
Dziś w cyklu FootCall zamiast wywiadu mamy dla Was wyjątkowe zestawienie. Wojciech Szczęsny opowiada o trenerach, z którymi pracował, ich metodach, charakterach – pięć sylwetek szkoleniowców widzianych oczami jednego z najlepszych polskich piłkarzy, dla którego świat wielkiej piłki jest naturalnym środowiskiem.
Oddajmy głos Łukaszowi Wiśniowskiemu z Foot Trucka: – Z Wojtkiem Szczęsnym przegadałem tysiące godzin, zawsze dowiadując się czegoś nowego. Miał w zawodowym życiu wielkie szczęście, bo grał w wielkich klubach, które zatrudniały wielkich szkoleniowców. Tym razem nie w formie wywiadu, ale opowieści bramkarza Juventusu chciałem was zaprosić na historię pięciu niezwykłych trenerów, z którymi pracował.
Przy okazji sprawdźcie rozmowę, jaką razem z Wojtkiem przeprowadziliśmy z Matthijsem de Ligtem w cyklu „Prosto w Szczenę”:
Arsene Wenger
Nie wiem czy to nie ostatni trener, który naprawdę wierzył w przywiązanie do klubu. Nigdy nie oceniał wartości piłkarza przez pryzmat jego ceny na rynku transferowym. Lojalność była dla niego czymś, czego nie dało się zmierzyć w pieniądzach.
Z jednej strony stawiał na młodzież, bo miał wyjątkowych młodych piłkarzy, takich jak Cesc Fabregas czy Nicolas Anelka. Z drugiej strony – możliwości finansowe Arsenalu były ograniczone ze względu na budowę nowego stadionu. Zawsze był wierny swojej ideologii, która jest piękna, choć nie zawsze skuteczna.
Moja kariera jest wyłącznie wynikiem tej ideologii. W żadnym innym klubie, który grał Lidze Mistrzów i walczył o najwyższe lokaty w Premier League nie zadebiutowałbym w tak młodym wieku. Nie stałbym się ważną postacią, nie zagrałbym tylu ważnych meczów. Zresztą, tak może o sobie powiedzieć wielu piłkarzy: Jack Wilshere, Francis Coquelin, Johan Djourou, Hector Bellerin, Kieran Gibbs, Aaron Ramsey i inni, którzy dziś grają nawet w Championship, ale mogli sobie wyrobić określoną renomę i kontynuować karierę właśnie dzięki Wengerowi.
Arsene Wenger prowadził Arsenal w ten sposób, w który ja gram w FIFĘ. Zawsze w trybie kariery menedżera kupowałem sobie za drobne piłkarzy, którzy mieli największy potencjał. Grałem sobie nimi, rozwijałem ich, wyrastali na świetnych zawodników i później ich grubo sprzedawałem. On miał większą radość z obserwowania rozwoju zawodnika, niż z patrzenia na dobrego zawodnika, za którego zapłacił wielkie pieniądze.
W codziennych kontaktach z zawodnikami Wenger był bardzo chłodny i żył z dala od szatni. Wydaje mi się, że było to spowodowane różnicą wieku. Kiedy masz w szatni piłkarzy, którzy są od ciebie młodsi nawet o 30 czy 40 lat, ciężko znaleźć wspólne tematy do rozmów. Wenger trzymał się z boku także na treningach, co akurat jest bardzo właściwe. Trener, który uczestniczy aktywnie w treningu i bawi się w sędziowanie, zawsze traci szerszą perspektywę. Wyjątkowo spokojny człowiek. Klasa i opanowanie. Ciężko było nawet wejść z nim w jakąś bardziej nieformalną rozmowę. Dało się odczuć, że nie jest jednym z nas, że jest naszym szefem. Wzbudzał niesamowity respekt nie używając krzyku. Jedyna moja dłuższa rozmowa z Arsene'em miała miejsce na tydzień przed odejściem z Arsenalu. Wyglądała jak rozmowa z ojca z synem, który opuszcza rodzinny dom.
