Tydzień po premierze FIFA 2022 producenci gry pochwalili się, że 9 milionów ludzi wypróbowało już nową wersję, a docelowo będzie ich nawet 150 milionów. Nie ma wątpliwości, że mówimy o gigancie, który w każdym zakątku świata zrobił sobie wodospad pieniędzy i to on dziś dyktuje warunki. Czwartkowe oświadczenie EA Sports zapowiada rewolucję: nie potrzebujemy już nazwy FIFA, chcemy separacji.
To będą nerwowe miesiące dla panów w Zurychu. Przychód federacji w poprzednim roku wyniósł 267 mln dolarów, z czego 60 procent to pieniądze od producentów gier. Żaden mundial nie generuje takiej kasy jaką potrafi wrzucić do kapelusza EA Sports. Ich związek trwa od 1993 roku - razem przeszli drogę od okładki z Davidem Plattem i Piotrem Świerczewskim do Kyliana Mbappe. Razem snuli wielkie plany podczas meczu Anglia - Polska na Wembley (stąd ten Świerczewski). A potem przez 28 lat zanotowali tak gigantyczny wzrost, że w pewnym momencie stało się jasne, że obie strony zaczną się rozjeżdżać. Obecna umowa wygasa w grudniu 2022 roku.
W tej chwili to EA Sports rozdaje karty. Przychody firmy w ostatnim roku wyniosły prawie 6 miliardów dolarów. Pandemia pokazała, że branża gier stoi na mocnych fundamentach, a młody widz nie potrzebuje już tylko meczów na żywo, bo z taką samą uwagą ogląda te wirtualne. Rok temu spotkanie Leeds w FIFA obejrzało 50 tysięcy ludzi. Mocno zakorzeniona w głowach nazwa gry przyciąga ludzi, ale gdyby nagle zniknęła, świat by się nie zawalił. Problem miałaby federacja. Niektórzy żartują, że mniejszy zastrzyk gotówki ruszyłby lawinę kolejnych idiotycznych pomysłów: mundial miałby być rozgrywany już nie co dwa lata, ale co sześć miesięcy.
To jest oczywiście element pewnej gry. Panowie w Zurychu z każdą umową coraz więcej krzyczą sobie za licencje do nazw klubów i piłkarzy. EA Sports z kolei nie chce zwiększać stawki, więc robi publiczny pokaz, grożąc separacją. Prawda jest taka, że na początku lat 90., gdy obie strony zaczynały współpracę, nikt nie miał pojęcia jak dużo warte będą prawa do nazwisk i klubów. EA Sports, mające doświadczenia i know-how ze Stanów Zjednoczonych, bardzo długo było wygranym tej sytuacji. Dzisiaj mówi, że korzystały dwie strony, bo FIFA jako organizacja nigdy nie miała dobrego wizerunku. To dzięki grze zyskiwała sympatię nowych pokoleń fanów.
Na ten moment FIFA 2022 ma umowy z ponad 300 partnerami. Gra musi jak najmocniej odwzorowywać świat rzeczywisty, więc znajdziemy w niej aż 17 tysięcy prawdziwych piłkarzy w 700 drużynach. Możemy grać na 100 stadionach w ponad 30 ligach. Coraz częściej zdarzają się jednak sytuacje jak z Juventusem, który odsprzedał prawa firmie Konami, więc FIFA może jedynie zaproponować zespół o nazwie Piemonte Calcio. Nie ma też Lazio, Atalanty i Romy. To pokazuje, że świat licencji robi się coraz bardziej skomplikowany. Poszczególne podmioty są coraz bardziej świadome swojej wartości marketingowej i nie chcą być wrzucane do jednego worka. Zlatan Ibrahimović już rok temu rozpoczął dyskusję na ten temat, mówiąc: „Jakim prawem EA Sports używa mojego nazwiska i twarzy?”.
Odpowiedzią jest oczywiście umowa EA Sports z Milanem. Możliwy jest jednak scenariusz, że w którymś momencie piłkarze i ich agenci postawią weto w tej sprawie. To, że warto walczyć o wizerunek pokazał dwie dekady temu Oliver Kahn. Niemiec podobnie jak Ibrahimović spytał: „Jakim prawem korzystacie z mojego nazwiska?”. Sprawa dotyczyła gry World Cup 2002, która uzyskała licencję na wykorzystanie wizerunku piłkarzy od FIFPro oraz Bundesligi. Okazało się jednak, że żadna z tych organizacji nie miała praw do rozporządzania nazwiskiem bramkarza. Sąd w Hamburgu zakazał sprzedaży gry na terenie Niemiec. Wkrótce Football Manager, bojąc się podobnego procesu, zmienił Kahnowi personalia. Odtąd w bramce Bayernu stał niejaki Jens Mustermann.
Podobnych przykładów w historii było więcej: Ryan Giggs w Pro Evolution nazywał się Ryan Greggs, Roberto Carlos był Roberto Larcosem, a reprezentacja Holandii miała numery od 001 do 117. Przykładowy Robin van Persie grał jako Oranges117. Ciekawą historią był też Ruud von Mistelroum albo Brazylijczyk Ronaldo, który w czasach największych sukcesów wydał grę ze swoim nazwiskiem, dlatego w FIFA 2000 występował jako „No. 9”. Trudno wyobrazić sobie ten czarny scenariusz, ale być może coraz więcej zawodników w przyszłości dostanie podobne numery. Za dużo pieniądze wylądowało na stole.