Pytają mnie: „Czemu nie dasz już spokoju z tym?”. „Czemu piszesz te zwrotki na jeden rym?” – pada w utworze Wiem że nie wiem z ust Donguralesko, który nie znajduje na te pytania odpowiedzi, ale znów – po raz dwudziesty piąty – daje się porwać strumieniowi świadomości.
Jak wyliczył Tygodnik Kibica... Ucieczka z kina Wolność jest jubileuszowym wydawnictwem rapera, który na płodność nie mógł narzekać nigdy, ale w ostatnich latach już naprawdę się rozpędził. Tylko od początku dekady dostarczył przecież płyty DZIADZIOR, Vrony i Pro-tony, kolejny longplay – URKMSWDWAAWJIM, materiał projektu Trinity, jeszcze jeden album – Mowa Cienia i teraz krążek, którego tytuł nawiązuje dla klasycznego filmu, jaki u początków transformacji ustrojowej stanowił rozliczenie z PRL-em, poruszając przy tym zagadnienie istoty sztuki w warunkach cenzury. Czyli follow-up wskazujący na to, że Gural włącza tryb publicystyczny i wraca do sprawdzonej formuły pieśni protestu.
Przynajmniej w pewnym stopniu faktycznie ma to miejsce i nic dziwnego. W branży rozrywkowej może nie brakować ignorantów, konformistów i asekurantów, ale akurat Donguralesko niejednokrotnie występował z otwartą przyłbicą przeciwko temu, co go uwiera w rzeczywistości. I – nawet przy braku zgodności poglądów – wypada go za to docenić; stawiając cywilną odwagę ponad palenie jana.
Ale relacja ze stylem jego rymowanych felietonów to inna sprawa. Bo z nim – podobnie jak choćby na URKMSWDWAAWJIM – bywa różnie. Dziadzior sygnalizuje boomerski diapazon już w Intrze ze sceną o tym, że grzdyl nie może wyjść na dwór, bo algorytm mu nie pozwala. Nie ma co bagatelizować zagrożeń związanych z nowoczesną technologią, ale DGE zdarza się – nie tylko w tej materii – uderzać w nieznośnie dziaderskie tony. Jak we wspomnianym Wiem że nie wiem: Pod knajpą z piwem pije tłum na pohybel/Dzieciaki ćpają, gettin' stoned jak Oliver/Zapomniał nauczać tata jak żyć uczciwie/Nim głowy, co były łyse stały się siwe...
Dał więc Gural upust awersji do technokracji, którą na płycie symbolizuje diaboliczne Uber Eats (Ten nowy porządek światowy wszystkim styki porył/Pozaszywani w chatach; hikikomori). A gdy zdrowy rozsądek w rynsztoku sieci leży (Pandora) – on wiele miejsca poświęca punktowaniu antydemokratycznych mechanizmów. I – bez pierdolenia się w tańcu – wskazuje odpowiedzialnych: Rządzi dziany bankrut z orszakiem swych Adrianków (ponownie – Pandora); W telefonie trolle, w TV kłamie Pinokio, Kochają Jarka i wspominają Gierka (Yokohama). Choć można to pewnie częściowo zrzucić na karb właśnie formuły rapowego strumienia świadomości – obserwacje na Ucieczce z kina Wolność w większości sprawiają wrażenie zbyt naskórkowych i niespecjalnie przenikliwych. A nie ma też przy tym w tych hasłach większej siły, emocji czy zapamiętywalności. Padnie gdzieś Brajanek jak w forumowych ujadaniach, gdzieś indziej poleci patodeweloperka, pojawi się banalna konstatacja Idą wybory – znowu zbiorcza skleroza i niewiele po tym zostaje.
Zwłaszcza, że wersy stanowiące nośnik przekazu, który ciężko trywializować pod względem meritum, trzeba wyłuskiwać ze słownej magmy Donguralesko. On specjalizuje się w kaskadach krótkich, dynamicznych rymów i jak odpali swój generator, nie jest łatwo go zatrzymać. A działa niejako wedle zasady opisanej w urodzinowej 43: Pierwszy wers to powinien być o niczym/Bo z tym się zostaje, nie domyślając się przyczyn/Przy czym drugi wers to powinien jednak być już o czymś/Co się samo napatoczy i zapadnie ludziom w oczy. W efekcie powstają karkołomne i dyskusyjne konstrukcje typu: Lepiej nosić jak się prosić, weź zwolnij/Uwolnij piekarnik, ogarnij pierdolnik albo Cały kraj nie ma na siebie pomysłu/Albo nadmiar, nie wiadomo, co gorsze/Gniją w porcie dorsze/Każdy chce mieć Porsche. Właściwie w każdym numerze do znalezienia jest wygibas, świadczący o tym, że dla ponad 40-letniego rapera poszukiwanie współdźwięczności i płynięcie na flole jest ważniejsze niż zwartość czy przejrzystość formułowania myśli.
Inna rzecz, że nie ma co robić z Ucieczki z kina Wolność hip-hopowej wersji Tak umierają demokracje. Gural pozostaje Guralem. Pozwala sobie na dezynwolturę i utwory o mniejszym ciężarze gatunkowym. Daje – okropną – kontynuację love songu Chce ci dać (Chcę z tobą płynąć Titanikiem na dziobie – ryzykowne, nie?), daje braggę (Gangstaz Paradajs czy Falami) i laid back (Pan Ma Relax), przewija o swojej plerezie w kawałku Dziki Lagun (Mam siłę we włosach jakbym był Samsonem/Może je myję jakimś magicznym szamponem?). Koniec końców wychodzi z tego po prostu Donguralesko Type Album, który mógłby ukazać się w dowolnym momencie bieżącej czy poprzedniej dekady. Również ze względu na selekcję beatów – przezroczystą i do bólu przewidywalną. To był pewniaczek, że nie zabraknie i wzdychania do boom bapów, i wątków etnicznych.
Rapowanie rąk nie brudzi – parafrazuje Molestę Donguralesko i podobnie rąk nie brudzi Ucieczka z kina Wolność, ale kolejny materiał od sztancy to jednak za mało, biorąc poprawkę na skalę postaci i jej dorobek.
Komentarze 0