To ciekawe, bo istnieje przekonanie, że rozstałem się z nim w złych relacjach. Nigdy w życiu się nie pokłóciliśmy. Bardzo możliwe, że wkurzył się na mnie za tego nieszczęsnego papierosa i między innymi dlatego musiałem odejść, ale nigdy mi tego nie powiedział. Zostało mi tylko zakomunikowane, że muszę zapłacić karę. Tyle. Nigdy mi wprost nie powiedział, że mnie nie chce. Najważniejsze, że ta rozmowa się odbyła, bo byłbym gotów uwierzyć w to co mówili wszyscy dookoła i odszedłbym z myślą, że naprawdę jesteśmy pokłóceni.
Był trenerem, który nie przykładał praktycznie żadnej wagi do taktyki i rozpracowywania przeciwnika. Nie było nawet odpraw przedmeczowych. Odczytanie składu, dwie minuty mowy motywacyjnej i wychodziliśmy na boisko. Dopiero po przeprowadzce do Włoch uświadomiłem sobie, że gdybym miał większą świadomość taktyczną i rozumienie gry na wyższym poziomie, to byłbym dużo lepszym bramkarzym. Będąc w Arsenalu większość decyzji podejmowałem instynktownie. Bazowałem na doświadczeniu i przeczuciu. Nic nie było poparte analizą. Popełniłem błąd, uczyłem się na nim. Zrobiłem coś dobrze, wiedziałem, że mogę to powtórzyć. To jest łatwiejsze, ale zdecydowanie mniej rozwijające.
Luciano Spalletti
Trener, który głęboko wierzy w swoją wizję gry i zespół musi się do tej wizji dostosować. Mnóstwo się u niego nauczyłem. Przez pierwsze pół roku na odprawach nie wiedziałem o co chodzi. Tam było tyle rysunków i taki natłok informacji, że nie dało się nadążyć. To jest podstawowa różnica między Włochami a Anglią. Tutaj wszystko jest zaplanowane, tam raczej taktyka ogranicza się do „podajmy do najlepszego, niech on coś wymyśli”.
Właśnie dzięki temu mniejszemu przywiązaniu do taktyki w Anglii jest wyższe tempo i intensywność. Moja rola – jako bramkarza włączonego w grę – diametralnie się zmieniła. Robił mnóstwo treningów, które miały na celu szlifowanie wariantów krótkiego wyprowadzenia piłki. Po jednym z meczów wściekł się, że to nie funkcjonowało. Zorganizował grę treningową ośmiu (bramkarz, czterech obrońców, trzech pomocników) na siedmiu (trzech napastników i czterech pomocników). Powiedział, że mamy 45 minut na to, żeby rozgrywać tylko od tyłu i znaleźć swoje rozwiązania. Ten trening w całości nagrał i później wspólnie analizowaliśmy, gdzie można było się zachować lepiej, jakich rozwiązań szukać, jak wypracować sobie automatyzmy. Moje postrzeganie boiska kompletnie się zmieniło. Dostawałem piłkę i dokładnie wiedziałem gdzie są moi partnerzy, a gdzie przeciwnicy. Jak się do tego przyzwyczaisz to nie musisz się rozglądać. Oczywiście część zawodników ma już takie cechy. Mesutowi Oezilowi nie musisz pokazywać schematów rozegrania, bo on znajdzie ci rozwiązanie, którego ty nie widzisz oglądając mecz z góry. Bramkarz z reguły jest mało kreatywnym człowiekiem, który stara się grać raczej bezpiecznie. Przynajmniej ja taki byłem. Przyjeżdżałem do Włoch z Arsenalu, o którym mówiło się, że gra piękną piłkę, ale ja nigdy nie ryzykowałem w Arsenalu. Jak było choćby trochę presji to po prostu kopałem piłkę.
