rocznika wyszło w Lidze Europy w podstawowym składzie, w tym defensor wypożyczony z Werderu Brema, który trafił do jedenastek kolejki serwisów WhoScored i SofaScore. 10 meczów Nawrockiego w Legii wystarczyło, aby mistrzowie Polski inwestowali w niego duże pieniądze, bo mogą odzyskać kilkukrotnie więcej niż 1,5 mln euro. Wystarczyło również, aby poszukujący recepty na dziurawą obronę Paulo Sousa zainteresował się 20-latkiem.
Jednym z największych objawień początku sezonu w polskiej piłce jest to, jak pewnie i dojrzale na środku obrony prezentuje się zaledwie 20-letni Maik Nawrocki. Wskoczył do jedenastki Legii na mecz z Dinamem (1:1) w Zagrzebiu i udźwignął ciężar rywalizacji z reprezentantem Chorwacji Luką Ivanuscem. Nie tylko pomógł wejść do Ligi Europy ze Slavią Praga, ale też zaserwował dwie asysty, czym pokazał, że pewnie czuje się z piłką przy nodze i potrafi wykreować sytuację dalekim zagraniem. Następny krok również wykonał: mimo gry na Jordana Larssona czy momentami Victora Mosesa, pomógł Legii zagrać na zero z tyłu ze Spartakiem (1:0) w Moskwie. Dla Czesława Michniewicza stał się pewniakiem. Nie byłoby to aż tak szokujące, gdyby nie fakt, że wiosną nie mógł się przebić w beniaminku Warcie Poznań i wystąpił od początku jedynie w dwóch ostatnich kolejkach.
CZŁOWIEK MIŁY DLA STATYSTYK
Do futbolu na takim poziomie Nawrocki dopiero wchodzi, bo wcześniej zbierał doświadczenie w II zespole Werderu Brema, czyli na czwartym poziomie rozgrywkowym w Niemczech. Wszyscy wiedzieli o potencjale Maika Nawrockiego, znali go z młodzieżówek i występów w kadrze U-19, ale jednak sztuką jest wejście do mistrza Polski w takim stylu, jakby to nie był początek drogi, a naturalny kolejny krok w seniorskiej piłce. Piłkarz urodzony w Bremie był powołany przez Jacka Magierę na mundial do lat 20, lecz nie zagrał na nim ani minuty. Ustępował miejsca Sebastianowi Walukiewiczowi, Janowi Sobocińskiemu, a także Serafinowi Szocie. Decydowało wtedy ich doświadczenie z seniorskiej piłki.
Kiedy Legia celebruje doskonałe, zaskakujące wejście do Ligi Europy, to dobry moment, aby porozmawiać o 20-letnim Nawrockim, grającym na najbardziej odpowiedzialnej pozycji dla młodych graczy. Trenerzy często dają szanse nastolatkom, ale znacznie łatwiej jest im wpuścić ofensywnego gracza, napastnika albo kogoś na skrzydło, niż do odpowiedzialności za defensywę. Najwyżej nie da żadnej wartości dodanej z przodu, ale nie będzie miał wpływu na stracone bramki i końcowy rezultat. A jednak Maik Nawrocki ze Spartakiem pokazał, że absolutnie nie przerasta go rywalizacja na takiej scenie.
W pierwszej kolejce Ligi Europy oglądaliśmy chociażby bramkę Floriana Wirtza z Bayeru Leverkusen, czyli chłopaka z rocznika 2003, ale to już światowej klasy talent. 18-latek zaczął ten sezon od 3 trafień i 3 asyst, więc ma zadatki na kolejnego Kaia Havertza. Jeśli jednak chodzi o środek defensywy, młodszych piłkarzy niż Maik Nawrocki nie widzieliśmy w akcji. 6 trenerów zdecydowało się na piłkarzy z rocznika 2001 w pierwszym składzie na tej pozycji. O ile nikogo nie dziwi już obecność Williama Saliby w Marsylii, bo dwa lata temu Arsenal zapłacił za niego 30 mln euro, tak warto przyglądać się rozwojowi Leo Greimla (wychowanka Rapida Wiedeń), Strahinji Pavlovicia (Monaco zapłaciło za Serba 10 mln euro), Davida Affengrubera (Sturm Graz wyjął go za 400 tysięcy z Salzburga), Odilona Kossounou (Bayer Leverkusen kupił go za 23 mln) czy właśnie Maika Nawrockiego z Legii Warszawa. To najmłodsi stoperzy, jakich od początku zobaczyliśmy w akcji w LE. I jak widać na przykładzie niektórych, za tak odpowiedzialnych zawodników z potencjałem płaci się krocie. Nawet jeśli mają się nie sprawdzić i nie przebić, łatwo odzyskać za nich część pieniędzy.
