No Borders: European Compilation Project to projekt drillowy, który przypomina o bogactwie brzmienia europejskiego rapu.
Czy istnieje coś takiego, jak europejskie brzmienie rapu? To z pozoru absurdalne pytanie wydaje się adekwatne w kontekście nowego materiału Headiego One'a. Borders: European Compilation Project to treściwy mixtape, na którym brytyjski gospodarz zebrał głosy z całego kontynentu, z największym naciskiem na Niemcy i Francję. To oczywiście zrozumiały ruch, bo nie da się ukryć, że właśnie muzyka z tych dwóch krajów mocno wpływa na resztę regionu. Można tu przytoczyć choćby całą litanię polskich utworów, które bywają niemal idealną kopią francuskich, czy niemieckich produkcji, czasami nawet łącznie z klipem, o flow czy bitach nie wspominając.
Keine grenzen
No Borders: European Compilation Project pojawia się dwa lata po kapitalnym debiucie Headiego, który katapultował go do drillowej czołówki, czy szerzej, brytyjskiej muzyki. Debiut w formacie albumowym, bo mixtape’y wypuszcza od 2014 roku, a po Ednie zrzucił całkiem solidną taśmę Headie One – Too Loyal... ... For My Own Good. Melodyjna melancholia z albumowego debiutu wciąż wybrzmiewa na nowym materiale, a międzynarodowa siatka wsparcia nie tylko uwypukla mocne strony gospodarza, ale dorzuca sporo argumentów za tym, że to właśnie na naszym kontynencie hip-hop wymutował w najbardziej interesujących kierunkach.
W kraju takim jak Stany Zjednoczone, lokalne różnice między rapowymi stylistykami są subtelne i trudne do wychwycenia z zewnątrz, a popowe wpływy dość zhomogenizowane. Dlatego, kiedy pojawia się jakieś brzmienie, które zyskuje popularność, mainstream dokonuje zwrotu i je wypłaszcza, przystosowuje do potrzeb masowego odbiorcy na ogromnym rynku operującym tym samym językiem. W Europie regionalne różnice potrafią być drastyczne, nie tylko przez mnogość języków na kontynencie.
Spójrzmy na drill: po ping-pongu między Stanami Zjednoczonymi a Wielką Brytanią, dzisiaj w każdym kraju jest jakaś jego wersja. Owszem, sporo z nich korzysta ze zbieżnych matryc brzmieniowych, ale lokalne realizacje potrafią być odświeżające i inspirujące, a czasami bardzo odległe od wyspiarskich czy nowojorskich wzorców. Popowe wpływy na kontynencie prowadzą do intrygującego rozpychania ram rapu, czasami do miejsca, w którym trudno je rozpoznać. Każdy na własny sposób przerabia wpływy biesiadne: zaśpiewy Kizo są inne od Sfery Ebbasty, mimo wspólnej myśli – wpuszczenia do rapu zabawy nie znającej wstydu – mocno czujemy włoskość jednego i swojskość drugiego.
Wielka Brytania, Francja, czy Niemcy to kraje wielokulturowe i to mocno słychać w muzyce. Popularne na całym świecie wpływy reggaetonowe, karaibskie, czy tropikalne, na naszym kontynencie dostają autentycznego, lokalnego smaku. O lekko gorzkim zabarwieniu, bo nie da się mówić o tej multikulturowości bez poruszana wątku kolonialnego. Niemniej jednak w Europie króluje różnorodność, która przenika się nawzajem i krystalizuje w kooperacjach między artystami z różnych krajów. Wracając do pytania postawionego na wstępie, to jestem przekonany, że możemy wyczuć europejskie brzmienie. Istnieje dzięki multikulturowemu tyglowi i specyficznej przebojowości poszczególnych regionów. Jasne, patrzy także na Stany Zjednoczone – to w końcu kolebka i centrum hip-hopu, ale oprócz kopiowania, podsuwa i swoje realizacje, które pod względem świeżości często przebijają to, co dzieje się za Oceanem.
