Future wydał nowy album, a my już go przesłuchaliśmy. Wrażenia? Jest dobrze, ale bywało lepiej

Zobacz również:Steez wraca z Audiencją do newonce.radio! My wybieramy nasze ulubione sample w trackach PRO8L3Mu
Gucci and Friends Homecoming Concert
Paras Griffin/Getty Images for Atlantic Records

Pandemia powstrzymuje niektórych przed wydawaniem nowych albumów, ale Future nie dał się zastraszyć. High Off Life to dowód na to, że Future jest dalej w formie... ale nie życiowej.

Lubi niespodzianki; o dacie premiery jego najnowszego projektu dowiedzieliśmy się na początku minionego tygodnia. Na Instagramie Lonzo Balla, który nie kryje swojej sympatii do muzyki reprezentanta Atlanty, pojawiła się domniemana tracklista High Off Life. Chwilę później Epic Records potwierdziło doniesienia gwiazdy NBA – album w tym samym tygodniu pojawił się na streamingach.

Początkowo miał nazywać się Life Is Good, tak jak singiel z Drake’em, ale koniec końców Future zdecydował się na tytuł High Off Life. Rzeczywiście, całość brzmi jakby Future upajał się życiem i przelewał to na kartki. Czy wyszedł z tego dobry album?

Niekończące się pomysły na flow

Prawdziwych i dobrych mumble raperów (ktoś jeszcze używa tego sformułowania?) można poznać po kreatywności nie w linijkach, a w sposobie ich nawijania. To takie nowoczesne eviva l’arte – sztuka dla sztuki, bez upychania pomiędzy rozrywkę zbędnego przekazu. Tworzenie synergii z beatem i wszystkimi jego aspektami – od melodii, przez tempo, po dźwiękowe niuanse. Future dogaduje się z licznymi producentami na High Off Life praktycznie bez słów. Z ALT Jacobem na elektryzującym HiTek Tek bawiąc się zmianami tempa, szatkowaniem linijek i zwariowaną kadencją głosu (szczególnie niespodziewanie przy końcu kawałka z linijkami And I can't even sleep / I been already geeked for seven days). Z Wheezym na Solitaires odważnymi, ale dobrze wykonanymi przyspieszeniami. Z Southside’em na Touch The Sky próbując swoich sił z modulacją i całkiem zabawnym vibrato i załamaniami głosu.

Król ad-libów

W naszym zeszłorocznym zestawieniu najbardziej ikonicznych ad-libów w amerykańskim rapie może i zabrakło Future’a, ale gość nie przestaje nas zaskakiwać. Przykłady? Przezabawne i zdumiewające woo, woo (które brzmi bardziej jak poo poo) na Solitaires: Gettin' my lettuce, I'm gettin' my paper, I'm gettin' my trees (Woo, woo) / One thousand percent, keep it one thousand with me (Woo, woo, yeah). Naszpikowane dźwiękonaśladownictwem, którego nie powstydziłby się nawet doświadczony ornitolog Ridin Strikers. Tych linijek moglibyśmy mnożyć jeszcze długo, dlatego najlepszą metodą będzie przekonanie się o doskonałości ad-libów Future’a na własną rękę – High Off Life jest nimi usiane. Te zaskakujące podbitki pokazują, że pomimo dziesiątek wydanych projektów i setek wypróbowanych patentów nadal potrafi znaleźć w tworzeniu muzyki frajdę.

Brag on brag

Na High Off Life nie znajdziemy czegokolwiek, co zmieni nasze życie. Future nie nawija o problemach społecznych, nie odnosi się do polityki, nie filozofuje. Nagrał album czysto rozrywkowy, pozbawiony zbędnej treści, za to najeżony prostymi linijkami, które w bardzo dużej części odnoszą się do bogactwa, statusu, kobiet, farmaceutyków i innych tego rodzaju uciech. Czyli Future, jakiego znamy, który znajduje się w dobrym momencie swojego życia i chce tę pozytywną energię przelać na pięciolinię. High Off Life nie jest jego najlepszym projektem, jednak traktując ten krążek z lekkim pobłażaniem i spoglądając na niego z perspektywy czegoś przyjemnego i próby zabawy z brzmieniami, High Off Life jawi się jako go-to.

Świetne beaty, niezłe gościnki

Na pochwałę zasługują też raperzy, którzy przyjęli zaproszenie od Future’a i pojawili się na High Off Life. Travis – zupełnie w swoim stylu, wpisując się jednak w specyficzny klimat Future’a i dorównując mu w dziedzinie ad-libów. Jedna z najlepszych piosenek na płycie zawdzięcza swój status właśnie gościowi, który zrobił melodyjny, wpadający w ucho i – przede wszystkim – idealnie pasujący do piosenki refren, a także kilka wtrąconych w zwrotki gospodarza linijek. Mowa tutaj o YoungBoyu NBA w numerze Trillionaire, który brzmi trochę jak Lil Uzi Vert – i może właśnie temu zawdzięcza swój vibe. Nieco odstający od reszty feat to ten od Young Thuga – raper pojawia się w piosence na zawrotne 25 sekund, oferując nudne jak flaki z olejem ayy flow i jedno przyspieszenie.

Jak prawie zawsze w przypadku Future’a, jego dobór producentów to strzał w dziesiątkę. Trap lubi męczyć i być jednostajnym (głównie przez przepełnienie tzw. cykaczami i niezbyt kreatywnym melodiom), ale to nie case High Off Life. Future zatrudnił bowiem do współpracy aktualną topkę trapowych beatmakerów – znanego z The Wizrd ATL Jacoba, niezastąpionego Wheezy’ego czy trapowych weteranów Southside’a i TM88. Na 2020 rok i nowy album Future’a trudno wyobrazić sobie lepszy skład producencki – i to właśnie dzięki niemu płyta nie jest tak nudna, jaka mogłaby być. Ale niestety – odrobinę jest.

Do zapomnienia jeden krok

Pomimo tych plusów cały krążek niestety nie jest niczym szczególnym. Wybijające się na tle innych momenty możemy policzyć na palcach jednej ręki, a reszta niestety zlewa się ze sobą w jednolitą maź. Godzina i 10 minut albumu to jak na dzisiejsze standardy całkiem sporo, ale niestety niewielu raperów jest w stanie wyciągnąć z takiego czasu meritum i same smaczki. O High Off Life, oprócz kilku zapisanych na playliście kawałków, prawdopodobnie już niedługo zapomnimy. To laurka dla dobrego życia, z dobrymi beatami i szczęśliwym Future’em, a także kilkoma wybijającymi się gościnkami, jednak bez efektu wow i czegokolwiek świeżego.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Za radiowym mikrofonem w zasadzie od początku istnienia stacji, później był też członkiem redakcji netu. Z muzyką wszelaką za pan brat od dzieciaka.