Kiedy jesteś nastoletnim fenomenem muzyki pop, najmłodszą laureatką Grammy w czterech najbardziej prestiżowych kategoriach i najpopularniejszą przedstawicielka młodego pokolenia z całą rzeszą naśladowców, oczekiwania wobec kolejnej płyty są więcej niż wyśrubowane. Od studyjnego debiutu minęły dwa lata, a cały świat domagał się odpowiedzi na pytanie: co dalej z karierą Billie Eilish?
Szczegóły drugiego albumu nastoletniej piosenkarki poznaliśmy pod koniec kwietnia. Wówczas Billie Eilish podzieliła się kilkunastosekundowym teaserem premierowego numeru i ogłosiła, że następca When We All Fall Asleep, Where Do We Go? ukaże się w najbliższe wakacje. Słowa dotrzymała - 30 lipca płyta Happier Than Ever trafiła na streamingi. Jak wskazywały (prawdopodobnie) ironiczny tytuł, zmiana wizerunku i pierwsze piosenki, materiał miał otwierać nowy okres w życiu wokalistki. Ale po kolei.
Jeszcze w listopadzie zeszłego roku Billie Eilish publikuje numer Therefore I Am. W klipie przechadza się po zamkniętym centrum handlowym, tańczy w - charakterystycznych dla siebie - oversize’owych ciuchach, rzuca zielono-czarnymi włosami, które stały się jej znakiem rozpoznawczym i śpiewa Stop, what the hell are you talking about? Get my pretty name out of your mouth, aż w końcu zostaje wyrzucona przez ochronę. To jeszcze Billie Eilish, jaką poznaliśmy na When We All Fall Asleep, Where Do We Go? Odmienione oblicze miała pokazać w 2021 roku.
Za zapowiedź zmian można uznać już utwór Lo Vas A Olvidar, który miał premierę na początku tego roku. Wspólny numer z Rosalią był ostatecznym odejściem od bardziej energetycznych singli obu artystek. Choć oczywiście patetyczno-sentymentalny nastrój piosenki był dostosowany do soundtracku Euforii, na który Lo Vas A Olvidar trafił - melancholijny klimat pozostał w twórczości Eilish także po premierze odcinka specjalnego.
Pod koniec kwietnia piosenkarka udostępnia pierwszy singiel, zapowiadający nowy album. Numer Your Power zadebiutował na 10. miejscu Billboard Hot 100, a w ciągu dwóch tygodni od premiery wykręcił ponad 150 milionów streamów. W akustycznej balladzie Billie Eilish opowiada o toksycznym związku - prawdopodobnie z raperem 7:AMP. Premiera Your Power zbiegła się w czasie ze zmianą wizerunku - ważną nie tyle ze względu na liczne nagłówki w kolorowych pismach, co na symbolikę.
Nowa fryzura czy styl ubioru artystów zazwyczaj nie są tematami, którym poświęcamy dużo uwagi. Jednak w przypadku Eilish ma to spore znaczenie - nie tylko jako skuteczne narzędzie reklamowe. Artystka rezygnuje z czarno-zielonych włosów na rzecz dojrzałego blondu i zrzuca oversize’owe, grunge’owe ciuchy na rzecz bardziej dziewczęcych ubrań w stonowanych kolorach. Niby nic takiego, ale bije rekordy Instagrama, a chwilę po tym trafia na okładkę brytyjskiego Vogue’a w obcisłym gorsecie. To kolejny punkt zwrotny w karierze nastolatki, która przyzwyczaiła fanów do rozciągniętych bluz i szerokich spodni. Ba, każde odstępstwo od normy wiązało się z burzą w sieci i falą hejtu. Nie inaczej było i tym razem. Zapytana o to, dlaczego zdecydowała się na taką stylizację do sesji okładkowej odpowiada: Sęk w tym, że mogę robić, co chcę. Jeśli chcesz pokazać swoje ciało, nagle jesteś hipokrytką, jesteś łatwa, jesteś dziwką. Jeśli tak, to jestem dumna. Ja i wszystkie dziewczyny jesteśmy dziwkami. Odwróćmy to i czerpmy z tego siłę. Pokazywanie ciała – lub nie – nie powinno odbierać ci szacunku.
