Grubson: ludzie przez social media zaczynają żyć cudzym życiem (wywiad)

newoncecover.jpg

Wrzucasz trzy razy dziennie swój posiłek na Instagrama? Fajnie, ale znika w ten sposób urok tajemnicy, spłyca się relacja artysta – fan – mówi Grubson, który widział już sporo w trakcie swojej kariery.

Aktywny od ponad piętnastu lat artysta ma na koncie kilkaset koncertów, kilkadziesiąt tysięcy sprzedanych płyt (kilka złotych i jedną platynową) oraz współpracę z takimi wykonawcami jak Krzysztof Zalewski, Ten Typ Mes, Tymon Tymański czy Hades. 29 września ukazał się czwarty solowy album Grubsona Gatunek L. W rozmowie z nami artysta opowiada sile podświadomości, relacji z dziećmi, miłości do A Tribe Called Quest, Przystanku Woodstock i Jerzym Owsiaku, który rapem się nie jara.

Pierwszy numer na nowym albumie (Kiedy nadejdą z Jareckim) kończysz parafrazą Eucharystii: Bierzcie i słuchajcie tego wszyscy, to jest bowiem ciało moje. Zastanawiam się, na ile to jest efektowne zdanie, a na ile uważasz, że muzyka jest faktycznie częścią ciebie?

Oddaję dużą część siebie w muzyce, choć niewątpliwie, mówiąc takie zdanie, zachowuję pewien dystans. Ten wers od razu wprowadza słuchacza na album, gdzie oczywistym jest, że mam dystans do spraw wokół.

Jednak wielu ludzi ma mały dystans do religii i różnie mogą odbierać zabawę z ich ukochanymi słowami.

Tak, i to też jest w porządku. Nie jestem prześmiewczy. Dla mnie nie ma różnicy, skąd pochodzi cytat, jeśli oddaje to, co chcę powiedzieć.

Skąd wziął się pomysł na połączenie twojego albumu Gatunek L z nowelą Przemysława Corso o tym samym tytule? Co chciałeś powiedzieć poprzez połączenie literatury z muzyką?

Zawsze chciałem coś takiego zrobić, ale nie jestem pisarzem. Bardzo się zaprzyjaźniłem z Przemkiem, który jest równie szurnięty, jak moja ekipa. Poznaliśmy się parę lat temu, zawsze mogliśmy liczyć na jego pomoc w redagowaniu tekstów etc. Najbardziej lubię jego pierwszą książkę, dramat psychologiczny Maraton.

Któregoś dnia Corso wpadł z wizytą i zaczęliśmy rozmawiać o mojej autobiografii. Stwierdziłem, że lepiej byłoby zacząć od czegoś mniejszego. Opowiedziałem mu o moim pomyśle połączenia płyty z książką. Przemek przy okazji trochę się napił, do tego stopnia, że byłem pewien, że wszystko zapomni. Nie nagrywał naszej rozmowy na dyktafon. Z kolei on, wracając pociągiem na megakacu, napisał pierwszą część noweli, pamiętając doskonale moje historie.

Czyli fabuła tej noweli opiera się na tym, co opowiedziałeś autorowi tamtego wieczoru?

Nowela jest inspirowana moimi opowieściami, ale Corso wprowadził swojego bohatera, zmienił zakończenia poszczególnych historii, pododawał różne wątki. Pół fikcja, pół prawda.

Na pewno ciekawa zabawa dla twoich najzagorzalszych fanów, którzy będą dochodzić, jakie fakty pochodzą z twojego życia, a jakie nie. Założyliście niedawno wytwórnię, której nakładem ukazał się twój nowy album oraz Za wysoko Jareckiego. Supa’High’Musi skupi się na twórczości waszej ekipy czy zamierzacie wydawać różnych ludzi?

Dopiero zaczynamy, więc na razie skupiamy się na naszych rzeczach. Jednak naszym marzeniem jest zbudowanie wytwórni, która będzie zrzeszała ludzi tworzących w stylistyce mieszającej funk, soul, hip-hop.

Ten soul jest wyraźny u ciebie jak nigdy wcześniej. Od zawsze słynąłeś z reggaeʼowych przyśpiewek, ale Gatunek L może wielu zaskoczyć w tym aspekcie.

