Ostatnie dni dostarczają dużej dawki wzruszeń. Śmierć Diego Armando Maradony opłakiwano także na stadionach Premier League, a na Goodison Park oczy Carlo Ancelottiego zaszkliły się jeszcze przed pierwszym gwizdkiem. Ale jeszcze bardziej poruszył mnie list Brazylijczyka Ronaldinho do młodego siebie, w ramach cyklu na theplayerstribune.com – to tak naprawdę wspaniała opowieść o braterskiej miłości.
Tego dnia Roberto de Assisa Moreirę czekało trudne zadanie. Jego ośmioletni brat wracał za chwilę do domu i trzeba mu było jakoś powiedzieć, że tata nie żyje. Chłopiec nazywał się Ronaldinho i wszystko, czego nauczył się o futbolu, który tak bardzo pokochał, wiedział od ojca i starszego brata. Teraz najważniejsze było, żeby ustał jakoś ten cios. Czas zagoi rany, poukłada się jakoś. Jeszcze zrobimy razem wielkie rzeczy, pomyślał Assis.
„Drogi ośmioletni Ronaldinho,
Jutro, kiedy po piłce wrócisz do domu, będzie w nim dużo ludzi. Wujkowie, przyjaciele rodziny i inni, których nawet nie rozpoznasz, którzy zgromadzą się w kuchni. Na początku pomyślisz, że spóźniłeś się na jakąś imprezę. Wszyscy są tutaj, by świętować 18. urodziny twojego brata, Roberto.
Zazwyczaj, kiedy wracasz do domu, mama śmieje się i żartuje. Ale tym razem będzie płakać. A potem zobaczysz Roberto. Obejmie cię ramieniem i zabierze do łazienki, żebyście mogli zostać chwilę sami. Potem powie coś, czego nie zrozumiesz: – Był wypadek, Tata odszedł. Nie żyje”.
Znacie dalszą część historii. Ronaldinho zapłacze nad stratą, ale zrozumie, że jest coś, co może wypełnić pustkę. Piłka nożna. Zostanie wielką gwiazdą, zdobędzie setki goli, popularność, pieniądze, piękne kobiety. Trafi nawet do więzienia (jego brat zresztą również), ale nie o tym jest ta historia.
To będzie opowieść o dorastaniu w biedzie, w drewnianej chatce, w faweli w Porto Alegre, gdzie wszystko scalić i uratować może tylko miłość, nawet, kiedy żołądek jest pusty. No i futbol, to oczywiste. Tata grał, zanim zaczął pracować przy statkach i jako odźwierny na stadionie Gremio. Brat także chciał być wielkim zawodnikiem. Chłopiec był skazany na futbol.
To Assis wyciągnął rodzinę z faweli, dzięki piłce, rzecz jasna. Jego kontrakt dał im lepsze życie, klasyka brazylijskiego gatunku. Sam stał się inspiracją dla Ronaldinho, z czasem rozumiejąc, że mały będzie lepszy, dużo lepszy.
Coś pękło, kiedy starszy brat Ronaldinho odkrył ciało ojca, który utonął w basenie. W istocie miał tamtego dnia osiemnaste urodziny. Taki prezent od losu – zostanie głową rodziny w młodym wieku. Ojcem dla Ronaldinho, wsparciem dla mamy. Ta nie miała szczęścia w życiu, jej kolejny mąż umrze na zawał serca.
Assis i Ronaldinho szli ramię w ramię, młodszy czarował na boisku, starszy stawał się coraz bardziej bezwzględny w negocjacjach wielkich kontraktów, nawet kiedy w grę wchodziły rozmowy z gigantem takim jak Nike. Obaj nie mieli prawa przypuszczać, że pewnego dnia Assis stanie się właścicielem Porto Alegre. Ojciec pękałby z dumy, gdyby tego dożył.
Ronaldinho powtarzał, że jego brat był dla niego największym idolem, powiedział to nawet, gdy odbierał od FIFA nagrodę dla najlepszego zawodnika świata w 2005 roku. – Dał mi odwagę, zachętę, bym nigdy nie przestał próbować – mówił. Szukał w futbolu ucieczki. Bał się bezsensu po śmierci taty, bał się gangów, które mogły go wciągnąć w strefę mroku, wybierał więc park i piłkę. Granie do upadłego. A kiedy wszyscy już się zmęczyli, on chciał więcej i więcej. Tak to jest z najlepszymi. Na koniec – o czym pisze w liście do młodszego siebie – zostawał już tylko on i pies o imieniu Bombom. „W Brazylii nawet psy kochają futbol”. Ćwiczyli razem. Najlepsi przyjaciele do spraw dryblingu.
A potem zobaczył drużynę mistrzów świata z 1994 roku. Miał 14 lat i wiedział, że niczego innego nie pragnie bardziej, niż być jednym z takich bohaterów. To by się nie spełniło, gdyby nie braterska miłość, śmierć taty, choć okrutna dla ośmiolatka, okazała się czymś, co zacieśni więzi z Assisem już na zawsze.
Piękny to tekst, polecam wam go z całego serca i na rozgrzanie serca. Posłuchajcie:
„Jak mogę opowiedzieć dzieciakowi, który urodził się w drewnianej chacie w faweli o życiu w Europie? To niemożliwe. Nie zrozumiesz. Kiedy wyruszysz do Paryża, potem Barcelony, Mediolanu, wszystko będzie działo się bardzo, bardzo szybko. Niektóre media w Europie nie zrozumieją twojego stylu gry. Nie zrozumieją, dlaczego zawsze się uśmiechasz. Cóż, uśmiechasz się, ponieważ piłka to zabawa. Czemu masz być poważny. Powtórzę to – kreatywność ponad kalkulację.
Pozostań wolny i zdobędziesz mistrzostwo świata z Brazylią.
Pozostań wolny i wygrasz Ligę MistrzĻów, LaLiga, Serie A.
Pozostań wolny i zdobędziesz Złotą Piłkę”.
Pozostań sobą, chciałoby się dopisać. I nigdy nie przestawaj się uśmiechać. Ma to sens. Nawet w sytuacji, w której wydaje się, że nic sensu nie ma.