Wiadomo, że algorytmy serwisów takich jak WhoScored czy SofaScore nie są perfekcyjnym, właściwym narzędziem do oceny gry konkretnego piłkarza, ale na pewno dają sporo podpowiedzi i wskazują kierunek oceny danego zawodnika. Nie są prawdą objawioną, bo potrafią się pomylić tak jak z Clementem Lenglet w jedenastce sezonu LaLiga, lecz służą jako świetna pomoc naukowa. Oba z tych serwisów 20-letniego Nawrockiego umieściły w jedenastce pierwszej kolejki LE tuż obok Marcao z Galatasaray – SofaScore z oceną 8, a WhoScored 7.8. Docenili, że Maik wygrał po 3 pojedynki na ziemi i w powietrzu, zablokował 5 strzałów, miał 2 odbiory i 2 przejęcia, przede wszystkim zaprocentowało, jak zarządzał piłką, bo wykonał 33/35 celnych podań, co daje 94% skuteczności. Nie dość, że jest solidny, waleczny i dobrze się ustawia, to systemy statystyczne mogą go lubić z racji umiejętności rozgrywania. Ale większe znaczenie niż same statystyki ma to, co dostrzegą w nim międzynarodowi skauci, którzy szukają nieoczywistych nazwisk w Europie. Takich, którzy granie mają dopiero przed sobą i nie pękają na tle silniejszych, poważnych przeciwników. Prawdziwie weryfikować będą go dopiero rywalizacje z Victorem Osimhenem, Harveyem Barnesem czy Patsonem Daką, ale obok meczu ze Spartakiem nikt nie przejdzie obojętnie.
W LEGII CZUJĄ ZAROBEK
Aż 40 procent kibiców Legii uznało go najlepszym zawodnikiem meczu w Moskwie, będąc pod wrażeniem, jak 20-latek spisywał się w defensywie. Rzecz jasna, pewnie narracja byłaby inna, gdyby do siatki, a nie w poprzeczkę główkował Samuel Gigot, ale po czasie nikt już takich rzeczy nie rozważa. Nawrocki do Legii został wypożyczony z Werderu Brema i z tego, co ustalił dziennikarz Piotr Koźmiński z WP Sportowe Fakty, wykupienie go ma kosztować 1,5 mln euro. Na papierze byłby to topowy transfer w historii warszawskiego klubu, jeden z największych, bo Bartosz Slisz też był potężną inwestycją, ale z biznesowego punktu widzenia to niewielkie ryzyko, które opłaca się podjąć w ciemno. Futbol widział już różne historie i zwroty akcji, lecz zakładając harmonijny rozwój 20-latka, Legia powinna odzyskać kilka razy więcej.
„Traktuję go jako naszego zawodnika, z pewnością wykupimy go z Werderu. Cena jest uzgodniona” – powiedział Dariusz Mioduski, czym uspokoił sympatyków stołecznej drużyny. 855 minut środkowego obrońcy wystarczyło, aby pokazać jego możliwości. W 10 jego meczach trzy razy Legia zagrała na zero z tyłu, ale środkowy obrońca w tym czasie dołożył bramkę i trzy asysty, co pokazuje, że jego wpływ na grę jest znaczący. Mistrzowie Polski mieli go na celowniku od dłuższego czasu, ale wykorzystali właściwy moment, aby zagwarantować sobie opcję wykupu. Gdyby Werder nie spadł do 2. Bundesligi i nie miał takich problemów, pewnie nie byłoby to takie proste. Dodatkowo Nawrocki przez zawieszone rozgrywki nie mógł się rozwijać dalej w rezerwach. Wypożyczenie do Warty też potraktowano jak niespełniające oczekiwań. Samego trenera Michniewicza nie trzeba było specjalnie przekonywać, bo powoływał go do kadry U-21 jako zmiennika Kamila Piątkowskiego i Jakuba Kiwiora.
