Myślisz „Quaresma”, widzisz zagranie zewnętrzną częścią stopy. Widzisz zagranie zewnętrzną częścią stopy, myślisz „Quaresma”. Nie każdy zawodnik potrafi wszystko. Niektórzy potrafią tylko jedno. Ale za to genialnie.
O najlepszych współczesnych piłkarzach mówi się, że są kompletni. Potrafią wszystko. Żaden aspekt ich gry nie odstaje od pozostałych. Nawet jeśli w czymś się wyróżniają, jak Zlatan Ibrahimović, który stał się symbolem ekwilibrystycznych zagrań, mają też w repertuarze wiele innych. Są akcje, które noszą nazwiska wybitnych piłkarzy, jak zwód Cruyffa czy ruletka Zidane’a, ale zarówno Holender, jak i Francuz, potrafili o wiele więcej. Są jednak też tacy, którzy bez swej jednej wytrenowanej do perfekcji umiejętności, byliby przeciętni. Tacy jak wszyscy. Albo przynajmniej nie mieliby legendarnego statusu. I właśnie takim zawodnikom chcemy się przyjrzeć.
Nie można porównywać klasy piłkarskiej zawodników, którzy są na tej liście. Arjen Robben bije Kerlona na głowę. Łączy ich jednak to, że gdy tylko w dowolnym miejscu świata ktoś wykona charakterystyczną dla nich akcję, zaraz zostanie przywołane ich nazwisko. Stali się symbolami konkretnych akcji. Nie można o nich powiedzieć, że byli kompletni. Ale w jakimś aspekcie byli genialni. Czasem zaniosło ich to na szczyt futbolu, czasem tylko do galerii z najdziwniejszymi trickami w historii piłki.
Prawdopodobnie najlepszy piłkarz na tej liście. Wygrał Ligę Mistrzów, został wicemistrzem świata, przez dziesięć lat był gwiazdą czołowego klubu świata. I to wszystko pomimo tego, że praktycznie każda akcja z jego udziałem miała tylko dwa możliwe scenariusze: albo Robben schodzi z prawej strony do środka i oddaje strzał, albo Robben udaje, że schodzi z prawej do środka, obiega obrońcę z prawej strony i dopiero wtedy schodzi do środka, by oddać strzał. Nie podlegał częstemu we współczesnym futbolu zamienianiu stron skrzydłowym, bo okradałoby go to z jego największego atutu. Grał głównie szybkością i genialną lewą nogą. Kiedy dostawał piłkę, jedyną zagadką było, czy po zejściu do środka strzeli w kierunku dalszego, czy bliższego słupka. Najlepszy dowód na to, że element zaskoczenia jest przereklamowany. O ile flagowe zagranie ma się opracowane tak perfekcyjnie, jak Holender.
Piłkarzy grających „fałszem”, czyli zewnętrzną częścią stopy, jest wielu. Zwykle robią to ci, którzy do tego stopnia nie potrafią posługiwać się słabszą nogą, że w sytuacjach, w których powinni to zrobić, wolą zagrać zewnętrzną częścią wiodącej stopy. Quaresma uczynił jednak z tego sztukę. Zarówno dośrodkowywania, jak i strzelania. Trochę niezręcznie o mistrzu Europy, Włoch, Portugalii, Anglii i Turcji oraz zdobywcy Ligi Mistrzów powiedzieć, że był przeciętnym piłkarzem. Ale na pewno genialny był w tylko jednym aspekcie. I jeszcze długo każdy zawodnik często używający zewnętrznej części stopy będzie do niego porównywany.
Mistrz Ameryki Południowej do lat 17, który zapowiadał się na kolejnego brazylijskiego magika, ale nie zrobił wielkiej kariery. Dziś ma 32 lata i już nie gra w piłkę, a jego ostatnim klubem był Spartak Trnawa. Wychowanek Cruzeiro w wieku 20 lat przeprowadził się do Włoch. Był piłkarzem Chievo Werona, Interu, czy Ajaksu Amsterdam, lecz nigdzie nie zaistniał. Popularność zdobył wyjątkowo efektownym zwodem, zwanym „foczką”, który Brazylijczyk bardzo sprawnie wykonywał. Mierzący 166 centymetrów zawodnik unosił piłkę, a potem biegł, delikatnie podbijając ją czołem, sprawiając wrażenie, że trzyma piłkę na głowie. Podbił w ten sposób internet i zirytował kilku rywali, którzy czuli się tym upokorzeni i czasem bezpardonowo przerywali jego popisy. Nic w futbolu nie osiągnął, ale w każdej galerii charakterystycznych zagrań ma honorowe miejsce.
To był dobry piłkarz, ale na pewno nie na tyle wybitny, by za same umiejętności piłkarskie nazywać na jego cześć magazyny piłkarskie i przywoływać jego nazwisko w praktycznie każdy weekend. Dwukrotny mistrz Austrii z Rapidem Wiedeń, który 62 razy grał w reprezentacji Czechosłowacji, zasłynął wyjątkowo bezczelnym i nonszalanckim wykonaniem rzutu karnego, który rozstrzygnął finał mistrzostw Europy w 1976 roku. Od tego czasu każdy rzut karny wykonywany delikatną podcinką, nazywany jest „Panenką”. I skoro trwa to już od 44 lat, raczej się już nigdy nie zmieni.