Z kim się zadajesz, taki się stajesz - to jest ewidentny wpływ chłopaków (Jareckiego i DJ-a BRK – przyp. red.). To jest fajne. Jarek za małolata nie słuchał kompletnie raggamuffin, tego typu rzeczy. Ja z kolei nie znałem zbyt dobrze funku czy soulu z krwi i kości. Poznaliśmy się i nasze fascynacje muzyczne się wymieszały.

Myślisz czasem o albumie w pełni śpiewanym?

Tak, chociaż lubię urozmaicenie, które wprowadza rap. Wydaje mi się, że na wspólnym albumie z Jareckim i BRK, nad którym obecnie myślimy, trochę poeksperymentujemy.

A czy premiera płyty Jareckiego, która ukazała się kilka miesięcy temu, oznacza, że dostaniemy wspólny projekt Grubsona, Mesa i Jareckiego? Często powraca ten temat, pamiętam, jak Ten Typ podkreślał chęć nagrania takiego albumu, ale dopiero po tym, jak się ukaże płyta Jarka.

Fajnie by było. Musimy wrócić do tego tematu, bo to jest do zrealizowania. Może nie pełen album, ale epka nie byłaby dla nas wyzwaniem, bo wiele nas łączy: muzycznie, stylistycznie etc.

Dużo cię łączy z A Tribe Called Quest. Na albumie znajdziemy numer Tribute 2 Phife Dawg. Jak doszło do nagrania hołdu dla zmarłego w tym roku rapera z legendarnej grupy ATCQ?

Siedziałem w domu któregoś razu i byłem bardzo głodny pisania, ale nie mogłem znaleźć tematu. Uważam, że to jest najcięższy aspekt tworzenia. Tego dnia męczyłem się ewidentnie.

Poszedłem na papieroska na balkon, gdy moja żona, która też jest obeznana w temacie rapu, powiedziała mi o śmierci Phifeʼa Dawga. Nie mogłem uwierzyć. Zabrałem do słuchania nagrań A Tribe Called Quest, a mam komplet na winylu i CD. To mój ulubiony zespół. Temat znalazł się sam, tekst powstał momentalnie.

Widziałeś dokument o Tribe’ach w reżyserii Michaela Rapaporta z 2011 roku?

Tak, jak tylko wyszedł. Musiałem go zobaczyć.

Zapamiętałem z tego filmu scenę, gdzie Phife tłumaczył, że Q-Tip myśli, że jest Dianą Ross, a reszta zespołu to The Supremes. W momencie, w którym hip-hopowa społeczność mocno zareagowała na śmierć Phife’a, okazało się, że to nie był jednak zespół jednego lidera.

Przyznam, że bardzo się zdziwiłem, oglądając ten dokument, jak złożoną postacią jest Q-Tip. Mam wrażenie, że jako solowy artysta nigdy nie osiągnął tak wiele jak z zespołem.

Odnoszę wrażenie, że Gatunek L, jak i poprzedni Holizm są w dużej mierze o akceptowaniu różnorodności i czerpaniu z niej.

Tak jest.

Zatem, jak się zapatrujesz na sytuację w kraju, gdzie Polacy się nawzajem nienawidzą? Mimo że łączy ich praktycznie wszystko: wyznanie, kolor skóry, ojczyzna.

To jest najsmutniejsze, szczególnie że mamy tak szeroki dostęp do informacji w tych czasach. Bardzo łatwo sprawdzić, co jest kłamstwem. Dziwi mnie, że nie chcemy weryfikować czy przesiewać tych informacji, które podaje telewizja. Wszystko zaczyna się w zalążku, od edukacji. Szczególnie kulturalnej.

Kultura została za oknem, a razem z nią postęp - rapujesz na płycie.

Kultura najbardziej rozwija człowieka. W naszych szkołach podstawowych edukacja, szczególnie w sferze kultury, jest tragiczna.

Obserwujesz to wnikliwie, bo masz dzieci w szkole?

Nie, moje dzieciaki jeszcze nie chodzą do szkoły. Ta refleksja wynika z rozmów ze znajomymi z całej Polski, którzy albo są nauczycielami, albo mają dzieci w podstawówce.

