Wielu piłkarzy na wyrost nazywa się bohaterami narodowymi, ale w tym przypadku nie ma przesady. Goran Pandev dał reprezentacji Macedonii Północnej awans na pierwszy turniej w historii tamtejszej piłki. Dokonał tego jako 37-letni lider tej reprezentacji, a także najlepszy strzelec i gracz z największą liczbą meczów w historii drużyny narodowej.
Tekst pierwotnie powstał po awansie Macedończyków na mistrzostwa Europy. Odświeżamy go jednak przed ich debiutem na turnieju.
Nadmiar spotkań i powstanie Ligi Narodów ma jednak jakiś plus. Tylko dzięki tym rozgrywkom kraje pokroju Macedonii Północnej mogą liczyć na awans do wielkiego turnieju. Gornan Pandev i spółka właśnie okazali się najlepsi w Dywizji D i po raz pierwszy w 26-letniej historii niepodległego państwa odnieśli tak duży sukces.
Nasi niedawni grupowi rywale z eliminacji pokonali w finale baraży Gruzję, a jedyną bramkę zdobył właśnie Pandev. O lepszy scenariusz było trudno. Weteran, kapitan, najlepszy strzelec, rekordzista w liczbie występów w kadrze i najlepszy piłkarz w historii Macedonii okazał się tym, który dał awans, wieńcząc tym samym bogatą karierę.
Napastnik Genoi zbliża się do 38. urodzin i mija 19 lat od jego debiutu w narodowych barwach. Po raz pierwszy wystąpił w nich jeszcze w eliminacjach mistrzostw świata 2002. Wszedł z ławki na pół godziny w zremisowanym 3:3 wyjazdowym meczu z Turcją, dokładnie 6 czerwca 2001 roku. Żeby zobrazować, jak dawno temu to było, tego samego dnia Polacy pod wodzą Jerzego Engela zremisowali 1:1 z Armenią w składzie: Jerzy Dudek - Tomasz Hajto, Jacek Bąk, Mariusz Kukiełka, Michał Żewłakow - Arkadiusz Bąk, Radosław Kałużny, Piotr Świerczewski, Marek Koźmiński - Andrzej Juskowiak, Paweł Kryszałowicz. Patrząc z dzisiejszej perspektywy to piłkarska prehistoria.
Od tego czasu Pandev rozegrał w macedońskiej kadrze 114 meczów, a gol z Gruzją był jego 36. w narodowych barwach. Już przed tym spotkaniem był legendą - bramka na wagę wyjazdu na mistrzostwa Europy tylko umocniła jego status.
OKRĘŻNA DROGA NA SZCZYT
Choć Macedonia Północna jest jego ojczyzną, to drugim domem od wielu lat są Włochy. Pandev wyjeżdżał z rodzimej ligi w 2001 roku. Miał wtedy 18 lat, za sobą tylko jeden sezon w seniorskiej piłce, ale było widać, że ma papiery na duże granie.
Trafił wówczas na głęboką wodę, bo do Interu. W pierwszej drużynie nie miał jednak a bardzo czego szukać - w Mediolanie byli wtedy chociażby Adriano, Christian Vieiri czy Alvaro Recoba - dlatego czekała go droga typowa dla wielu nastolatków w podobnej sytuacj: najpierw rezerwy, a potem wypożyczenia. Pierwszym przystankiem była trzecioligowa Spezia, a w sezonie 2003/04 Ancona, beniaminek Serie A. W chwili debiutu Pandev był zaledwie drugim Macedończykiem w historii tych rozgrywek.
20-letni wówczas napastnik trafił jednak w małe piekiełko. Ancona okazała się wówczas najgorszą drużyną w historii Serie A. Jeszcze przed sezonem zmieniła trenera, a już w trakcie zrobiła to kolejne dwa razy. Nie wygrała ani jednego z pierwszych 28 (!) meczów w sezonie, kończąc z dorobkiem zaledwie 13 punktów. Na domiar złego klub miał problemy finansowe, zalegał z wypłatami dla piłkarzy i tuż po ostatniej kolejce ogłosił bankructwo, za co został zdegradowany prosto do Serie C2, czyli na czwarty poziom. - To była szkoła życia - po latach mówił Pandev. Sam strzelił wówczas dla Ancony jednego gola.
Inter nie wiązał z nim jednak wówczas większych planów. Gdy latem 2004 roku kupował z Lazio Dejana Stankovicia, wysłał Pandeva w drugą stronę jako część transferu. Dopiero tam kariera Macedończyka nabrała większego rozpędu.
