FOOTCALL #8. Buziak od Maradony i obiady z Nagelsmannem. Aleksiej Szpilewski o kradzieży inspiracji, Górniku Konin i Góralskim, który jest jak Kante

Zobacz również:FOOTCALL #10. Michał Pazdan o bezsenności przed meczami, szukaniu motywacji i o wielkości Lewandowskiego (WYWIAD)
Pilka nozna. Sparing. Legia Warszawa - Kajrat Almaty. 26.01.2020
FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Dziś w cyklu FootCall zapraszamy was na niezwykle inspirującą rozmowę z Aleksiejem Szpilewskim, trenerem Kajratu Ałmaty, który ma bardzo ciekawą przeszłość i niemniej piękny trenerski umysł. Ma zaledwie 32 lata i samodzielnie prowadzi swój drugi seniorski zespół w najwyższej klasie rozgrywkowej.

Jadał obiady z Julianem Nagelsmannem, był w szatni razem z Ralfem Rangnickiem, dostał buziaka od Diego Armando Maradony. Piłkarsko wychowywał się w Niemczech, był obiecującym juniorem VfB Stuttgart. Groźna kontuzja pleców zmusiła go do podjęcia trudnych decyzji. Porzucił granie w piłkę i postanowił, że zostanie trenerem. W 2013 roku trafił do akademii RB Lipsk i mógł z bliska przyglądać się jak powstaje jeden z najbardziej intrygujących piłkarskich projektów w Europie.

ŁUKASZ WIŚNIOWSKI (Foot Truck): Dlaczego to właśnie Bundesliga jest najlepszą ligą dla młodych trenerów?

ALEKSIEJ SZPILEWSKI: Sytuacja ekonomiczna Bundesligi różni się od tej w Premier League. Młodzi trenerzy w moim wieku są głodni, utalentowani, dobrze przygotowani do zawodu. Kluby to zauważają i często dają im szansę. Mogą podpatrywać jak radzą sobie w akademiach i później próbować ich w seniorskiej piłce. Kiedy pracowałem w akademii VfB Stuttgart czy później RB Lipsk, co tydzień mieliśmy spotkania i warsztaty z innymi trenerami. Po to, żeby się uczyć, inspirować nawzajem. Nieważne czy jesteś trenerem pierwszej drużyny, czy trenujesz ekipę U-10. Wszyscy jesteśmy członkami jednej rodziny i musimy uczyć się od siebie. Myślę, że to jeden z powodów, dlaczego w Niemczech stoi to na takim poziomie.

Przez lata był pan częścią jednego z najbardziej inspirujących projektów piłkarskich w Europie. Co jest takiego szczególnego w filozofii RB Lipsk?

Myślę, że wszystko sprowadza się do jednego słowa. Pressing. Wszystko zaczęło się od Wiktora Masłowa, szkoleniowca Dynama Kijów, który pracował w tym klubie w latach sześćdziesiątych. Jednym z jego piłkarzy, a później kontynuatorem myśli trenerskiej był Walery Łobanowski, który przejął i usprawnił jego ideę pressingu. W latach osiemdziesiątych jego Dynamo przyjechało na obóz do Niemiec i w ramach jednego ze sparingów mierzyło się z ekipą występującą w niższych ligach, której grającym trenerem był Ralf Rangnick. Po meczu podszedł do swojego asystenta i powiedział: „Widziałeś to? Przecież to wyglądało tak jakby oni mieli dwóch albo trzech piłkarzy więcej na boisku”. To był początek jego inspiracji, które doprowadziły go do pomysłów, jakie zaczął wdrażać najpierw w VFB Stuttgart, później w Schalke, Hoffenheim, Red Bullu Salzburg i w końcu w RB Lipsk. Pressing jako działanie kolektywne, zaczerpnięty od Łobanowskiego, to jest coś bardzo charakterystycznego dla jego filozofii. Stało się dla niego jasne, że ciężko będzie przekonać do tego starszych, doświadczonych piłkarzy. Dlatego chciał stawiać na młodych zawodników, których mógł formować wedle własnego uznania i potrzeb. Podobnie z trenerami, którzy musieli mieć czyste, chłonne umysły, żeby zrozumieć o co mu dokładnie chodzi. Pryncypiami naszej gry były kolektywny pressing, intensywność, fazy przejściowe i przemyślane poruszanie się w fazach gry z piłką i bez piłki.