Banger na bangerze
Nie inaczej jest w przypadku No Borders: European Compilation Project. Headie One w roli kuratora sprawdził się wybornie, bo każdy z zaproszonych gości wypadł świetnie. Edna była szczytowym osiągnięciem brytyjskiego artysty także przez to, że poszerzył swoje środki wyrazu o bardziej melodyjne zabiegi. Ale ostatecznie to nawijka jest jego najmocniejszą stroną. Gęsta, zasypująca uszy slangiem i sugestywną narracją o ciemnych biznesach. Na Borders: European Compilation Project melodyjne obowiązki przejmują inni, co przynosi podwójnie korzystne efekty: te zabiegi wypadają lepiej niż na Ednie, a rapowanie Headiego jest regularnie przełamywane przez inne głosy. To nie do końca zarzucanie monotonii poprzednim wydawnictwom, chociaż przesadą byłoby stwierdzenie, że Headie One ma różnorodny styl nawijania. Kontynentalne wsparcie z mixtape’u nie zawodzi, w zasadzie cały materał to banger na bangerze i niezła przejażdżka po mocnych stronach europejskiego rapu.
Zaczynamy mrocznie i ciężko, od klasycznie drillowego 22 Carats z Francuzem Gazo. Drill jest podstawowym narzędziem w rękach Headiego, więc nic dziwnego, że dominuje na mixtapie. No Borders: European Compilation Project nakłada na niego melodyjną warstwę, czy to francuskimi (Link In The Ends z Koba LaD, flecikowy bit zostanie z wami na długo), czy niemieckimi (Place z Pajelem) głosami. Ba, są tutaj nawet pseudoletniaczki, jak Smooth z Yasinem ze Szwecji, czy Bigger Then Life z Holendrem Frenną na karaibskim refrenie. Paleta brzmieniowa jest spójna, osadzona w subbassach i szczątkowej, drillowo-połamanej perkusji, jednocześnie dosyć różnorodna, za co trzeba podziękować gościom.
To, czego tu nie usłyszymy, to lekkiej biesiady i zabawy w stylu europejskim, ale dominującą atmosferą w muzyce Headiego od zawsze była melancholia.
I jest jej tu dużo, w zaciągniętych na głowy kapturach, ciągnących po mrocznych ulicach miast. Zahaczając ponownie o kwestię europejskiego brzmienia – często charakteryzuje je napięcie między frywolną, często bezwstydnie przaśną zabawą, a posępną eksploracją współczesnego, miejskiego życia na kontynencie. Zresztą Headie One jest kapitalnym narratorem brytyjskich realiów i trafnym komentatorem – niezależnie od tego, czy porusza kwestie wyspiarskiej polityki (jak w kawałku otwierającym), czy kreatywnie opisuje narkobiznes (choćby Shxtgun). Sam tytuł mixtape’u jest dość znaczący – współpraca z ludźmi z Europy, od jej południowego po połnocy skraj, żadnych granic nie zniosła. Wciąż żyjemy na podzielonym kontynencie, nawet jeśli robimy coś razem. Między innymi przez taki zdawkowy, ale trafny komentarz społeczny, sięga się po rap z przyjemnością.
Stary Kontynent, nowe brzmienia
No Borders: European Compilation Project to pokaz potencjału, który drzemie w europejskiej współpracy. Na naszym kontynencie jest tyle inspirujących, wspaniałych brzmień (i kreatywnego przerabiania dźwięków spoza niego), że czasami jestem na siebie zły, że tyle czasu poświęcam muzyce amerykańskiej, w wielu przypadkach o wiele słabszej, niż to, co mamy pod nosem. Nie spodziewałem się, że właśnie Headie One stworzy projekt o takim kształcie i zapleczu.
Borders: European Compilation Project jest świetnym podsumowaniem tego, co w kontynentalnym rapie najlepsze. Nawet jeśli nie kumam większości tekstów, to rozpoznawalny na pierwszy rzut ucha klimat mocno ze mną rezonuje. A sam Headie One? Triumfalnie prze do przodu, wciąż się rozwija i szlifuje rzemiosło. Już Edna była mocnym wyjściem z hermetycznego, mrocznego świata drillu na światło większej przystępności, bez straty dla wiarygodności i jakości artystycznej. Nie mogę doczekać się kolejnych wydawnictw Brytyjczyka, bo w tym momencie śmiało można stawiać go na równi z innymi wyspiarskimi gwiazdami.
Komentarze 0