OD MIŁOŚCI DO KONFLIKTU
W barwach rzymskiego klubu Pandev rozegrał blisko 200 meczów, strzelając 64 gole. To z nim sięgnął po pierwsze w karierze trofeum - Coppa Italia z 2009 roku. Trafiał dla Lazio m.in. dwa razy w meczu z Realem Madryt w Lidze Mistrzów (2:2) i był królem strzelców zwycięskich rozgrywek o puchar w sezonie 2008/09. Strzelał wtedy z Milanem (2:1 po dogr.), Torino (3:1) czy w półfinale z Juventusem (2:1). Stał się ulubieńcem kibiców.
W czasach gry w Rzymie cztery razy zdobywał tytuł Piłkarza Roku w Macedonii, a z rąk prezydenta kraju Branko Crvenkovskiego odebrał medal za zasługi za swoje sportowe osiągniecia.
Szczególnie udana była jego współpraca z Tommaso Rocchim. Obaj przychodzili do Lazio w tym samym czasie i stworzyli duet napastników, którego zazdrościła cała Serie A. Macedończyk częściej grało jako ten cofnięty z dwójki, a Rocchi występował na szpicy. Przez cztery sezony z rzędu zdobywali łącznie ponad 20 bramek w lidze i stali się symbolami tamtego okresu na Stadio Olimpico.
Pandev i Rocchi doskonale rozumieli się na boisku, ale i poza nim bardzo się polubili. Włoch stanął zresztą w obronie Macedończyka w 2009 roku, kiedy ten zaczął być kuszony przez inne kluby. W stolicy Pandev zarabiał około miliona euro rocznie, a w mediach pojawiły się informacje, że Juventus i Fiorentina są skłonne dać mu ponad dwa razy tyle. Do gry włączył jeszcze Zenit Sankt Petersburg, który oferował nawet 4 miliony. W ten sposób zaczęło się brzydkie pożegnanie Pandeva z Lazio.
Macedoński napastnik chciał wykorzystać te doniesienia i poprosił prezydenta Lazio Claudio Lotito o podwyżkę. Usłyszał odmowę, a jego zachowanie zdenerwowało Lotito. Rzymski klub oświadczył, że albo dostanie za Pandeva minimum 19 mln euro, albo ten nigdzie się nie rusza. Macedończyk ponadto pokłócił się z Lotito, za co dostał karę finansową i dodatkowo został odsunięty od pierwszego zespołu.
Konflikt się jednak przedłużał. Prezydent liczył, że skruszony piłkarz przeprosi, jednak Pandevowi zależało na odejściu. Został mu rok w kontrakcie z Lazio i wiedział, że już zimą będzie miał furtkę wyjścia. Przez cztery miesiące trenował samodzielnie i nie wystąpił w żadnym spotkaniu, nawet mimo tego, że rzymianie beznadziejnie rozpoczęli sezon, wygrywając trzy mecze z pierwszych siedemnastu.
W tym czasie do Rzymu zgłaszali się chętni, szczególnie Zenit nie dawał za wygraną, ale jego propozycja kupna Macedończyka za 13 mln euro została przez Lotito odrzucona. Pandev w końcu pozwał Lazio, oskrażył prezydenta klubu o mobbing i złożył wniosek o rozwiązanie umowy. Lotito odpowiadał w mediach, nazywając go "buntownikiem". Zarzucał wprowadzenie podziałów w szatni.
- To kłamca. Traktuje mnie jak powietrze i zmusza do samotnych treningów. Nie mogę się doczekać, aż odejdę – odpowiadał z kolei Pandev. To wtedy Rocchi również zagroził odejściem i pojawiły się informacje, że Zenit chciałby kupić ich obu, choć ostatecznie nic z tego nie wyszło. W końcu 23 grudnia 2009 roku Lega Nazionale Professionisti orzekła na korzyść piłkarza. Lazio musiało mu też wypłacić odszkodowanie w wysokości 170 tysięcy euro. Lotito odwołał się później od tego wyroku, ale przegrał.
W POTRÓJNEJ KORONIE
Można powiedzieć, że wtedy Pandev trafił z piekła do nieba. Zimą 2010 roku to nie Juventus, Zenit czy Fiorentina, a pędzący po potrójną koronę Inter zgłosił się po Macedończyka ponownie. Początkowo zresztą dzielił jeszcze z Lazio prawa do niego, ale w 2005 roku oddał je do Udinese, gdy kupował Davida Pizarro. Dogadanie się z Interem było formalnością. To w tym klubie Pandev spędził najbardziej udany okres w karierze, choć trwał on tylko półtora roku.
Jego wielkim zwolennikiem był Jose Mourinho. - Zawsze imponował mi walecznością i dobrym przygotowaniem fizycznym. Gra świetnie tyłem do bramki. To nam się przyda - mówił Portugalczyk. Miał jednak na Pandeva nieco inny pomysł. W Lazio grywał jako dziewiątka albo za plecami Rocchiego, ale Mourinho, chcąc zrobić użytek z jego lewej nogi, często wystawiał go na skrzydle. Tamten Inter imponował organizacją gry, a Pandev ze swoim zaangażowaniem dobrze sprawdzał się bliżej boku, ale też schodząc do środka. Kiedy Mourinho potrzebował najpewniejszych ludzi na najważniejsze mecze, niemal zawsze sięgał właśnie po niego.
Bodaj najlepszy jego występ dla Interu miał miejsce już w czwartym meczu w tym klubie i derbach z AC Milanem. Pandev najpierw pokazał wspaniałą technikę, kiedy zagrał trudną prostopadłą piłkę do Diego Milito, a ten strzelił na 1:0. Później sam ustalił wynik na 2:0. To w ogóle była ciekawa sytuacja. Inter wywalczył rzut wolny i tuż przed jego wykonaniem Mourinho zamierzał zdjąć Pandeva z boiska, bo szykował zmianę. Podszedł jednak do sędziego asystenta i powiedział, że zaczeka z nią do wykonania.
Miał nosa. Inter grał wtedy w dziesiątkę i sytuacja robiła się coraz trudniejsza. Potrzebny był zbawca i takim okazał się Pandev. Podszedł do piłki ustawionej około 25 metrów od bramki, uderzył lewą nogą mocno i precyzyjnie obok bezradnego Didy. Macedończyk podwyższył na 2:0, a kilkanaście sekund później zszedł za linię, uściskał się z Mourinho i zmienił go Thiago Motta. Inter miał, co chciał - skupił się już na pilnowaniu prowadzenia i dowiózł cenne derbowe zwycięstwo.
Macedończyk w Mediolanie wyraźnie odżył. W trakcie jednej rundy strzelił trzy gole i zaliczył sześć asyst. Już po kilku miesiącach świętował zdobycie scudetto, a na koniec dorzucił jeszcze Coppa Italia i pamiętny triumf w Lidze Mistrzów. W fazie pucharowej opuścił tylko jeden mecz, słynny półfinałowy rewanż na Camp Nou z Barceloną, ale w zwycięskim finale przeciwko Bayernowi wyszedł już w podstawowym składzie.
Tamto spotkanie dobrze obrazuje fakt, że dekada to w futbolu cała epoka. Spośród 22 piłkarzy, którzy w maju 2010 roku zaczęli tamten finał od pierwszej minuty, tylko Pandev i Thomas Müller są jeszcze aktywni piłkarsko.
MOURINHO, CZYLI OJCIEC
W Interze Pandev spędził jeszcze rok, w trakcie którego dorzucił Superpuchar Włoch, Klubowe Mistrzostwo Świata (gol i asysta w wygranym 3:0 finale z TP Mazembe) oraz kolejny krajowy puchar. Do dziś mówi, że Mourinho to najważniejszy trener w jego karierze.
- Był jak ojciec. Stworzył wtedy prawdziwie zjednoczoną grupę i to nas prowadziło do zwycięstw. Był również zawsze przygotowany taktycznie. To jeden z najlepszych szkoleniowców na świecie - mówił w wywiadzie dla "Il Giornale". - Jest wspaniałym człowiekiem. Dla niego jesteś w stanie zrobić wszystko. Sam poświęcałem się, grając na skrzydle, choć to nigdy nie była moja pozycja, i pracując w defensywie. Ale wiedziałem, że dzięki temu zespół odniesie sukces. Mourinho nauczył nas wygrywania - dodawał.
Wdzięczność okazywał nie tylko słowami. Kilka lat temu Macedończyk nawet zagłosował na Portugalczyka w plebiscycie na najlepszego trenera świata jako kapitan swojej reprezentacji, ale FIFA... zaliczyła głos na korzyść Vicente del Bosque. - To było dziwne. Poinformowałem Jose o tym zdarzeniu w rozmowie telefonicznej, bo zawsze byłem wobec niego lojalny. Jestem przekonany, że głosowałem na niego i chciałem mu przekazać, że podczas konkursu zdarzyło się coś dziwnego - przyznał Pandev.