Pan jest trochę symbolem tej wymiany myśli. Człowiek ze Wschodu, który jako trener kształcił się i pracował na Zachodzie. Jak ta droga do Niemiec wyglądała?

Kiedy byłem bardzo mały, przeprowadziliśmy się z tatą do Polski. Był piłkarzem Górnika Konin. Do dziś mówi znakomicie w waszym języku, ja niestety sporo pozapominałem. Po czasie spędzonym w Polsce, mój ojciec dostał ofertę z jednej z drużyn niemieckich, która grała wówczas w trzeciej lidze. Kiedy miałem 6 lat razem z całą rodziną znów się przeprowadziliśmy. Piłkę trenowałem od dziecka, kiedy miałem 15 lat trafiłem do VfB Stuttgart. Niestety rok później przyplątała mi się bardzo uciążliwa kontuzja pleców, która przysparzała mi wiele bólu. Ten ból towarzyszył mi przez długi czas, również w trakcie młodzieżowych mistrzostw Europy do lat 17, na które pojechałem z reprezentacją Białorusi. Musiałem zastanowić się czy kontynuowanie kariery ma jakikolwiek sens. Kiedy coś robię, naprawdę chcę w tym być najlepszy. Zdobywać najwyższe szczyty. Ograniczenie związane z tą kontuzją niestety wykluczało taki scenariusz. W związku z tym decyzja mogła być tylko jedna. Zakończyłem karierę i zacząłem kształcić się w kierunku bycia trenerem. Zdobyłem uprawnienia, zacząłem pracę w akademii VfB Stuttgart pod okiem Thomasa Alhbecka, który stał się moim mentorem. Trzy lata temu Thomas niestety zmarł. To on wziął mnie ze sobą do Lipska i zaproponował mi tam pracę. Wreszcie mogłem zacząć to robić na pełen etat, bo wcześniej była to praca w mniejszym zakresie.

Co jest najważniejsze w szkoleniu młodych piłkarzy?

Nie trzeba im mówić o fazach przejściowych, taktyce i tego typu rzeczach. Na taktykę przyjdzie czas po piętnastym roku życia. Każde dziecko, które ma osiem czy dziewięć lat i kocha futbol ma motywacje w środku. Trzeba mu tylko uświadomić, że jeśli chcesz być przy piłce, a przecież to kocha się najbardziej, to tę piłkę trzeba odzyskać. To leży w naturze dzieciaków kochających ten sport i trzeba to umieć w naturalny sposób wydobyć. Musisz pamiętać o rozwijaniu techniki, ale nie możesz zapominać o aspektach kognitywnych. Młody piłkarz musi nauczyć się podejmować na boisku decyzje samodzielnie. 12-14 lat to jest tzw. złoty wiek dla piłkarza. Wtedy tak naprawdę programuje się najważniejsze rzeczy. Widzę, że wielu trenerów w Rosji, na Białorusi czy Ukrainie przygotowuje dla piłkarzy w tym wieku trening dryblingu z wieloma pachołkami, ale bez żadnej presji. Presja jest potrzebna! Bo tylko tak nauczysz się rozumienia gry, znajdowania przestrzeni, wszystkich tych rzeczy, które będą ci potrzebne bez względu na to, w jakiej taktyce będziesz się w przyszłości poruszał. Ona na pewnym etapie oczywiście będzie potrzebna, żeby wygrywać, żeby zdobywać trofea. Jakość bez taktyki nic nie znaczy, ale warto pamiętać, że na odwrót też to działa. Taktyka bez jakości też nie ma kompletnie żadnego znaczenia. Nie można nauczać indukcyjnie, nie można narzucać gotowych rozwiązań. Zawodnicy muszą ich sami szukać. Jeśli ćwiczenie polega na tym, że Aleksiej ma podać piłkę Łukaszowi, który znajduje się w określonym miejscu, ja muszę sam znaleźć rozwiązanie takiej sytuacji. Każdy ma swój własny styl, nie chciejmy go zabijać. Zawsze podobał mi się sposób, w jaki robiła to Benfica Lizbona. Mierzyliśmy się z nimi wielokrotnie w wielu kategoriach juniorskich. Inteligencja w grze i technika były zawsze na niebotycznym poziomie. Gra jeden na jednego to coś co ich wyróżniało. I to jest najważniejsze, tego mi brakuje w mojej pracy teraz. W ostatniej tercji boiska nie ma nic ważniejszego niż piłkarze, którzy skutecznie dryblują. Wiele drużyn w Kazachstanie ustawia się przeciwko Kairatowi, nawet szóstką piłkarzy w obronie. Kiedy piłkarz ma już ponad 20 lat trudno nauczyć go grać jeden na jednego. On musi to przyswoić znacznie wcześniej. Musi poczuć, że każda próba dryblingu, którą podejmuje jest czymś pozytywnym. Nawet ta nieudana. Po nieudanej musisz być w gotowości do odbioru piłki. Nie trać energii na załamywanie rąk. Nie bądź zły na siebie, na rywala, na kolegów. Weź tę energię i wykorzystaj ją, żeby odebrać piłkę.