Dziewiętnastolatka - znana z promocji ciałopozytywności w wywiadach - kilkukrotnie wspominała o trudnościach z akceptacją swojego ciała. Zanim zmuszona była wstrzymać trasę koncertową, podczas kilku występów zdecydowała się odnieść do body shamingu, którego padła ofiarą - w bardzo sugestywny sposób. Na odtworzonym w trakcie koncertu filmie Billie zdejmowała kilka warstw ubrań, po czym zanurzała się w czarnej, smolistej cieczy. W trakcie tego symbolicznego obnażenia wybrzmiewały między innymi pytania: If I wear more, if I wear less, who decides what that makes me? What that means? Is my value based only on your perception? Or is your opinion of me not my responsibility? (ten monolog trafił na najnowsze wydawnictwo). Oczywiście znaczna część jej przekazu została zagłuszona przez gapiów, ekscytujących się szansą zobaczenia - dotychczas zakrytego - ciała dziewczyny, a plotkarskie magazyny postawiły na clickbaitowe nagłówki: Billie Eilish rozbiera się na koncercie (zobacz zdjęcia)...
Od poprzedniego krążka minęły dwa lata, co w życiu nastolatki oznacza całą wieczność. Eilish dojrzała, odkrywa swoją kobiecość. Jej kolejne podejście w walce o wolność wyrażania siebie - czy to poprzez twórczość, czy styl ubioru - przynosi kompletny twist wizerunkowy; następną - i kluczową - emanacją wewnętrznej przemiany jest premierowy longplay.
Jak sama przyznała w wywiadzie udzielonym VEVO - przy tworzeniu Happier Than Ever czerpała inspiracje od artystów, których słuchała, gdy była młodsza: Julie London, Frank Sinatra, Peggy Lee. Chciałam zrobić ponadczasowy album, który nie będzie ponadczasowy tylko w odbiorze słuchaczy, ale też dla mnie samej. Dodała, że jej głównym celem jest to, żeby odbiorcy utożsamiali się z tym materiałem, a po przesłuchaniu decydowali się na zmiany w życiu, które ich uszczęśliwią. - Dorosłam w trakcie tworzenia tego albumu. Doświadczyłam wiele samorealizacji i autorefleksji. Chciałabym powtórzyć cały ten proces, ponieważ to były jedne z najlepszych nocy w moim życiu - napisała na Instagramie.
Jeśli myśleliście, że na najnowszej płycie pojawi się drugi viralowy hit pokroju Bad Guy - nawet na to nie liczcie. Najbliżej brzmienia z debiutanckiego albumu jest prawdopodobnie Oxytocin z szeptanym wokalem, syntezatorami i jednostajnym beatem, ale piosenkarka de facto nie powtarza żadnych sprawdzonych trików z debiutu. Album otwiera posępna ballada Getting Older. W podobnym, melancholijnym klimacie - dopełnionym przez syntezatory i lekkie akcenty gitarowe - utrzymane jest Everybody Dies. I Didn’t Change My Number to z kolei bluesowa odsłona Billie, jakiej dotąd nie znaliśmy. Jedną z największych niespodzianek jest tytułowy utwór, gdzie wokal Eilish wsparty jest jedynie przez gitarę akustyczną aż do grunge'owego finału. Idealnym przykładem progresywnego popu 2021 roku pozostaje natomiast NDA.
Happier Than Ever nie jest pandemiczną płytą, choć w pewnym stopniu stanowi odpowiedź na samotność i izolację ostatnich kilkunastu miesięcy. To bardziej kulminacja intensywnego okresu, w którym nastoletnia wokalistka stała się ikoną muzyki pop. Jej życie jest teraz dalekie od codzienności rówieśników - dziewiętnastolatka musi dźwigać ciężar sławy, który często daje jej się we znaki. Ale Eilish nie sili się na skomplikowane teksty. Ba, często rzuca truizmami (Everybody dies, surprise, surprise). Nadal przecież jest reprezentantką pokolenia Z, a jednocześnie głosem nieco zagubionych, młodych talentów, rozczarowanych światem wielkich koncertów, wywiadów i kontraktów. Z tą różnicą, że teraz jest już gotowa stawić czoła przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Ta ostatnia zapowiada się wyjątkowo obiecująco.
Tym - wyjątkowo minimalistycznym, stonowanym - materiałem Billie Eilish nadal zmienia popową narrację i odmawia podporządkowania się gatunkowym ideałom. Jednak na Happier Than Ever skupia się przede wszystkim na przyglądaniu się samej sobie.