
To na jego produkcjach uczyliśmy się cockneya, to również jeden z nielicznych reżyserów, który nakręcił filmy zarówno na 10/10, jak i 1/10.
A skoro dziś Guy Ritchie obchodzi swoje okrągłe, 50. urodziny, to mamy fajny pretekst, żeby przypomnieć sobie jego tytuły. Filmografię ma mocno nierówną, ale przynajmniej ciekawą. No to lecimy, zaczynając od samego dołu.
8. Rejs w nieznane (2002)
ocena: 1/10
Ustalmy fakty: początek minionej dekady, Ritchie nie bez przyczyny jest nazywany najlepszym europejskim reżyserem młodego pokolenia i nagle TO. Mówiło się, że Rejs w nieznane powstał tylko po to, by jego ówczesna żona Madonna, znana także jako najgorsza aktorka w dziejach kina, mogła gdziekolwiek zagrać. No i wyszedł z tego prawdziwy potworek, wyglądający jak najbardziej drętwy Teatr Telewizji jaki tylko jesteście sobie w stanie wyobrazić. Po latach zapomina się nawet, o czym był ten film (a był o pewnej kobiecie z wyższych sfer i marynarzu, których los rzucił na bezludną wyspę), po prostu na samo hasło Rejs w nieznane myśli się od razu: Jezu, nie.
7. Revolver (2005)
ocena: 2/10
Jest taki ładny termin ambitna porażka, który do tego filmu pasuje jak ulał. Guy Ritchie w Revolverze porwał się na odważną rzecz: opowiadając o psychologii lęku i poszukiwaniu definicji przekrętu idealnego poprzez abstrakcyjny, pełen niejasności kryminał, sprawił, że film został kompletnie niezrozumiany przez widzów i krytyków. Pełen szacun za złamanie konwencji, ale Ritchie zapomniał o jednej subtelnej, acz dosyć ważnej rzeczy - idąc mimo wszystko w mainstream nie robi się filmu dla siebie, lecz dla widza, który ma prawo nie skumać, jednej, dwóch, może trzech rzeczy, ale nie całości. A taki jest właśnie Revolver: nazbyt pogmatwany i boleśnie nieczytelny.
6. Rock'n'rolla (2008)
ocena: 4/10
Londyńscy i rosyjscy gangsterzy, obracanie milionami, narkotyki, półświatek pełen szemranych typów - Ritchie powinien czuć się tu jak ryba w wodzie. Tymczasem Rock'n'rollą rządzi chaos. Tu wszystkiego jest za dużo: raz przesyt humoru, potem znów akcji, wątki nawarstwiają się i gubią, a widza od tego przybytku tylko boli głowa. Chociaż scena tańca jest faktycznie zabawna.
5. Sherlock Holmes: Gra Cieni (2011)
ocena: 6/10
Nie jest najgorzej jak na sequel. Oczywiście, chemia pomiędzy Robertem Downeyem Juniorem i Jude'em Lawem była mocniejsza w pierwszej części (zresztą pierwsza część w ogóle była świeższa i bardziej efektowna), ale Grę Cieni ogląda się bez zgrzytu zębów. Sporo bardzo wartkiej akcji i ciekawy historyczny background konfliktu europejskich państw. Czyli taki mocny Polsat, sobota wieczór.
4. Kryptonim U.N.C.L.E. (2015)
ocena: 7/10
Najbardziej niedoceniony blockbuster ostatnich lat. Historia współpracy dwójki agentów - jednego z KGB, drugiego z CIA - przeciwko zabawiającym się z bronią jądrową złoczyńcami to bardzo fajna kontynuacja klasycznych filmów szpiegowskich, dodatkowo przyprawiona uroczym brytyjskim humorem. Chociaż nie, może nie uroczym, bo urocza to tu jest Alicia Vikander w roli tajemniczej Gaby. A sam film to 2x E - elegancki i efektowny.
3. Sherlock Holmes (2009)
ocena: 8/10
Kiedy już wszyscy postawili na Ritchie'em krzyżyk, on nagle pokazał, że zamiłowanie do historii brytyjskiej kultury popularnej w połączeniu z - wciąż niewąskimi - umiejętnościami reżyserskimi może nieść dla nas bombę. Sherlock Holmes był tak dobry, że wszyscy zastanawiali się: to na pewno tego gościa od Revolveru? Ritchie odrzucił bawienie się w pogłębioną filozofię - w Sherlocku Holmesie jedyna filozofia to taka, żeby zrobić film, który wszystkim się spodoba. Wyszło w stu procentach. Tu nie ma słabych punktów, wszystko zagrało jak trzeba.
2. Porachunki (1998)
ocena: 9/10
Usiądźcie młodzi i posłuchajcie: dawno temu w latach 90., kiedy oglądało się jeszcze filmy na video... Dobra, żarty na bok, ale generalnie pamiętamy czasy, kiedy Porachunki weszły do kin. I trochę szkoda, że patrzymy na ten film inaczej, niż Anglicy: my dostaliśmy już Porachunki z metką wow, to zajebiste kino, musicie obejrzeć, natomiast na Wyspach wszyscy szli na film 30-letniego debiutanta w ciemno. Co tu dużo mówić, tylko Tarantino i on potrafili wówczas zrobić komedię gangsterską z naprawdę czarnymi charakterami i sprawić, że widzowie kibicują tym spod najciemniejszej gwiazdy. Porachunki nie zestarzały się do dziś - sprawdźcie to!
1. Przekręt (2000)
ocena: 10/10
Turkish i Tommy. Scena z kiełbaskami. Alan Ford jako Cegłówka - podejrzewamy, że nawet w realu ludzie na jego widok rzuciliby wszystko i oddali mu kasę. Wujek Avi. Cygan Brad Pitt, masakrujący rywali jednym uderzeniem. GENIALNY twist na koniec filmu. Gademyt, Przekręt po prostu nie mógł być lepszy.