Miał pan okazję przyglądać się z bliska pracy seniorskiej drużyny RB Lipsk?

Tak, byłem bardzo blisko pierwszej drużyny, przez pewien czas pełniłem nawet obowiązki tłumacza jednego z rosyjskich piłkarzy. Mogłem być z drużyną na wszystkich treningach, jeździłem na obozy przygotowawcze i mogłem z bliska obserwować pracę Ralfa Rangnicka. Uczestniczyłem w odprawach przedmeczowych, brałem udział w dyskusjach w przerwie i po meczu. To było dla mnie znakomite doświadczenie. Podobnie jak później podglądanie pracy Ralpha Hasenhuettla. Tego lata również miałem okazję odwiedzić RB Lipsk podczas przygotowań. Znam się świetnie z asystentem Juliana Nagelsmanna, dzięki temu mogłem porozmawiać z nim dokładnie o tym jak trenują.

nagelsmannmini.jpg
Maja Hitij/Bongarts/Getty Images

Dlaczego Julian Nagelsmann jest wyjątkowy?

Ten gość wie o piłce wszystko. Jest bardzo pewny siebie, ale nie jest arogancki. Potrafi w bardzo klarowny sposób wyjaśniać swoje pomysły na piłkę. Robi to tak, że po prostu mu wierzysz. To jest bardo ważne. Tłumaczyć rzeczy, w taki sposób, żeby piłkarze zaczęli to robić. Jeśli jesteś w stanie to wyegzekwować, możesz być prawdziwym dyrygentem. Możesz być naprawdę bardzo efektywny w swojej pracy. Poza tym ma niezwykły dar do czytania gry. Patrząc na mecz potrafi bardzo szybko zdiagnozować problemy swojej drużyny i zareagować zmianą ustawienia.

Jaka jest pana filozofia?

Po tym jak miałem okazję z nim porozmawiać dobre kilka godzin stwierdziłem, że nasze pomysły na futbol są naprawdę podobne. Fazy przejściowe inspirowane Łobanowskim, ruch zawodników kiedy mamy piłkę, zwracanie uwagi na to, by znajdować się w pozycji półotwartej, by móc kontrolować i obserwować to co dzieje się na boisku, żeby móc stworzyć przewagę. Zawsze poruszać się między liniami, starać się „wiązać” rywali. Jeden zawodnik może „powiązać” dwóch przeciwników. To trzeba zrozumieć: jaką zajmować pozycję, jak głęboko wbiegać, by rozciągnąć przeciwnika i zawsze być gotowym, gdy zaczyna się atak pozycyjny i gdy rywal może stracić piłkę. Jeśli w naszym ustawieniu jesteśmy blisko siebie, w ich głowach zadziała ten efekt. W treningu ataku pozycyjnego jest też faza przejściowa, w której używamy głośnika, który włącza nasz analityk po stracie piłki i odlicza sześć sekund. Kiedy ten czas się skończy i nie uda się odzyskać piłki z głośnika wydobywa się przeraźliwy dźwięk. To ma wykształcić w piłkarzach nawyk odzyskiwania piłki jak najszybciej. I tu wracamy do tego o czym rozmawialiśmy w kontekście młodych piłkarzy. U nich byłoby ten nawyk zdecydowanie łatwiej wykształcić.

Jacy są pana ulubieni trenerzy? Kogo podziwiał pan jako początkujący szkoleniowiec?