Irlandczyk opanował jedną z najbardziej nietypowych umiejętności, która w najlepszych czasach Stoke City Tony’ego Pulisa stanowiła w Premier League bardzo poważną broń. Delap potrafił bardzo mocno i ostro wrzucać piłkę z autu w pole karne. Gdy był na boisku, bezpieczniej było wykopać piłkę na rzut rożny niż za linię boczną. Na Britannia Stadium w okolicy band reklamowych czekał zawsze chłopiec z ręcznikiem, którym Delap wycierał piłkę, by pewniej trzymać ją w rękach. David Moyes określił go kiedyś mianem „ludzkiej procy”. W pozostałych aspektach piłkarskich był bardzo ograniczony. W kadrze Irlandii rozegrał zaledwie jedenaście spotkań. Jednak jeszcze na lata pozostanie symbolem długich rzutów z autu.
To był naprawdę niezły meksykański napastnik, który jednak w Europie czarował bardzo krótko. W 1998 zachwycił cały świat niecodziennym zagraniem, znanym od jego imienia jako „Cuautemina”. Podczas mundialu we Francji Blanco nagle włożył piłkę między łydki i trzymając ją nogami, skoczył przed siebie. Dlatego inna nazwa tego zwodu to „skok kangura”. Nie zawsze wychodziło. Nie zawsze obrońcy dawali się na to nabrać. Gdy jednak podbiegali we dwóch, Blanco wdzierał się między nich z piłką między nogami i uciekał na wolną przestrzeń. Ku uciesze publiczności.
To był dobry bramkarz, którego Międzynarodowa Federacja Historyków i Statystyków Futbolu wybrała ósmym wśród najlepszych na tej pozycji w historii Ameryki Południowej. Nie ma to jednak większego znaczenia dla jego legendy. Kolumbijczyk nie jest znany z tego, że dobrze bronił, tylko w jaki sposób to robił. Przede wszystkim z „kopnięcia skorpiona”, podczas którego pozwalał, by piłka go minęła, a potem uniesionymi ponad głowę piętami ją wybijał. Najsłynniejsze wykonanie tego szalonego tricku miało miejsce w 1995 roku na Wembley, gdy wybił w ten sposób dośrodkowanie Jamiego Redknappa. Do dziś jest to uznawane za jedno z najbardziej ikonicznych zagrań w historii futbolu. Wtedy akurat wyszło. Higuita próbował go często także w innych meczach. I zdarzało się, że kończyło się to źle. Mało kto tak bardzo jak on zasłużył na przydomek „El loco”.
Bezsprzecznie bardzo dobry piłkarz, który – wbrew gwiazdorskiemu wizerunkowi – potrafił bardzo ciężko i rzetelnie pracować dla drużyny. Tylko jedna rzecz w jego repertuarze umiejętności była jednak na galaktycznym poziomie. Mocno podkręcane dośrodkowanie prawą nogą. Trudno sobie wyobrazić Beckhama grającego na skrzydle w dzisiejszym futbolu. Ani nie był zbyt szybki, ani szczególnie dobrze nie dryblował. Potrafił jednak fenomenalnie dokręcić piłkę w pole karne. Z głębi pola, z rzutu rożnego. No i oczywiście do bramki – z rzutu wolnego. Gdyby jednak w futbolu zlikwidować zagrania ze stojącej piłki, raczej nie mówilibyśmy o nim jako o globalnej gwieździe.
Kolega Beckhama z galaktycznego Realu. Jeden z prototypów współczesnych ofensywnie grających bocznych obrońców. Brazylijczyk kompletnie nie kojarzył się z bronieniem, choć w tamtych czasach jeszcze głównie tego wymagano od piłkarzy występujących na jego pozycji. Mistrz świata z 2002 roku biegł do przodu, a potem oddawał fenomenalne, bardzo silne strzały z dystansu lewą nogą, podczas których piłka nabierała przedziwnej rotacji. Każde uderzenie, po którym piłka przekracza sto kilometrów na godzinę, wywołuje automatyczne skojarzenia z nim. Absolutny mistrz silnego strzału lewą nogą. Czy czegoś poza tym? Chyba nie. Ale czy to mało?
Olympique Lyon, którego jest legendą, był w pierwszej dekadzie XXI wieku silnym klubem, seryjnie zdobywającym mistrzostwa Francji i grającym w fazie pucharowej Ligi Mistrzów. Trudno jednak go zaliczyć do ścisłego europejskiego topu. To był jedyny klub Brazylijczyka na naszym kontynencie. Jego umiejętności przywołuje się często, ale zawsze tylko w jednym kontekście. Fenomenalnych rzutów wolnych. Zupełnie innych niż te Carlosa czy Beckhama. Juninho zawsze nadawał piłce dziwną rotację. Sprawiał, że zaskakująco podskakiwała, falowała z góry na dół. Nie zawsze efektownie wpadała do bramki w okolicach okienka. Ale zwykle jednak wpadała do bramki. Strzelił w ten sposób 75 goli w karierze, co jest uznawane za światowy rekord. Nie pojechał z Brazylią na wygrany mundial w 2002 roku, choć gdyby w futbolu można było wpuszczać zawodników tylko na stałe fragmenty gry, byłby rozchwytywany przez najlepsze kluby świata.