Kiedy Cristiano Ronaldo odszedł z Old Trafford do Realu Madryt, w jednym z pierwszych wywiadów wyznał, że „czuje się tak, jakby zostawił rodzinę”. – Szczególnie brakuje mi szarlotki i budyniu serwowanych w ośrodku treningowym w Carrington – opowiadał. Od tamtej pory sporo się zmieniło. Portugalczyk, liczący dziś 36 lat, postawił na kurczaka, sałatki z tuńczykiem i awokado. Do tego niekiedy pięć (!!!) krótkich drzemek dziennie, by mięśnie należycie odpoczęły. Młodsi koledzy zerkają na jego talerz i wierzą, że jeśli będą jeść tak jak mistrz, sami nimi zostaną.
Odżywanie to jedna z tych rzeczy, które w piłce zmieniły się w ciągu ostatnich trzech dekad najbardziej. Pomińmy już coś tak grubego, jak „drinking club” na Old Trafford, który Alex Ferguson musiał rozganiać na cztery strony świata, kiedy objął posadę w United. Spuśćmy zasłonę milczenia na obszerne bluzy piłkarzy Arsenalu, którzy ukrywali w ten sposób nadwagę przed nowym, młodym menedżerem, Arsene’em Wengerem. Zapomnijmy o historii z szatni Tottenhamu, w której za kadencji Junade Ramosa zawodnicy z seniorskiej kadry mieli łącznie sto kilogramów nadwagi. Z roku na rok bowiem nawet najmniejsze „występki” zaczęły odbijać się na formie, a Premier League przestała wybaczać.
Jeśli nie byłeś odpowiednio wyspany i nie jadłeś zdrowo, po prostu nie wytrzymywałeś tempa, łapałeś coraz więcej kontuzji i ostatecznie wypadałeś z karuzeli. Futbol stał się wyścigiem zbrojeń. Na polu bitwy największymi wrogami zostali alkohol, cukier, tłuszcz czy sól. W ten sposób w domach Harry’ego Kane’a, Marcusa Rashforda, Masona Mounta i wielu innych gwiazd ligi zameldowali się najlepsi kucharze, a na ich mailach wylądowały rozpiski od dietetyków.
NAWET VARDY DAŁ RADĘ
Gerry Tagart, piłkarz z Irlandii Północnej, który bronił barw Leicester City, zapytany niegdyś o to, co poradziłby aspirującym zawodnikom młodego pokolenia, odparł bez cienia żenady: – Pić dużo browara i palić jeszcze więcej fajek.
Słowa Tagarta pochodzą dokładnie sprzed dwudziestu lat i są żywym dowodem na to, że mentalność w piłce zmieniła się bezpowrotnie. Sympatyczny Gerry z pewnością nie miałby dzisiaj prawa dzielić szatni z Cristiano Ronaldo, co tam, wykopałby go z niej nawet Jamie Vardy, znany przed laty z upodobania do nietypowych drinków: wódka + Skittles. Dziś najlepszy snajper Leicester City, podobnie jak CR7, stawia na zdrowie i dobrze na tym wychodzi.
Skoro Vardy potrafił, to dlaczego inni nie mieliby tego zrobić? Potrzebna była tylko odpowiednia edukacja, a potem już trend – piłkarze lubią trendy, a ten akurat jest mniej szkodliwy niż hazard, czy konkurowanie w tym, kto będzie miał więcej samochodów i kochanek. – Potrzebowaliśmy na początku wykładów, by dowiedzieć się, dlaczego nie wolno nam jeść takich rzecz jak majonez albo pić coli każdego dnia – potwierdza tę teorię Paolo Di Canio.
Kiedy włoski napastnik Rolando Bianchi trafił do Manchesteru City, drużyna wyskoczyła do restauracji i jako jedyny odmówił wypicia piwa. – Koledzy patrzyli na mnie jak na kosmitę – wspominał później.
SKRZYDEŁKA Z NANDO’S
Danny Welbeck, znany dość dobrze napastnik, opowiadał o tym, jak grając na Old Trafford regularnie chodził do Nando’s i zamawiał skrzydełka z kurczaka. Trudno wyobrazić sobie coś mniej zdrowego dla piłkarza. Ale nie to był zmartwieniem Welbecka. Martwił się on o to, że ludzie patrzą i musi jeść sztućcami. – W domu te skrzydełka zostałyby rozszarpane – przyznał. Dlatego bardzo często ostatecznie prosił o torbę na wynos.
Takie rzeczy są przeszłością. Piłkarze nie dość, że tak nie robią, to nawet, gdyby przyszło im do głowy pożerać fast food, nigdy nie przyznaliby się do tego publicznie. Także ci z Old Trafford.
Lee Grant, bramkarz Manchester United, jest o dwa lata starszy od Cristiano i z podziwem patrzy na to, jak Portugalczyk nie tylko pozwolił uwierzyć pozostałym zawodnikom, że mogą osiągnąć wielkie rzeczy, ale również zmienił sposób patrzenia na odżywianie w całym klubie.
Komosa ryżowa, gotowane jajka i awokado – tak. Szarlotka – już nie. Grant opowiedział w rozmowie z TalkSport, jak piłkarze MUTD zerkali, co CR ma na talerzu. – Nikt nie wziął deseru! – wypalił rezerwowy bramkarz. – Gość jest w niesamowitej formie, ma drugie najlepsze ciało w klubie, zaraz po mnie – żartował Grant.
NIE IDŹCIE DO DOMU CRISTIANO!
Ronaldo nie je mrożonek i czerwonego mięsa. Sześć posiłków dziennie, w odstępie 3-4 godzin, do tego czasem pięć drzemek. Tylko świeże ryby, świeże owoce, jogurty o niskiej zawartości tłuszczu. No i kurczak, to jego podstawa.
„Daily Mail” przywołuje historię Patrice’a Evry, który śmiał się, że nie było po co jechać do domu Cristiano, bo człowiek mógł jeszcze paść ofiarą dodatkowego treningu, a na stole zawsze stały tylko sałatki i woda. Francuz wie, o czym mówi. Bo Ronaldo to także pięć wizyt tygodniowo w siłowni, gdzie zawsze równoważy trening kardio z siłowym. Dlatego w wieku 36 lat wciąż dysponuje znakomitym przyspieszeniem.
W przypadku każdego innego piłkarza w takim wieku śmiało dałoby się stwierdzić, że United dokonali transferu na najbliższy sezon. Ale fakty stojące za Portugalczykiem pokazują, że ta przygoda może potrwać o wiele dłużej. I już po pierwszym meczu świat wie, że Ronaldo nie przyjechał napawać się dawną sławą czy skąpać w sentymentach. On naprawdę wierzy w sukces tej drużyny. A najbardziej wierzy w pracę. Dieta to jej część, ponieważ opiera się czasem na wyrzeczeniach. Już dwie dekady temu legendarny piłkarz Southampton Matthew Le Tissier powiedział po znacznym zbiciu wagi bardzo mądre: – Jeden hamburger nie wyrządzi ci krzywdy, ale nie możesz żyć na diecie hamburgerowej.