Pep Guardiola jest dla mnie geniuszem. Rozmawiałem na jego temat z moim znajomym, który był na stażu w Manchesterze City. Mówi, że nie mógł się nadziwić jak Pep stawał przy tablicy taktycznej i zaczynał tłumaczyć zawiłości gry. Chciałbym go zobaczyć w drużynie, w której jest mniej jakości, bo to mogłoby być naprawdę fascynujące doświadczenie. Jak radziłby sobie w takich warunkach? W każdym razie uwielbiam go. Niesamowite jest patrzeć jak zmienia system i strategię w trakcie gry. W jednym z meczów, bodaj z Tottenhamem, potrafił zmienić ustawienie taktyczne swojej drużyny po 27 sekundach! Nie spodziewał się, że Tottenham będzie grał diamentem i od razu chciał skorygować ustawienie swojej drużyny. Niebywałe. Zawsze podziwiałem Jurgena Kloppa i jego „gegenpressing”. Także Diego Simeone był trenerem na którego patrzyłem z uwagą w kontekście faz przejściowych.

pep guardiola.jpg
fot. Laurence Griffiths/Getty Images

Wielu trenerów zakochanych w Guardioli nie pała miłością do stylu preferowanego przez Simeone.

Dla mnie najważniejsze jest wyciągnąć najlepsze rzeczy i przełożyć na swoją filozofię. Mówiąc wprost kradnę i uwielbiam to robić. Bo jaki sens ma przekładanie jakiejś filozofii jeden do jednego? Dlaczego Kajrat ma grać jak Manchester City, skoro moi środkowi obrońcy mają zupełnie inne umiejętności i parametry niż jego? Simeone, Klopp, Guardiola, Nagelsmann, Sacchi, Łobanowski, Masłow, Cryuff – oni wszyscy mają bądź mieli znakomite pomysły na piłkę. Dlaczego tego nie łączyć?

Jacek Góralski twierdzi, że do przenosin do Kazachstanu przekonał go Aleksiej Szpilewski. Prawda?

Prawda jest taka, że potrzebowaliśmy zawodnika o tym profilu i poprosiłem kilku agentów o jakieś propozycje. Rzeczywiście po tym jak dyrektor sportowy przedstawił mu naszą ofertę zadzwoniłem do niego, żeby porozmawiać. Chciałem mu wyjaśnić moją filozofię, przedstawić mu mój pomysł na niego. Myślę, że to ważne, żeby piłkarze czuli wsparcie trenera. Czasem musisz być dla nich jak ojciec. Musisz dawać im jak najwięcej pewności siebie. Tylko pewny siebie piłkarz potrafi pokazać pełnie swoich umiejętności. Jacek jest dla mnie idealnym piłkarzem na pozycje numer sześć. Jego mentalność, umiejętność gry bez piłki. Jest zwierzęciem, ma niewiarygodną siłę. Widzę w nim siebie. Podobnie jak ja nienawidzi przegrywać. Potrzebowaliśmy takiego piłkarza, który będzie łączył obronę z atakiem, składał poszczególne fazy gry. Dla mnie to piłkarz profilem przypominający N’Golo Kante z Chelsea z idealną mentalnością. Polska mentalność jest wspaniała. Wasi piłkarze są bardzo pracowici i niezwykle profesjonalni.

Z Konradem Wrzesińskim historia była podobna?

Zobaczyłem zapis wideo z kilku jego meczów. Okazało się, że to bardzo dobry chłopak ze znakomitą mentalnością, a to jest bardzo istotne. W akademii RB Lipsk zwykliśmy mówić, że motywacja jest ważniejsza niż talent. Konrad nie wyróżnia się techniką, ale ma nieprawdopodobną potrzebę rozwijania się każdego dnia. Codziennie przychodzi do jednego z moich asystentów, trenera odpowiedzialnego za przygotowanie fizyczne, Christosa Papadopoulosa i prosi, żeby pomógł mu jeszcze coś poprawić. Na dziś to dla nas bardzo ważny zawodnik.

Na koniec nie mogę nie zapytać o pana epizod w Dynamie Brześć. Miał pan okazję spotkać Diego Armando Maradonę?

Tak! Jeden raz. Graliśmy chyba wtedy mecz z Szachtiorem Soligorsk. Muszę przyznać, że spotkanie takiej legendy na żywo robi niesamowite wrażenie. Stoi przed tobą jeden z najwspanialszych piłkarzy w historii, przytula cię i daje ci buziaka. Niewiarygodne. Spędziliśmy razem może godzinę, wygłosił mowę motywacyjną dla całej drużyny.

* Łukasz Wiśniowski razem z Kubą Polkowskim tworzą kanał Foot Truck, na którym możecie oglądać materiały z gwiazdami polskiego i zagranicznego futbolu.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz