
Zawodowy wrestling (w szczególności WWE) często określany jest mianem nie sportu czy rozrywki, a po prostu „rozrywki sportowej”. Wszyscy wiedzą, że wynik walki jest z góry ustalony, jednak nie każdy zdaje sobie sprawę, że wiele akcji wykonywanych w ringu może zaboleć. „Wynik jest wyreżyserowany, siniaki i złamania nie”. Takie słowa często słyszymy od samych zawodników. Przeciętny widz potrzebuje jednak „legitymizacji” tego, co widzi w telewizji, dlatego federacje często sięgają po nazwiska, które są w stanie to zapewnić.
Wielu wrestlerów może pochwalić się osiągnięciami sportowymi, niezależnie od tego, czy zdobyli je przed, czy po trafieniu do wrestlingowego ringu. Ich obecność i sukcesy w świecie sportowej rozrywki mają na celu przekonać wciąż nieprzekonanych widzów, że to, co widzą na ekranie, to faktyczny wysiłek, ból i niezwykłe atletyczne umiejętności, a nie tylko z góry napisany scenariusz. Niektórym udaje się to nadzwyczaj dobrze.
Brock Lesnar
Nie można nie zacząć od prawdopodobnie najlepszego przykładu, który zaszokował świat sportu. Lesnar w 2000 roku został uniwersyteckim mistrzem kraju w zapasach, co w Stanach Zjednoczonych jest naprawdę nie lada osiągnięciem. Potem trafił do WWE, które zapaśniczy rynek przeczesuje regularnie i nie mogło ominąć takiej atletycznej „bestii”, jaką był już w tamtym czasie. Okazało się, że w profesjonalnych zapasach również wiele potrafi. I to na tyle dużo, że dość szybko przedarł się na wrestlingowy szczyt, zdobywając mistrzostwo świata WWE (najmłodszy mistrz w historii w momencie zdobycia pasa).
Po trzech latach odszedł jednak, by… podbić świat futbolu amerykańskiego i spróbować swoich sił w NFL, mimo że w futbol nie grał od liceum. Dostał się jednak do międzysezonowego składu Minnesota Vikings i naprawdę niewiele brakowało, by trafił do ich ostatecznego skład. To się z różnych względów nie udało, ale być może wyszło to Brockowi na dobre. W Japonii został wrestlingowym mistrzem jednej z federacji, co świadczy o jego zdolnościach jeszcze bardziej, bo japońska wersja tej sztuki raczej nie daje tytułów za samo nazwisko i wygląd (co czasem można powiedzieć o WWE).
Po tym z kolei trafił do MMA i bardzo szybko do UFC, gdzie w szokujący sposób, bo już po kilku walkach, został mistrzem świata, wygrywając z Randym Couturem. Kariera Lesnara w UFC była krótka, jednak niezwykle owocna. Jest też jedynym zawodnikiem, przy którym Bruce Buffer zrobił swoje słynne „360”. Po stracie pasa (przegrał z Cainem Velasquezem, co WWE potem wykorzystało… ściągając Velasqueza do siebie i wystawiając przeciwko Brockowi) wrócił do wrestlingu, gdzie do dziś jest jedną z najważniejszych (choć rzadko pojawiających się) postaci, a jego walki nabrały dużo większej autentyczności. Szczególnie że nie kryje się z tym, że czasem nie powstrzymuje ręki i uderzenia… cóż, wyreżyserowane nie są, a słynnych, celowo używanych żyletek wcale nie trzeba, by w ringu pojawiła się krew. Taki już jest Brock.
Ronda Rousey
Kolejny przykład ze świata MMA, choć w tym wypadku nie można zapomnieć, że Rousey to również medalistka olimpijska w judo. Jej wpływ na kobiecy wrestling sięga czasów, kiedy sama zawodniczka jeszcze o występach w WWE nie myślała. Mówi się o tym, że jej znakomita sportowo i marketingowo kariera w MMA sprawiła, że przedstawiciele sportów walki (przede wszystkim Dana White) stwierdzili, że kobiety będące najważniejszymi nazwiskami nie gali wcale nie oznaczają utraty pieniędzy i oglądalności. O tym samym dzięki temu pomyślano w WWE, nastawionym na zyski, jak mało która inna sportowa czy rozrywkowa federacja. Zaczęto dawać czas utalentowanym wrestlerkom, a przyjście Rondy – choć krótkie – sprawiło, że mieliśmy pierwszą w historii kobiecą walkę wieczoru Wrestlemanii. I co ważne, zarobki WWE wcale się przez to nie zmniejszyły. Odejście Rousey ze świata wrestlingu było… niezwykle dziwne, co jest tematem na oddzielną historię, jednak jej krótki pobyt w tym świecie pozwolił WWE na chwilowy powrót do mainstreamowych mediów i zdecydowane urealnienie produktu. Same youtube'owe filmiki z Rousey mają po kilkadziesiąt milionów odtworzeń.