„Dotychczas to Lech uchodził za klub, który posiada młodą, rozwojową kadrę, ale nasza kadra jest jedną z najmłodszych w lidze. Czasami nasze priorytety nie są priorytetami trenera. To wszystko nie jest spójne, bo trener myśli najbliższym meczem, a klub musi działać, zakładając inną perspektywę czasową. Chciałbym też zdementować informację, że Maik Nawrocki to pomysł Czesława Michniewicza. Ten piłkarz był przez nas obserwowany od dłuższego czasu. I wielce prawdopodobne, że znalazłbym się w klubie, nawet gdyby nie było trenera Michniewicza” – tłumaczył w mediach prezes klubu Mioduski.
Niewątpliwie jednak nie trzeba było nikogo przekonywać, że 1,5 mln euro to inwestycja, która szybko przyniesie zwrot. Może nie natychmiastowy i pewnie nawet nie o to chodzi, bo piłkarz potrzebuje regularnej gry i najlepiej kilku poważnych sezonów przed dalszym skokiem, ale nie widać przeciwskazań, aby z takim potencjałem, warunkami i spokojem stał się jednym z najdroższych ruchów w dziejach ekstraklasy. Jan Bednarek odchodził za 6 mln euro jako 21-latek, Kamil Piątkowski za 5 mln w tym samym wieku, a Sebastian Walukiewicz jako 18-latek za 4 mln. Nie widać przeciwskazań, aby Nawrocki kosztował tyle samo. Prawdziwą wyceną będą dla niego kolejne mecze z Leicester czy Napoli. I nie chodzi o końcowy rezultat, tylko indywidualne notowania. Pewnie i tak będzie na niego masa chętnych z europejskiej półki, ale przekonać kogoś na wyłożenie poważnych pieniędzy można własnie takim uwiarygodnieniem z ekipami z Premier League oraz Serie A w Lidze Europy.
OPCJA DLA DRUŻYNY NARODOWEJ
Paulo Sousa niekoniecznie jest zakochany w ekstraklasie i to mówiąc bardzo eufemistycznie. Nie zmieniły tego ostatnie awaryjne występy Bartka Slisza ani Kuby Kamińskiego w reprezentacji. Mogli tylko utwierdzić portugalskiego selekcjonera, że poziom polskich rozgrywek jest na tyle niski, że zawodnicy muszą się dopiero uczyć innej intensywności. Natomiast trudno będzie mu przejść obok występów Maika Nawrockiego, gdy drużyna co spotkanie traci bramkę, a poważnych następców Kamila Glika nie ma zbyt wielu na horyzoncie. Każdy taki wystrzał może być na wagę złota. W doskonałym miejscu do rozwoju znalazł się Piątkowski, który zadebiutował w Lidze Mistrzów z Salzburgiem, Walukiewicz próbuje odzyskać dawną pozycję w Serie A, a Maik Nawrocki dalej rozwijać się w zespole z poziomu Ligi Europy.
Atutów 20-latka jest bardzo wiele: zna już system z trójką defensorów, potrafi rozgrywać piłkę bliżej lewej strony boiska, co stanowiło spory problem naszej drużyny narodowej, w końcu operuje obiema nogami, gdy chodzi o wyprowadzenie. Nawet jeśli Sousa ma fatalne zdanie o ekstraklasie, musi pamiętać, że Nawrocki wychowywał się w Werderze Brema i jest bardziej produktem niemieckiego systemu szkolenia, co potencjalnie pozwoli mu go potraktować podobnie jak Nicolę Zalewskiego. Kilka miesięcy w piłce to wieczność. W lipcu Nawrocki był traktowany jako trzeci wybór i uzupełnienie kadry, dzisiaj jest podborą defensywy mistrza Polski obok Mateusza Wieteski i Artura Jędrzejczyka, a dodatkowo prezentuje to w grupie Ligi Europy. Jakość zawsze się obroni, ale trzeba ją jeszcze potwierdzać na dłuższym dystansie. Młodość porywa, ale rządzi się swoimi prawami co do regularności.