Czyli twoje dzieci będziesz uczył w domu?

Robię to od samego początku i już widzę rezultaty. Moje dzieci non stop chcą słuchać muzyki, więc puszczam wszystko - od elektroniki po jazz. Czasem specjalnie odpalam jakiś beznadziejny kawałek, żeby zobaczyć, czy zareagują (śmiech).

Kojarzysz numer Son Lux Easy, wersję live z Montrealu? Jak oglądałem to nagranie, to się popłakałem ze wzruszenia. Wierzę, że tak będzie wyglądał kolejny etap mojej muzycznej drogi - granie z orkiestrą etc. Jak wróciłem do domu, musiałem puścić to nagranie mojej rodzinie. Córka, która ma 4,5 roku, siedziała przez cały czas zdumiona i na końcu skwitowała: Tato, jakie piękne anioły, jaka piękna piosenka.

Spędzanie czasu z dziećmi to twój Restart?

Tak. Szukaliśmy pomysłu, jak zrobić klip do tego numeru i od początku czułem, że powinny być w tym teledysku. Żona nie chciała, żeby pokazywać dzieci w klipie, więc pojechaliśmy z ekipą na Słowację, ale nie udało się nic nagrać. W rezultacie wróciliśmy do mojego pomysłu i dobrze się stało.

Jaki numer lirycznie był największym wyzwaniem na tej płycie?

Gatunek L, dlatego też album tak się nazywa. Miałem z 80 proc. płyty, gdy napisałem numer do sampli z koncertu Milesa Davisa Concierto De Aranjuez, natchnął mnie ten numer w połączeniu z tekstem.

Któregoś razu mieliśmy imprezę u mnie w domu. Goście poprosili żebym puścił jakieś nowe numery z przygotowanej płyty. Odpaliłem więc playlistę, na której wśród skończonych utworów znalazł się m.in. szkic utworu Gatunek L. Okazało się, że ten kawałek zrobił na zgromadzonych kolosalne wrażenie.

Otwierasz ten gorzki numer o kondycji naszego człowieczeństwa od zaczepki w stronę egocentryków.

Dla mnie ważny jest ten utwór, bo pada tam wers chcę tworzyć z ludźmi jeden organizm pośród armii przeciwieństw. Przewodnie zdanie dla całej płyty w moim odczuciu. Tak samo istotny jest wers z tego numeru, gdzie rapuję: głowy pozamykane na cztery spusty, nie dopuszczę do tego, by moje dzieci były takie.

Przypomina mi się, jak opowiadałeś mi w wywiadzie parę lat temu o rozmowie z twoim ojcem, któremu zależało, żebyś nie zapomniał o istotnych dla niego zasadach. Historia zatoczyła koło.

Dokładnie tak. Jakiś czas temu to zrozumiałem. Ta historia, którą ci opowiadałem, jak ojciec mnie zabiera do lasu w dniu 18. urodzin - ona również znalazła się w noweli Przemka Corso. Od tego się zaczyna.

Na płycie jest taka fraza opanowana autosugestia co do reszty planów. Co masz na myśli?

Przesłuchałem audiobook Potęga podświadomości Josepha Murphy’ego. Nawet nie do końca, zostało mi parę rozdziałów. Mimo to treść mnie rozwaliła. Nie wiedziałem, że są techniki kontrolowania autosugestii, którą nieświadomie przez lata trenowałem. Np. powtarzanie jakiejś mantry przed samym zaśnięciem. Mówię sobie obecnie: każdy dzień i każda noc mi sprzyja. W ten sposób świadomość koduje wiadomość i przesyła do podświadomości, która przyjmuje sygnały jak komputer - nie rozdziela ich na dobre i złe.

Podam konkretny przykład. Nigdy nie myślałem, że będę miał dom, ale podjąłem się tego zadania i osiem miesięcy szukałem ziemi. Zasypiając każdego wieczora, nie myślałem: Jezu, będę teraz budował ten dom, ile to stresu etc., tylko w myślach już byłem w tym domu. I nagle trafiliśmy na świetną ofertę z wybudowanym już domem i w pół roku tyle się wydarzyło...