Kurt Angle
W świecie „zwykłego” sportu nie jest może tak znany jak Lesnar i Rousey, jednak jego historia i osiągnięcie bije może wszystkie inne, nie tylko wśród wrestlerów. Angle, tak jak Lesnar, najpierw był zapaśnikiem, jednak nie poprzestał tylko na mistrzostwie akademickim (dwukrotnym, swoją drogą). Już w 1995 roku został zapaśniczym mistrzem świata i celował w upragnione złoto igrzysk olimpijskich w Atlancie rok później. Niestety, w trakcie przygotowań… złamał i uszkodził dwa kręgi szyjne, wraz z czteroma innymi mięśniami, co wykluczyłoby 99 procent sportowców z jakiejkolwiek rywalizacji.
Angle jednak się zawziął, odpoczywał i przystąpił do amerykańskiej próby przedolimpijskiej, którą wygrał. Chcąc nie chcąc, federacja musiała zabrać go na igrzyska, gdzie, mimo niezwykle poważnej kontuzji, został mistrzem olimpijskim i bohaterem całych Stanów Zjednoczonych.
Dwa lata później trafił do WWE (wtedy WWF), gdzie zresztą pojawiał się w ringu ze swoim złotym medalem olimpijskim, przypominając, że w wrestlingu są prawdziwi sportowcy, nie aktorzy. Został legendarnym wrestlerem, często uznawanym za tego, który ze wszystkich „sportowców zmieniających się w gwiazdy wrestlingu” najbardziej rozumiał ten biznes od strony rozrywkowej. Fani z kolei nigdy nie zapomną jego olimpijskiego wyczynu, bo zdanie „I won a gold medal with a broken freakin’ neck” stało się niemal jego mottem.
Mark Henry
Genetyczna potęga, najsilniejszy człowiek świata, człowiek o nieskończonej mocy – tak go określano… jeszcze zanim w ogóle trafił do wrestlingu. Henry jest niezwykłym przypadkiem, bo wielu ekspertów od sportów siłowych nie potrafi znaleźć słów, by go opisać. Wybitny trójboista siłowy, najmłodszy w historii człowiek, który zrobił przysiad mając na sztandze 900 funtów (około 410 kilogramów) oraz najmłodszy, który przebił 2300 funtów (około 1040 kilogramów) we wszystkich trzech (przysiad, wyciskanie na ławce, martwy ciąg) konkurencjach. W „olimpijskim dźwiganiu” wystąpił już w 1992 na igrzyskach w Barcelonie, mając 21 lat. Cztery lata później, w Atlancie, pokonała go kontuzja, mimo że miał szansę na medal olimpijski, a w międzyczasie został mistrzem świata w trójboju siłowym. W 2002 roku, niemal bez większych przygotowań, wygrał słynny „klasyk” Arnolda Schwarzeneggera.
O dziwo, jest on jednym z tych przypadków, któremu wrestling… mógł przeszkodzić w wielkiej karierze w sportach siłowych. Zadebiutował w okolicach igrzysk w Atlancie i zakochał się w profesjonalnych zapasach, skupiając się na nich i zostając jednym z najbardziej lojalnych wrestlerów w historii WWE. W dodatku w ciężarach przeszkadzały mu sterydy i ogólny doping – sam był jednym z nielicznych nigdy niezłapanych zawodników. To wszystko sprawiło, że w zasadzie zakończył ciężarową karierę w wieku 26 lat, nigdy nie osiągając swojego fizycznego „peaku”. Mimo to po dziś dzień ma masę rekordów i jest zdecydowanym rekordzistą świata w pełnym pięcioboju (konkurencje trójboju siłowego plus olimpijskiego podnoszenia ciężarów), a jego wynik to… 1460 kilogramów.
Schwarzenegger, Bill Kazmaier (legendarny strongman) czy wielu jego rywali Henry’ego z czasów zawodniczych, łącznie z tymi ze wschodniej Europy, którym zdarzało się z nim wygrywać w podnoszeniu ciężarów, mówią wprost – u Henry’ego nie poznaliśmy prawdziwego kresu umiejętności, który miał niezmierzony. Nazywają go największą „surową i genetyczną” siłą, jaką w życiu poznali, a Kazmaier, „jeden z najsilniejszych ludzi w historii”, sam tak nazywa Henry’ego. To jeden z tych przypadków, gdzie przydomek z WWE („Najsilniejszy człowiek świata”) nie był przesadą.
