Kiedy Patrick Vieira przejął Crystal Palace po Royu Hodgsonie miał dwa cele: odmłodzić drużynę z Selhurst Park i sprawić, by zaczęła grać ładnie dla oka. Były kapitan Arsenalu nie dokonał cudu, Orły nie zaczęły bić się o europejskie puchary, czy punktować lepiej niż za kadencji poprzednika, ale zupełnie zmienił odbiór tego zespołu w Premier League. A cztery punkty zabrane w tym sezonie Manchesterowi City są najlepszym dowodem jakości jego pracy. Niewykluczone, że były mocodawca Francuza z powodu tych dwóch spotkań straci tytuł.
To oczywista sprawa, że lider ligi nie wygrał poniedziałkowego meczu w Londynie na własne życzenie. Nieskuteczność Bernardo Silvy czy Riyada Mahreza – takie rzeczy zdarzają się nawet z pozoru perfekcyjnej maszynie Pepa Guardioli. Warto jednak docenić klasę gospodarzy, którzy po zwycięstwie 2:0 na Etihad Stadium w październiku znów umiejętnie dali odpór ofensywie The Citizens.
Manchester City w obecnych rozgrywkach nie ma dobrych skojarzeń ze stolicą – przegrał dwa mecze z Tottenhamem, a Palace nie potrafił wbić gola. To niecodzienność dla zespołu, który zdobywa bramki z dziecinną łatwością, co pokazały niedawne derby Manchesteru. Orły były ostatnią drużyną, która zachowała czyste konto w starciu z MC, od tamtego meczu piłkarze Guardioli strzelali w każdym spotkaniu. Aż do poniedziałku.
DOROŚLI DO ROLI FAWORYTÓW
Siedem lat temu Palace pokonali Man City po golach Jasona Puncheona i Glenna Murraya. Od tamtej pory jednak regularnie odbijali się od tego przeciwnika na swoim boisku. Tym razem, choć nie udało się skompletować dubletu z City w obrębie jednego sezonu, po raz pierwszy od początku lat 70., mogą chodzić z podniesionymi głowami.
Nie wiemy rzecz jasna na razie czy Crystal Palace będzie game changerem w grze o tytuł i czy potknięcie City wykorzysta umiejętnie Liverpool, ale widać gołym okiem, że londyńczykom gra w piłkę zaczęła sprawiać przyjemność. Kilka kontr w pierwszej połowie było bardzo groźnych. Drużyna Vieiry nie bije się o żaden konkretny cel. Nie ma w tej chwili ambicji na europejskie puchary i nie musi drżeć o utrzymanie. To bardzo spokojna, bezpieczna transformacja.
I choć, jak wspomniałem na wstępie, CP do 29. kolejki ligowej przystępowało z nieco gorszym dorobkiem punktowym niż na tym samym etapie sezonu za Hodgsona, to zdołało jednak strzelić 9 goli więcej. Fantastyczny doping, jaki niesie się w każdym spotkaniu na Selhurst Park, nie jest już odklejony od wyczynów drużyny. Jedenastkę Vieiry jest dzisiaj za co oklaskiwać.
Nie wiemy rzecz jasna na razie czy Crystal Palace będzie game changerem w grze o tytuł i czy potknięcie City wykorzysta umiejętnie Liverpool, ale widać gołym okiem, że londyńczykom gra w piłkę zaczęła sprawiać przyjemność.
Francuz nauczył swoich zawodników roli faworyta. Owszem, przegrywają jeszcze stosunkowo często z przeciwnikami, którzy znajdują się w czołówce stawki, jednak zupełnie inaczej ten bilans wygląda zw meczach z drużynami z dolnej części tabeli. Tylko jedna porażka w takich starciach pokazuje, że fundament został wylany, a urwanie punktów City, że można iść z tym dalej.
PRZEBUDOWA JAK W ARSENALU
Vieira przebudowuje Palace w podobny sposób, co Mikel Arteta Arsenal. Obaj mają zresztą sporo wspólnego. Francuz kończył karierę w City, gdzie odpowiadał później za rozwój, już jako dyrektor. Z kolei Hiszpan pracował na Etihad w roli asystenta Guardioli. Obaj maja za sobą grę w pomocy Arsenalu, obaj byli uzdolnionymi pomocnikami, choć piłkarsko obecny menedżer Crystal Palace znacznie przewyższał Artetę, był jednym z tych zawodników, którzy zmieniali znaczenie pozycji defensywnego pomocnika. Dziś obaj idą drogą wyznaczoną przed laty przez Arsene’a Wengera. Drogą wiary w młodość.