To kiedy się przeprowadzasz?

Teraz, w grudniu. Studio nagraniowe będę miał w garażu.

Wygodnie. W Cwanym Lisie odnosisz się do ludzi, którzy starają się zbić kapitał na znajomości z tobą. Dużo masz takich historii?

Trochę. Nie lubię szczególnie, jak artyści chcą współpracować, bo niby się jarają, a tak naprawdę jakieś inne pobudki nimi kierują.

A jak social media kierują artystami? Niedawno widziałem wywiad z Włodim, który opowiadał o sytuacji, w której członek znanego rapowego zespołu zastanawiał się, czy fani zaakceptują, jeśli sobie zrobi tatuaż w danym miejscu.

Nie spodziewałem się, że to zajdzie tak daleko. Wiadomo, że wizerunek zawsze był elementem bycia artystą. Tylko teraz w wielu wypadkach image jest ważniejszy niż to, co ma do powiedzenia dany wykonawca. Wrzucasz trzy razy dziennie swój posiłek na Instagrama? Fajnie, ale znika w ten sposób urok tajemnicy, spłyca się relacja artysta – fan. Dodatkowo ludzie przez social media zaczynają żyć nie swoim życiem, ciągle śledząc, co u innych się dzieje.

Co też bywa przyczyną depresji, a w numerze Bestie w ciekawy sposób ujmujesz temat tej choroby. Czy ty lub któryś z twoich bliskich musiał się z nią zmagać?

Chodzi tu o mnie. Może nie nazwałbym tych epizodów depresją, którą personifikuję w tym numerze. Miałem kilka ciężkich momentów w życiu, kiedy nie wiedziałem, co robić.

Pewnie nie chcesz się zagłębiać w powody gorszych okresów?

Były różne. Zmęczenie trasą, trudy związku. W Bestiach trochę jakbym mówił sam do siebie.

Masz wrażenie, że na tym albumie dajesz się poznać z nieco innej strony? Chyba nigdy nie pozwoliłeś sobie na tak dużo pesymizmu i ciemniejszych tonów.

Tak, choć staram się nie narzekać. Szukam rozwiązań dla problemów, o których mówię. Jednak coś w tym jest, że jest to moja najcięższa płyta pod względem tematyki.

Powiedziałeś kiedyś, że oglądając film Polskie gówno Tymańskiego, czułeś się, jakbyś oglądał siebie i swoją ekipę. Rozwiniesz tę myśl?

(śmiech) My też lubimy imprezować. Mamy dystans, dużą wrażliwość muzyczną i poczucie humoru.

A jak z imprezowaniem na Woodstocku? Graliście na tym festiwalu dwa lata pod rząd.

Najpiękniejszy koncert i klimat ever. To może wydawać się niemożliwe, ale kilka dni po koncercie mieliśmy grupową refleksję w zespole, z której wynikało, że nikt go nie pamięta (śmiech). To jest taka adrenalina, ciężko to opisać. Jakbym tam nie był, tylko widział fragmenty czyjejś relacji.

Z Jerzym Owsiakiem była jakaś interakcja?

Oczywiście, rozmawialiśmy. Pamiętam też, że pogadaliśmy przy okazji premiery pierwszego DVD z występu na Woodstocku (ukazały się dwa wydawnictwa koncertowe Grubsona z festiwalu Woodstock z roku 2015 i 2016 – przyp. red.). Szczery facet, sam przyznał, że nie miał za dużego pojęcia o tym, co robimy.

Niejednokrotnie podkreślał swoją ignorancję w temacie rapu, ale najwidoczniej młodzi ludzie, którzy z nim pracują, podrzucają hip-hopowe propozycje na festiwal w Kostrzynie.

Tak jest. Fajnie, że ufa swojej ekipie, dzięki temu na festiwal trafiliśmy my czy Łona. I bardzo dobrze, bo występy na Woodstocku to jest wyjątkowe wspomnienie.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Host radiowy i dziennikarz muzyczny. Współautor serii książek „To nie jest hip-hop. Rozmowy” oraz współprowadzący audycji POD OBRĘCZĄ.