Dwayne "The Rock" Johnson, Ron Simmons, Roman Reigns, Goldberg
Niektórzy mogliby stwierdzić, że nie wiedzą czemu wrzucamy tu aktora, jednak stawiamy, że sportowi czytelnicy zdają sobie sprawę, że jeden z najbardziej wziętych aktorów świata wybił się na profesjonalnych zapasach. Jest uznawany za jednego z najpopularniejszych wrestlerów w historii, w dodatku walczył w czasach świetności rozrywki sportowej (przełom wieków, m.in. razem z Anglem i Henrym, a potem Lesnarem, który zresztą odebrał mu pas mistrzowski). Mało kto jednak wie, że swego czasu Johnson był wziętym futbolistą i podstawowym zawodnikiem mistrzów NCAA na uniwersytecie w Miami. Kontuzja kolana przerwała jednak jego karierę futbolisty (jest to wspomniane nawet w serialu „Ballers”, gdzie gra główną rolę), a jego miejsce w Miami zajął Warren Sapp, który został jednym z najlepszych obrońców NFL przełomu wieków.
Simmons z kolei to dla współczesnych fanów wrestlingu ktoś, kto w ciekawy sposób mówi „Damn”, jednak w latach 90. był m.in. pierwszym w historii czarnoskórym mistrzem WCW (konkurenta WWE), a wrzucamy go do jednego worka z „Rockiem”, ponieważ tak jak on też był uniwersyteckim mistrzem w futbolu. On jednak poszedł o krok dalej, bowiem zagrał kilka lat w NFL i jest członkiem uczelnianej Galerii Sław, jako jeden z najwybitniejszych w historii „koledżowych” obrońców.
Z aktualnych wrestlingowych gwiazd pod temat „bardzo dobry uniwersytecki futbolista” podpada też Roman Reigns, czyli… kuzyn The Rocka, a także Bill Goldberg, który poza słynną wrestlingową serią w WCW i filmem „Wykiwać klawisza”, ma też na swoim koncie kilka sezonów gry w najlepszej futbolowej lidze świata, po tym jak został wydraftowany w jedenastej rundzie (dla porównania – teraz tych rund jest siedem).
Baron Corbin
Kolejny futbolista na liście, choć jego nie wrzucamy do tej samej kategorii, co powyższych, z innego powodu – poza futbolem (przewijał się kilka lat przez NFL) był też boks, a Corbin (a w zasadzie Thomas Pestock) był regionalnym mistrzem „Golden Gloves” i doszedł całkiem wysoko w turnieju narodowym tej samej kategorii. Amatorska kariera zapowiadała się bardzo dobrze (z szansami na międzynarodowe występy), jednak wybrał futbol, gdzie ponoć też zdarzało mu się sprzedawać podbródkowe na boisku. A komentatorzy WWE nie omieszkują wspominać i urealniać jego wrestlingowej kariery, wspominając o karierze bokserskiej po każdym ciosie, niezależnie czy nieco bardziej, czy mniej prawdziwym.
Bad News Brown
Rousey nie była pierwszą medalistką olimpijską w judo, która potem próbowała swoich sił w wrestlingu. Bad News Brown (a w zasadzie Allen Coage) był brązowym medalistą z igrzysk w Montrealu w 1976 roku. Coage był na tyle zaangażowany w swoją wrestlingową karierę, że specjalnie pojechał do Japonii trenować pod okiem Antonio Inokiego, legendarnego wrestlera, który m.in. walczył w pokazowych pojedynkach z Muhammadem Alim. To tam stawiał swoje pierwsze kroki, a dopiero pod koniec lat 80. trafił do WWE (wtedy WWF). Nie o wszystkich byłych gwiazdach sportu próbujących wrestlingu można powiedzieć, że wykazali podobne zaangażowanie w sztuce.
Bobby Lashley
Bobby Lashley to kolejny przykład z MMA i chyba w dodatku najdziwniejszy. Śladem Lesnara poszedł do mieszanych sztuk walki i szło mu naprawdę nieźle. Miał bilans 15-2, a w Bellatorze, topowej federacji na świecie, wygrał pięć walk, nie przegrywając żadnej. Seria ośmiu zwycięstw i... koniec walk w MMA. Okazało się bowiem, że miał w kontrakcie klauzulę zawieszającą jego karierę, jeśli pojawi się opcja powrotu do WWE, który zawsze był jego prioryterem. Wrócił i... jest aktualnym mistrzem federacji, więc na pewno tego nie żałuję. Jego kontrakt z Bellatorem dobiegł końca, jednak sam zainteresowany nie wyklucza powrotu do oktagonu w przyszłości.