Dzięki Spallettiemu moje postrzeganie takich sytuacji się zmieniło. Jak jest presja to wiem, że gdzieś jest wolne miejsce. Skoro jeden przeciwnik jest przy mnie, to któryś z moich partnerów musi być wolny. Przez pół roku ze Spallettim nauczyłem się więcej w grze od tyłu niż przez dziesięć lat w Arsenalu. Dzięki treningom z linią obrony zrozumiałem jak moi obrońcy zachowują się w danym systemie. Kiedy muszą być wyżej, kiedy niżej. To już nie było oparte na instynkcie tylko na czystej analizie. W Anglii tego nie miałem. Tam byłem wiecznie wysoko i jak był dym to wyskakiwałem. To się czasami kończyło bardzo źle. Wystarczy wziąć pod uwagę fakt, że we Włoszech nie dostałem jeszcze czerwonej kartki, a w Arsenalu dostałem trzy. Błędy wciąż się zdarzają, bo muszą się zdarzać. Ale jak robisz wszystko instynktownie to ryzykujesz dużo więcej.
Spalletti uświadomił mi jak ważna jest synchronizacja ruchów poszczególnych obrońców w grze bez piłki. Jak istotne są takie detale jak np. ustawienie ciała. Dzięki ustawieniu obrońców uświadamiałeś sobie jaka jest aktualnie sytuacja na całym boisku. Jeśli są tyłem to potrzebują skrócić pole gry, jeśli są bokiem to znaczy, że muszą być gotowi i do głębi i do wyjścia. To determinowało także moje ustawienie i moje zachowania. Jeśli widziałem, że są ustawieni bokiem to musiałem mieć świadomość, że mogą dostać piłkę za plecy i muszę być gotowy do szybkiego wyjścia. Wcześniej nie patrzyłem na swoich obrońców. Patrzyłem na sytuację na boisku i uważałem, że jest zagrożenie to wychodziłem. Tutaj masz taką informacje ułamek sekundy wcześniej, dzięki czemu masz dużo większą szansę na skuteczną, spokojną interwencję. Wydaje się to wtedy dużo łatwiejsze i robi mniejsze wrażenie, ale wynika właśnie z lepszego przygotowania w zakresie czytania gry. Bo robiąc to instynktownie, interwencja wydaje się bardziej spektakularna, a wcale nie jest bardziej wartościowa. Dzięki Spallettiemu znów zakochałem się w piłce. Odkryłem ją na nowo w zupełnie innych aspektach.
Jest cholernie specyficznym człowiekiem. Jeśli nie żyjesz z nim dobrze to masz przesrane. Tak było z Tottim. Z tym, że zawsze czułem większą niechęć Tottiego do Spalettiego niż Spallettiego do Tottiego. Z jakiegoś powodu mnie bardzo polubił i bardzo się zżyliśmy. Energetyczny, emocjonalny, typowy Włoch, który potrafił zmienić swoje oblicze w sekundę. Lubiłem to. Złapaliśmy wspólny język choć raz wyrzucił mnie z treningu, ale miał racje. Niepotrzebnie mu pyskowałem. Pokazał tylko palcem na szatnię i bez dyskusji odszedłem. Później mnie jeszcze zawołał i zarządził godzinny, indywidualny trening z trenerem bramkarzy. U niego jednak ochrzan nie kojarzył się z niczym negatywnym. Pamiętam jak graliśmy kiedyś z Empoli i kopnąłem długą piłkę. W zamyśle w kierunku Dżeko, ale zabrakło mi precyzji i wyglądało jakbym chciał zagrać do Salaha. Później w powtórkach zobaczyłem reakcję Spallettiego. Łamanym angielskim krzyknął, robiąc z rąk gest okularów: „Tek! You need glasses? Dzeko, Dzeko!”.
Massimiliano Allegri
Zawsze był bardzo blisko drużyny. Wchodził do szatni, żartował z zawodnikami, wcielał się w rolę starszego piłkarza. Największym paradoksem jest fakt, że trzymał ten zespół niesamowicie twardą ręką. Nie bał się odstawić od składu na miesiąc Dybali czy Higuaina, jeśli grali słabo. Był twoim kolegą, ale jak nie grałeś dobrze to nie miał skrupułów. Dzięki temu udało mu się wytwarzać takie zdrowe „wkurwienie” u piłkarzy.