LEGENDA SERIE A
Mediolan opuścił w 2011 roku. Najpierw było wypożyczenie do Napoli, gdzie dołożył kolejne dwa Puchary Włoch, potem krótki i bardzo nieudany pobyt w Galatasaray, a od 2015 roku jest piłkarzem Genoi. W tym sezonie przebił barierę 450 występów w Serie A i wśród aktywnych graczy wyprzedzają go tylko Gianluigi Buffon, Samir Handanović oraz Fabio Quagliarella. Jedynie Javier Zanetti i Handanović właśnie mają ich więcej spośród piłkarzy spoza Włoch.
- Dziękuję Interowi za sukcesy, ale i za to, że sprowadził mnie do Włoch. Ten klub uczynił mnie mężczyzną. Miałem też wspaniałe momenty w Napoli i Lazio, gdzie zacząłem być we Włoszech znany i doceniany, tam mój talent eksplodował. Mogę powiedzieć, że niczego w swojej karierze nie żałuję. Ale nie chcę brzmieć tak, jakby ona się już skończyła. Teraz zależy mi na utrzymaniu się z Genoą, bo pokochałem ten klub, kibiców i miasto. Przyjęli mnie ze spontaniczną i szczerą radością, czuję się wyjątkowy dzięki nim. A po drodze marzę jeszcze o awansie na Euro z reprezentacja mojego kraju - mówił wiosną w "Il Giornale".
SYMBOL I FILANTROP
Dziś spełnił to marzenie i pracuje na to, by pomóc w tym innym. W 2010 roku założył w Macedonii młodzieżowy klub Akademija Pandev, który miał oferować największym talentom w jego rodzinnej Strumicy bardzo dobre warunki do trenowania. - Sam nie miałem takich możliwości, a w Macedonii nie brakuje talentów. Nie możemy ich marnować - opowiadał wtedy.
AP rozwijała się bardzo szybko. Do tego stopnia, że w 2014 roku podjęto decyzję o stworzeniu obok szkółki drużyny, w której wychowankowie zbieraliby pierwsze doświadczenie w seniorskim futbolu. Klub przystąpił do rozgrywek czwartej ligi i zaczął szybki marsz. W trzy lata wywalczył trzy awanse i od 2017 roku występuje w Prwej Lidze, czyli na najwyższym poziomie w Macedonii Północnej. Może się też pochwalić pierwszym trofeum. W 2019 roku zawodnicy Akademiji Pandev pokonali w finale krajowego pucharu Makedoniję Dźorcze Petrow po rzutach karnych i dzięki temu awansowali do Ligi Europy. W niej wprawdzie odpadli szybko, po porażce 0:6 w dwumeczu ze Zrinjskim Mostarem, jednak tak szybkiej gry w Europie nie zakładał nikt, więc nie było rozpaczy.
Pandev mocno inwestuje w rozwój klubu. W Strumicy powstał już nowoczesny kompleks treningowy i centrum sportowe, obok którego zbudowano stadion jego imienia. Niedawno, bo 7 listopada 2020 roku, rozegrano na nim pierwszy oficjalny mecz. Akademija Pandev przegrała w nim z macierzystym klubem Gorana Pandeva, Bełasicą Strumina, 1:2.
Z piłkarzy często robi się bohaterów narodowych, uderzając w nazbyt patetyczny ton, jednak w tym przypadku to nie jest żadna przesada. Powiedzienie, że Pandev i macedoński futbol to pojęcia tożsame, nie jest wielkim nadużyciem. Owszem, w kadrze są inni zdolni piłkarze i już awans reprezentacji U-21 na młodzieżowe Euro 2017 w Polsce był sygnałem, że idą lepsze czasy. Wciąż jednak wszystko kręci się wokół 37-latka, który po golu w barażu z Gruzją zyskał w kraju piłkarską nieśmiertelność.
Wyjazd na mistrzostwa Europy będzie dla Pandeva pięknym podsumowanie bogatej kariery. Na razie w Macedonii Północnej nazywają jego imieniem stadiony, ale w przyszłości będą mu stawiać pomniki. Szczególnie, jeśli dorzuci coś na Euro. Selekcjoner Igor Angelovski zapowiada walkę o 1/8 finału i liczy na element zaskoczenia. Świat zna tylko kapitana jego kadry, ale dzięki jego dobrej grze ma również dowiedzieć się o pozostałych piłkarzach.
