Postanowiłem zabijać, bo sprawiało mi to przyjemność. Oczywiście mogłem sobie tego odmówić, gdybym chciał, ale nie chciałem. Pucołowaty maturzysta Karol Kot terroryzował Kraków w latach 60. jak Richard Ramirez Zachodnie Wybrzeże dwie dekady później. Gdy Netflix – wraz z premierą Taśm Johna Wayne’a Gacy’ego – wywiesił białą flagę w temacie true crimes, zbieramy lokalne sprawy, które mogłyby stanowić kanwę pierwszego polskiego dokumentu tego typu na popularnej platformie. I odwrócić niekorzystną kartę.
Kot był odpowiedzialny za epidemię strachu, o jaką nikt nie podejrzewałby niepozornego chłopaka z ulicy Meiselsa na Kazimierzu. Ale przy całej grozie – jego poczyniania cechowała wręcz komiczna nieporadność. Pisała o tym Anna Winiarska z Magazynu TVN24. W tej historii tragizm i makabra przeplatają się ze zwykłą nieudolnością, dzięki której wiele osób zachowało życie i zdrowie. Wystarczy wspomnieć, że pierwsza ofiara Kota dopiero po zrobieniu zakupów i przyjściu do domu zauważyła, że została dźgnięta. Inny przykład: próba gwałtu na mieszkance Tyńca zakończyła się tym, że Kot… pomógł jej upiec tort. Natomiast arszenik, który podłożył w restauracji, wsypał… do butelki z octem, który unieszkodliwił truciznę.
Wciąż to jednak wyjątkowo złowroga pocztówka ze środkowego PRL-u. Z antybohaterem, którego orgin story stworzyły wakacje na wsi i niezdrowa fascynacja ubojem zwierząt gospodarczych; który napadał z nożem czy bagnetem na losowe osoby, zamordował jedenastolatka wracającego z sanek, we własnych fantazjach wcielał się w komendanta obozu koncentracyjnego i wypracował zwichrowany kodeks moralny – zakładający, że można być jednocześnie mordercą i dobrym człowiekiem.
Aparycja dziewiętnastolatka w żaden sposób nie przystawała przy tym do jego rysu psychologicznego, co szokowało śledczych i opinię publiczną. Funkcjonariusze milicji, którym polecono doprowadzenie Karola Kota do komendy, zdumieli się. Zobaczyli przed sobą sympatycznego chłopca o niezwykle przyjemnej twarzy, miłego i grzecznego, którego powierzchowność musiała budzić zaufanie. To fragment książki Bogusława Sygita: Kto zabija człowieka – najgłośniejsze procesy w powojennej Polsce. Podobnie jak reportaż Wtedy postanowiłem, że zrobię jej gzi-gzi – publikacja stanowi gotowy scenariusz. Skwapliwie skorzystał z tego Marcin Koszałka, pracując nad filmem Czerwony pająk. Ale w rodzimych archiwach kryminalnych sprzed kilku dekad jest znacznie więcej spraw, które nadałyby się na osobne produkcje dokumentalne.

Komentarze 0