Futbol w czasach pandemii, czyli gra pozorów. Jak odstawiać cyrk, najlepiej pokazują Włosi

Zobacz również:Osobowość, pewność siebie, technika. Sebastian Walukiewicz i rok na wielki skok
SzczesnyGettyImages-1278452758-kopia.jpg
Fot. Filippo Alfero - Juventus FC/Juventus FC via Getty Images

Tak surrealistycznej sytuacji jeszcze nie mieliśmy. Wszyscy wiedzieli, że hit kolejki w Italii się nie odbędzie, bo zawodnicy Napoli pozostali w domach na izolacji. Nie wylecieli nawet z Neapolu, natomiast piłkarze Juventusu normalnie przygotowywali się do zawodów: wsiedli do autobusu, klub ogłosił bardzo ofensywną XI na Twitterze i wyszli na boisko, jakby zaraz mieli grać. W skrócie: spektakl trwał, a to musiało się przydarzyć we włoskiej piłce.

Obserwowało się to z niemałym szokiem. Wiemy między innymi, że Piotr Zieliński opuści zgrupowanie reprezentacji Polski z powodu pozytywnych wyników testu, ale to zaraz może czekać większą część drużyny wysłanej na izolację. Przed tygodniem neapolitańczycy grali z Genoą, w której aktualnie stwierdzono 17 zakażonych. A może niebawem jeszcze więcej. W Napoli na ten moment to dwie osoby – polski pomocnik i członek sztabu, ale kiedy grali przed tygodniem, Genoa też miała dwa przypadki.

Z tego powodu, co zrozumiałe, regionalne służby zdrowia nie zezwoliły na podróż ekipy Gennaro Gattuso do Turynu. Hit kolejki hitem kolejki, ale ponad wszystko postawili bezpieczeństwo. Aurelio De Laurentiis głośno powtarzał, że wsłuchują się w głos służby zdrowia, mimo że oficjalnie zasady włoskiej federacji nakazują im grać. W nich napisane jest jasno: skoro masz 13 zdrowych graczy, podchodzisz do meczu. I tu dochodzimy do sedna sprawy – Napoli mogło mieć „zdrowych” tak samo jak Genoa przed tygodniem, a później rozbrajać powoli całe rozgrywki. To bomba z opóźnionym zapłonem.

Juventus natomiast przestrzegał protokołu Serie A i domagał się gry. Piłkarze się zebrali, wyjechali na stadion, Andrea Pirlo wybrał nawet skład, wiedząc że rywale siedzą w mieszkaniach na południu Italii. Takie były jednak przykazania z góry. W tej sytuacji więcej było polityki klubów. Czysto teoretycznie – to powinno zakończyć się walkowerem i przyznaniem trzech punktów mistrzowi kraju. Ale jak karać kogoś za zdrowy rozsądek i przestrzeganie zasad bezpieczeństwa?

Aby dać podkładkę regulaminowi, Juventus pojawił się na murawie. Dość szybko wynaleziono luki w protokołach, lecz każdy działa wedle swoich priorytetów. Jedni – jak szefowie Serie A – myślą o biznesie i dograniu rozgrywek do końca, bo wiemy, że przy tak napiętym kalendarzu łatwo storpedować całą ligę, drudzy zaś – służby zdrowia – ponad wszystko nie chcą powtórki z marca i kwietnia, gdy oczy całego świata były zwrócone na Półwysep Apeniński. Nie o taki rozgłos komukolwiek chodziło.

Zatem ostatecznie mieliśmy transmisje telewizyjne z wymownym komunikatem: „Oczekiwanie na przyjazd drużyny gości”. Gra pozorów, w której wszyscy wiedzieli, że ta sama ekipa siedzi właśnie na kanapach w domach pod Neapolem. Juventus zrobił to, aby nie zostać ukaranym, Serie A nakazywała grać, logika już niekoniecznie, skoro kwestią czasu będzie wysyp kolejnych przypadków. Rząd finalnie stanął po stronie klubu z Kampanii, ale przepychanka o to spotkanie potrwa jeszcze długo. Tego jesteśmy pewni. Takiej pantomimy w piłce jeszcze nie widzieliśmy, ale futbol w nowych, ciekawych czasach zapewne pokaże nam jeszcze wiele.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Uwielbia opowiadać o świecie przez pryzmat piłki. A już najlepiej tej grającej mu w duszy, czyli latynoskiej. Wyznaje, że rozmowy trzeba się uczyć. Pasjonat futbolu i entuzjasta życia – w tej kolejności, pamiętajcie.