Wiosenny flagowiec HBO Max zakończył się spektakularną wywrotką. Dwa ostatnie epizody The Idol zostaną... połączone w jeden.
Od połowy pierwszego odcinka zwyczajnie nie da się tego oglądać, bo gatunkowo „The Idol” przytula się do telewizyjnych produkcji erotycznych. A tam, wiadomo, fabuła ma wypełniać momenty pomiędzy innymi momentami. Niby spoko, ale podobnych atrakcji oczekujemy co najwyżej od nocnych pasm niemieckich telewizji, a nie jednego z najgłośniejszych seriali roku – pisaliśmy w recenzji pierwszego z planowanych sześciu odcinków The Idol, serialu HBO Max współprodukowanego przez The Weeknda. Co tu dużo mówić, było słabo. Nawet bardzo słabo, a kolejne epizody tylko kopały tę dziurę. Rozwlekłe do niemożliwości fantazjowanie o seksie, przemocy psychicznej i złowrogim Hollywood było dla widzów jak moczenie oczu we wrzątku. Pozytywne recenzje? Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie... Potężne rozczarowanie, a przecież mówimy o produkcji stacji, która naprawdę umie w seriale, co udowodniła choćby w tym roku kalendarzowym, wpuszczając dwa najgłośniejsze wieloodcinkowce sezonu, Sukcesję i The Last Of Us.
Teraz okazuje się, że piąty odcinek o nazwie Jocelyn Forever będzie tym ostatnim. Trasa koncertowa Jocelyn w końcu ruszy, co spowoduje konflikt Tedrosa ze sztabem wokalistki. Co więcej, okazuje się, że ten odcinek będzie efektem... przemontowania pierwotnych wersji epizodów numer 5 i 6. Co znaczy, że historię rozciągniętą na blisko dwie godziny można było spokojnie zmieścić w jednej. Dlaczego taka decyzja? Podobno to decyzja reżysera Sama Levinsona. Pewnie nie ma żadnego powiązania z dramatycznymi recenzjami, he, he.
I to chyba idealnie podsumowuje całe The Idol. Serialową watę, jaką nagle można ściąć o 1/6 i nic się nie stanie. Wyobrażacie sobie taki numer w Sukcesji, gdzie każdy dialog jest istotny dla fabuły? To tylko pokazuje, jak bardzo zbędną produkcją był flagowiec HBO Max. Dobrze, że ten koszmar już się kończy.