Czasem trzeba coś stracić, by za tym zatęsknić – to zdanie idealnie wpisuje się w moje odczucia względem kibiców na trybunach. Przez lata byli jak tlen, uznaliśmy ich obecność na stadionie za coś normalnego. Dopiero miniony sezon Premier League, będący niczym wieczny sparing, tyle że o wysoką stawkę, pozwolił nam zrozumieć – jak nigdy wcześniej – o co w całej tej zabawie chodzi. Powrót fanów na należne im miejsce to piękny impuls na następne rozgrywki. Oby ten koszmar już nigdy się nie powtórzył.
Przysięgam, że w końcówce było już trochę jak w biegu długodystansowym – człowiek nie pamiętał co się stało parę kilometrów wcześniej, korzystał z jakiegoś automatyzmu. Mecze zaczęły się zlewać w jedno wielkie meczysko, wszyscy zostaliśmy w tym szalonym tańcu zapętleni. Teraz czas na odpoczynek od ukochanej ligi.
Jaka ona była w minionym sezonie, oprócz tego, że bardzo dziwna? Na pewno mało oczywista, bo choć Manchester City na koniec triumfował i to nie jest żadne zaskoczenie, kilku rozstrzygnięć i paru bohaterów nie bylibyśmy w stanie wytypować.
WYWROTKI RODGERSA
Gdybym miał wybrać trochę migawek, które zostały mi w głowie z poprzedniej kampanii, na pewno to byłyby gole, je zawsze najłatwiej zapamiętać. Ten Erica Lameli, cudowny, ale chyba jeszcze piękniejszy – Manuela Lanziniego. No i ten najbardziej nośny, emocjonalny – Alissona Beckera.
W Premier League są rzeczy, które dość łatwo przewidzieć – na przykład to, że Harry Kane powalczy o koronę króla strzelców z Mohamedem Salahem, bo tak się dzieje właściwie co roku w ostatnich latach. Albo że największe szanse na Złotą Rękawicę ma Ederson. No i teraz jeszcze, że Leicester City wypadnie z czwórki w ostatniej chwili.
Szkoda mi Lisów. To zespół, który wyjątkowo lubię, jeszcze od czasów, gdy grał tam Marcin Wasilewski. Mam nadzieję, że te dwa bolesne upadki go nie naznaczą jakimś fatalizmem. Ale na pewno sprawiają, że trudno logicznie ocenić Brendana Rodgersa. Wywrotka z Liverpoolem i te dwa potężne potknięcia z Leicester – trudno zamaskować to nawet Pucharem Anglii.
KONIEC PEWNEJ EPOKI
Staram się zawsze szukać bohaterów nieoczywistych. Dla mnie takim był Luke Shaw, myślałem, że to już nigdy nie będzie bardzo dobry piłkarz, tymczasem stał się jednym z liderów Manchesteru United. Im niżej w tabeli, tym łatwiej o takich ludzi. Patrick Bamford – kto posądziłby go o taki wynik bramkowy? Albo Ollie Watkins, który obok Jacka Grealisha wyrósł na wielką gwiazdę Aston Villi. Jesse Lingard – abstrakcja. Jak i cały West Ham United. Czapki z głów przed Marcelo Bielsą, Davidem Moyesem, Deanem Smithem.
Spadek West Bromwich Albion pokazał, że ta liga wchodzi w nową erę, gdzie myśl trenerska Sama Allardyce’a już się nie broni. Pewna epoka dobiegła końca. Przypadek Sheffield United, że nic w piłce nie jest dane – musisz pracować rok w rok z tą samą intensywnością. Wynik Leeds United, że warto być wiernym swoim ideałom, jak Bielsa, grać na własnych zasadach, niech świat się spróbuje dostosować. Historia Steve’a Bruce’a mówi z kolei, że nikogo nie wolno skreślać na starcie.
POLSKIE WĄTKI
Ten sezon na pewno zapamiętam jako wyjątkowy ze względu na role odegrane przez Polaków. Nigdy jeszcze Premier League nie była tak „nasza”, naprawdę. Mamy bramkarza w klubie, który wywalczył europejskie puchary. Łukasz Fabiański to w Anglii wielka marka, nie musimy bac się użyć takiego słowa. Świetny ambasador polskiej piłki. I wreszcie nie musi się obawiać, że jest sam.
Kuba Moder wszedł pięknie do składu Brighton and Hove Albion i ma szansę stać się tam gwiazdą dużego formatu. Jan Bednarek
ustabilizował swoją mocną pozycję w Southampton, dobił do setki meczów, piękna historia. Mateusz Klich został wyniesiony pod niebiosa przez Bielsę. Nie udało się tylko Kamilowi Grosickiemu, ale jego przypadek jest na szczęście wyjątkiem potwierdzającym regułę. A reguła mówi: powiedzie się, jeśli masz dobry plan. Bednarek, Fabiański, Moder i Klich go mają. Zyskali zaufanie swoich menedżerów, cieszy mnie to jako długoletniego i wiernego fana Premier League.
NOWA ENERGIA
Drzwi obrotowe pracowały na pełnych obrotach. Wylecieli przez nie Frank Lampard i Jose Mourinho. Żegnamy Roya Hodgsona i niespodziewanie Nuno Espirito Santo. To był sezon cierpienia Virgila van Dijka, który nie mógł pomóc kolegom, ale i strachu o zdrowie Raula Jimeneza. Sezon błysku Rubena Diasa i odrodzenia Johna Stonesa. Kontynuacja kunsztu Bruno Fernandesa.
Hegemonia angielskich drużyn w Lidze Mistrzów nie jest przypadkowa. W tej chwili w Premier League grają najlepsi piłkarze świata. Dawka jakości jest nieprawdopodobna. Thomas Tuchel wniósł nową energię do menedżerskich potyczek. Ole Gunnar Solskjaer wystąpił w roli żywego dowodu na to, że cierpliwość się opłaci, ale Roman Abramowicz pokazał, zwalniając Lamparda, że niecierpliwość też ma swoje atuty. Mikel Arteta zobaczył, że bycie asystentem Guardioli i praca na swój rachunek to są dwie różne zabawy.
Kocham Premier League, cieszę się, że udało mi się pokonać kolejny maraton. Czuję z każdym rokiem, że jest coraz trudniej, wzrasta tempo, intensywność, a mnie przybywa lat. 122 mecze plus programy w Canal+ i kilkadziesiąt audycji Kick Off w newonce.sport – trochę wiało, ale stoję cało, jak rapuje klasyk. Odsłuchany przez was podcast czy obejrzany mecz/program nigdy nie oddadzą tego, co kryje się za kurtyną, na zapleczu, ile kosztuje to czasu, przygotowań, często pracy wielu osób – dźwiękowców, oświetleniowców, operatorów, dziewczyn od garderoby, makeupu, itd.
To naprawdę niesamowite, bo czekałem z utęsknieniem na ostatni gwizdek, ale wiem, że minie kilka dni i będę czekał na pierwszy. Tak to działa, jak trans, z którego nie umiesz i nie chcesz wychodzić.