Średnia wieku wyjściowej jedenastki Palace w obecnym sezonie to 27 lat i 196 dni – jest ona najniższa od siedmiu sezonów, a przecież jeszcze w ubiegłym roku była najstarsza (blisko 30 lat). Zawodnicy tacy jak Tyrick Mitchell, Marc Guehi, Conor Gallagher czy Michael Olise znajdują się w czołówkach kilku klasyfikacji w kategorii do lat 22. Vieira skorzystał w tym sezonie aż z jedenastu piłkarzy w wieku 25 lat lub młodszych, co w zestawieniu z poprzednią kampanią Premier League (tylko czwórka takich graczy) pokazuje kolosalną róźnicę.
Vieira przebudowuje Palace w podobny sposób, co Mikel Arteta Arsenal. Obaj mają zresztą sporo wspólnego.
Na Selhurst Park od momentu przyjścia Roya Hodgsona myślano tylko o teraźniejszości, bo wtedy właśnie, w czasie rzeczywistym, drużyna miała poważne problemy i widmo spadku zaglądało jej w oczy. I tak w tym myśleniu utknęła. Co tam jutro, teraz jest ważne. Odmłodzenie zespołu w tak znaczący sposób daje zupełnie inne możliwości. Zawodników, jakich dobrał sobie Vieira, a mówił od samego początku, że to będą bolesne i długofalowe zmiany, cechuje polot i odwaga. Crystal Palace Stephena Warda, James Tomkinsa, Damiena Delaneya i Luki Milivojevicia odchodzi w zapomnienie. Wtedy odwagi było mnóstwo, polotu niewiele.
Żywym dowodem jest średni czas utrzymania się przy piłce, ponad 50 procent. W ciągu kilku miesięcy drużyna, która głównie czekała na to co zrobi przeciwnik (czytaj: aż strzeli jej gola), zaczęła grać zupełnie inny futbol. Vieira zaufał dość wąskiej grupie zawodników. Nie kombinuje, nie rotuje, każdy zna swoją rolę. Nie oznacza to, że boi się korzystać z ławki rezerwowych, czego dowodem są liczby – aż pięć goli zmienników w sezonie.
LEKCJA OD GUARDIOLI
Zatrzymanie City w poniedziałkowy wieczór sprawia, że lider i Liverpool będą jeszcze bardziej zaciekle walczyć o tytuł, ale Vieiry to jakoś szczególnie nie interesuje. Takimi meczami chce budować pewność drużyny, bo wie, że doświadczenie, jakie zyskają w ten sposób Olise, Edouard, Gallagher czy Mitchell zaprocentuje w przyszłości. I to zapewne tej niedalekiej. Wciąż jest mnóstwo rzeczy do poprawienia, choćby stałe fragmenty – zarówno w kwestii ich wykonywania, jak i bronienia się przed nimi, czy to jak łatwo dopuszczają rywali do zdobyczy bramkowych po strzałach z dystansu. Ogólnie jednak bilans zaczyna wychodzić na plus.
Ekipa Vieiry z faulującej stała się faulowaną, z czekającej aktywną, z wystraszonej odważną. Nie przegrała pięciu ostatnich spotkań w lidze i pucharach, ten projekt-dziecko Francuza cały czas prawidłowo się rozwija. Czasem może się oczywiście potknąć i nabić sobie guza, jednak postępy są naprawdę wyraźne. 20 marca Palace zagrają u siebie z Evertonem w ćwierćfinale Pucharu Anglii. Zważywszy na to, w jakiej formie są ostatnio piłkarze Franka Lamparda, ma duże szanse awansować do najlepszej czwórki. Komfort Vieiry polega na tym, że jego zawodnicy mogą pójść w takim meczu na całość, ci z Evertonu, ze świadomością walki o utrzymanie z tyłu głowy, niekoniecznie.
Ekipa Vieiry z faulującej stała się faulowaną, z czekającej aktywną, z wystraszonej odważną.
Dla Orłów to dziewiąty sezon w Premier League z rzędu. Drużyna przestała już, jak za dawnych czasów, zwłaszcza w latach 90., spadać co rusz do niższej ligi, ale też uplasowała się w oczach kibiców jako totalny przeciętniak, balansujący pomiędzy dziesiątym a piętnastym miejscem. Coraz więcej znaków wskazuje na to, że Vieira ma okazję coś zmienić. Najważniejsze, że cały czas chce się uczyć. Jak na początku kariery trenerskiej, gdy stawiając w tym fachu pierwsze kroki pojechał do Monachium. Guardiola prowadził Bayern i okazał się bardzo pomocnym człowiekiem. Wpuścił Francuza do swojego świata, pokazał mu treningi, a po nich rozmawiali.
– To był dla mnie zaszczyt – wyznał niedawno Vieira.
Guardiola po ostatnim gwizdku poniedziałkowego meczu w Londynie mógł się czuć rozczarowany wynikiem, ale wiedział zarazem, że dołożył cegiełkę do budowy drużyny, która zabrała mu tak potrzebne punkty. Marna rekompensata, ale dobre i to.