Mogłeś być Bentancurem, który ma 18 lat i przychodzi do klubu lub Higuainem, którego kupiłeś za kilkadziesiąt milionów, ale miałeś świadomość, że bardzo mocno musisz walczyć o pierwszy skład. To było dla mnie szokujące, że potrafił być tak bezwzględny, równocześnie mając tak dobry kontakt z zawodnikami. Nie było czekania na piłkarza, aż mu wróci forma. Grasz słabo, to siadasz na ławce. Będziesz w lepszej formie to wrócisz. Miał też inną, z pozoru nielogiczną cechę. Opieprzał tylko jak było dobrze. Prowadziliśmy 2:0, mieliśmy kontrolę nad meczem i bezpieczny wynik, a Allegri wpadał w furię i krzyczał na nas w szatni. Wiadomo, że robił to po to, żeby utrzymać naszą koncentrację. Każdy wiedział, że jest to pewnego rodzaju sztuczka, ale działała. A jak nie szło był bardzo spokojny. Na analizach po przegranych meczach pokazywał dobre fragmenty, a po dobrym meczu pokazywał te słabsze.
Trener, który charakteryzował się nieprawdopodobną elastycznością taktyczną. Potrafił w jednym sezonie zagrać czterema różnymi systemami. Potrafił z meczu na mecz zmieniać system. Możesz wierzyć w swoją wizję piłki i próbować to egzekwować. Taki był Wenger, taki jest Sarri. I dobrze. Warto jest mieć swoją wizję i w nią wierzyć. Allegri jest inny. Potrafił powiedzieć z dnia na dzień, że gramy 3-5-2, innym razem 4-3-3, a jeszcze innym razem 4-4-2. To ma zaskoczyć przeciwnika, ale także wymaga od zawodników, żeby mieli to opanowane. To bardzo pomaga w trakcie meczu. Jeśli widzisz, w którym sektorze twój przeciwnik ma przewagę, możesz to ustawienie zmienić. Graliśmy np. 4-3-3 i było widać, że w środku pola przeciwnicy mają 5 na 3. Można było zauważyć, że skrzydłowi, którzy są tak naprawdę napastnikami zostawiają sporo przestrzeni bocznym obrońcom. Wtedy bardzo często zmienialiśmy ustawienie na 4-4-2, żeby zagęścić środek pola i mieć zawodników, którzy na skrzydłach będą pomagać bocznym obrońcom.
Mandżukić bardzo często schodził z pozycji typowego skrzydłowego na pozycję skrajnego pomocnika w 4-4-2 i robił to genialnie. Z kolei jeśli chodzi o grę w systemie z trzema obrońcami uważam, że trzeba mieć do tego naprawdę świetnych wykonawców. Grzechem byłoby nie grać trójką jeśli masz w topowej formie takich piłkarzy jak Barzagli, Bonucci, Chiellini. Ale ktoś kto przez całą karierę był przyzwyczajony grać w czwórce, będzie miał spore problemy, żeby nagle się przestawić. Spójrz na Diego Godina z Interu, który wyrósł grając w czwórce w linii. To jeden z najlepszych obrońców na świecie, a przegrywa ostatnio rywalizacje z Bastonim, bo nie czuje się komfortowo grając w trójce.
Maurizio Sarri
Ma niebywały urok w opieprzaniu piłkarzy. Są ludzie, którzy przeklinają wulgarnie, a są tacy, którzy klną wręcz poetycko. W tym aspekcie Sarri jest poetą. W przerwie jednego z pierwszych sparingów poleciało przez ławkę łóżko do masażu. Po innym towarzyskim meczu, w którym nam nie szło wszedł do szatni i zaczął krzyczeć, że jesteśmy beznadziejni i nikt nie ma prawa myśleć, że ma zapewnione miejsce w pierwszym składzie. Zawiesił wzrok na naszym koledze z Portugalii i powiedział zupełnie spokojnym tonem: „Oprócz Cristiano Ronaldo”. Szkoleniowiec, który ma najbardziej autorski pomysł na piłkę. Zaczynał od najniższych klas rozgrywkowych i zawsze miał podobną wizję futbolu. Doszedł z tą wizją do Serie A, z Napoli z tą wizją nieomal nie zdobył mistrzostwa Włoch.
Ta wizja towarzyszyła mu w Chelsea, z którą zdobył Ligę Europy i nie mógł porzucić jej przychodząc do Juventusu. Jest bardzo uparty. Najbardziej spośród wszystkich trenerów, z którymi pracowałem. Dla mnie upartość wcale nie musi być negatywną cechą. Jeśli jesteś o czymś w stu procentach przekonany, to będziesz tego zapalczywie bronił. Jak w kłótni. Jeśli jesteś przekonany, że masz rację, to nikt nie zmieni twojego zdania. A jeśli twoja racja ma pokrycie w kilkudziesięciu latach sukcesów w piłce na różnych poziomach to znaczy, że możesz uważać, iż naprawdę masz rację. Czy powiedziałbyś sportowcowi, który doszedł na sam szczyt, ściśle przestrzegając diety wegańskiej, że powinien zacząć jeść mięso? Przekonywałbyś go, że mięso sprawi, że będzie jeszcze lepszy? Słowo „upartość” zawsze można podmienić na słowo „konsekwencja”. Sarri jest cholernie konsekwentny. Jedyną trudnością jest przyswojenie sobie jego systemu gry. To wymaga mnóstwa czasu. Oczywiście, że Sarri mógłby przyjść i pracować tak, żeby bazować na jakości zawodników i na tym co było wypracowane, ale jest zbyt ambitny, żeby wybrać takie rozwiązanie.
Adam Nawałka
Kiedy zaczynałem pracę z Adamem Nawałką nie miałem pojęcia, jakim jest trenerem. Z rozmów z zawodnikami Górnika wynikało, że to szkoleniowiec przesadnie dbający o dyscyplinę i to się potwierdziło na pierwszych zgrupowaniach. Na początku to wyglądało bardziej jak w wojsko niż drużyna piłkarska. Nigdy w profesjonalnej piłce z czymś takim się nie spotkałem. Punkt 22:00 cisza nocna i sprawdzanie czy wszyscy jej przestrzegają. Brakowało tylko kontroli czystości w pokojach. Początkowo był to szok, ale trener zrozumiał bardzo szybko, że to nie jest Górnik Zabrze tylko reprezentacja Polski. Że tutaj są piłkarze, który sami potrafią utrzymać sobie dyscyplinę, że nie trzeba stosować aż tak drastycznych środków.
Bardzo szybko się nas nauczył. Wewnątrz sztabu rygor cały czas był ogromny, wśród piłkarzy nie odbiegało to od tego, do czego się przyzwyczailiśmy. Pierwszy kontakt z jego metodami był jednak szokujący. W sprawach taktycznych najważniejsza była konsekwencja. Wszystkie braki nadrabiał ciężką pracą, przygotowaniem i analizą. To jest jego największa zaleta. Pod kątem taktycznym nie był przygotowany wybitnie. Ale był detalistą. Chciał mieć piłkarzy w najwyższej formie fizycznej, rozpracowanych przeciwników i pracował całe nocy, żeby tak było. Tak nadrabiał braki, które mógł mieć. I to nie jest żaden wstyd. On miał świadomość, że musimy pracować ciężej niż inni, jeśli chcemy odnieść jakikolwiek sukces. I udało się. Mówiło się, że na Euro 2016 nasza reprezentacja po raz pierwszy od wielu lat dojechała taktycznie. Przede wszystkim pojechała drużyna, która praktycznie zagrała ze sobą całe eliminacje i rozumiała się bez słów. Wystarczy wspomnieć, że przygotowania do mundialu wyglądały identycznie jak do Euro, a jednak efekt był inny. Bo na Euro wszyscy trafili z wiekiem i formą. I to było główne źródło sukcesu.
Był mistrzem świata pod względem wsłuchiwania się w głos piłkarzy. Zawsze konsultował i pytał. Nawet po odprawach z zespołem zostawaliśmy z Lewym i jeszcze wiele kwestii dyskutowaliśmy. Nie zawsze wdrażał to co mu sugerowaliśmy, ale mieliśmy poczucie, że zawsze brał to pod uwagę. Nawałka robił też wyjątkowe wrażenie w bezpośrednim kontakcie. Żony i dziewczyny piłkarzy go uwielbiały. Niesamowita klasa, prezencja, elokwencja. I to jest prawdziwy Nawałka. Ciepły, niesamowicie kulturalny człowiek.