Igrzyska bez medalu, ale potencjału nie brakuje. Czy polskie panczeny zaatakują Mediolan?

Zobacz również:Święto sportu i... szereg kontrowersji. Wszystkie grzechy Igrzysk Olimpijskich w Tokio
Kaja Ziomek
Fot. Mario Hommes/DeFodi Images via Getty Images

Liczyliśmy na to, że Kaja Ziomek i Andżelika Wójcik powalczą o czołowe miejsca w biegu na 500 metrów, jednak w swoim debiucie olimpijskim nasze łyżwiarki musiały obejść się smakiem. Dziewiąte i jedenaste miejsce nie jest odzwierciedleniem ich miejsca w światowej stawce i o ile na kolejne olimpijskie szanse musimy poczekać cztery lata, to ten sezon polskich panczenistów pokazuje, że możemy do igrzysk w Mediolanie przystępować w znacznie lepszej sytuacji.

Sobotnie piąte miejsce Piotra Michalskiego na 500 metrów narobiło nam nadziei na kolejne dni. W końcu polski panczenista medal przegrał zaledwie o 0.03 sekundy, a Wójcik i Ziomek zdawały się być większymi medalowymi szansami. Bezpiecznie zakładaliśmy jednak walkę o miejsca w czołowej ósemce, z szansą na uplasowanie się, podobnie jak Michalski, w czołowej piątce. Ostatecznie nie udało się nawiązać rywalizacji o czołowe pozycje, a dziewiąte miejsce Ziomek i jedenaste Wójcik to występ poniżej możliwości obu pań w tym sezonie – szczególnie w przypadku Andżeliki.

Gdybyśmy mieli zakładać, co poszło nie tak, to być może chodzi o sam fakt trafienia z formą na igrzyska w Pekinie. Już na mistrzostwach Europy – ostatniej imprezie przed igrzyskami – Polki wyglądały nieco gorzej, jednak wtedy stawialiśmy, że to po prostu etap przygotowań. Ostatecznie wyszło na to, że był to pierwszy sygnał słabszej dyspozycji. A przecież obie panie były dwiema z zaledwie siedmiu zawodniczek, które stawały na podium w tym sezonie Pucharu Świata. Andżelice Wójcik udało się nawet jedne zawody wygrać.

Formy nie udało się przełożyć na najważniejszy start sezonu, ale patrząc na rozwój polskich łyżwiarek (na taki poziom weszły dopiero w tym sezonie), to kluczowymi igrzyskami będą dla nich te w Mediolanie, za cztery lata. Patrząc na światową czołówkę, ich najlepsze lata będą miały miejsce właśnie wtedy. Mają odpowiednio 24 (Ziomek) i 25 (Wójcik) lat, podczas gdy tegoroczne medalistki olimpijskie mają ich (rocznikowo) 31, 30 i 28. Nao Kodaira, mistrzyni olimpijska z Pjongczangu (2018) i czołowa sprinterka tego sezonu, ma tych wiosen 35.

Mówimy tu o naszych sprinterkach, bo to właśnie one zdają się być naszymi największymi nadziejami, jednak warto zauważyć, że polskie panczeny od jakiegoś czasu rozwijają się naprawdę nieźle. Szczególnie w konkurencjach sprinterskich. Piotr Michalski będzie miał w Mediolanie 31 lat, więc niewykluczone, że i on spróbuje jeszcze poprawić swój życiowy rezultat. Damian Żurek i Marek Kania mają po 22 lata, a na tych igrzyskach byli już w drugiej dziesiątce zawodów (Żurek 11.). Do tego dochodzą młodsi panczeniści jak np. Karolina Bosiek, która jest na swoich drugich igrzyskach mając zaledwie 21 lat.

Żaden z tych talentów nie jest wprawdzie pewniakiem na medale olimpijskie, jednak nie da się ukryć, że polskie łyżwiarstwo szybkie może przyszłościowo okazać się dyscypliną dającą nam regularnie sporo radości. I to nie tylko za sprawą wybitnych jednostek.

Po igrzyskach w Vancouver (2010) i Soczi (2014), na których panczeny zdobyły nam łącznie cztery medale, dużo mówiło się o krytym torze łyżwiarskim, którego w Polsce brakowało. Ostatecznie, dzięki sukcesom Zbigniewa Bródki i naszych drużyn, udało się zbudować tor w Tomaszowie Mazowieckim, na którym rozgrywane są nawet zawody Pucharu Świata. Aktualne młode pokolenie to pierwsze, które jest „wychowywane” na polskim torze. Dodatkowo już za moment może powstać drugi – w Zakopanem i kolejne generacje polskich panczenistów nie powinny mieć żadnych problemów z treningami w kraju. Również ci najmłodsi, bo pokolenie Ziomek i Wójcik trafiło na polski kryty tor już w wieku juniorskim. To samo zresztą dotyczy short tracku, bo są to dyscypliny mogące ze sobą współgrać (od short tracku zaczynał choćby Zbigniew Bródka).

Są sporty zimowe, w których – mimo niezłych rezultatów – trudno myśleć pozytywnie o przyszłości ze względu na brak warunków do ich uprawiania w Polsce (np. saneczkarstwo). Musimy liczyć na jednostki urodzone z niczego. Łyżwiarstwo szybkie przestało być taką dyscypliną. Są talenty, jest baza do treningów i nie trzeba się martwić o kolejne lata. A jeśli dobrze do tego podejść, to będą i sukcesy.

Panczeny mają do rozdania na igrzyskach ponad 20 kompletów medali i nie wszystkie muszą trafić do Holandii. Polskę stać na regularne medalowe występy w łyżwiarstwie szybkim – obyśmy tylko wykorzystali tę sytuację.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Uniwersalny jak scyzoryk. MMA, sporty amerykańskie, tenis, lekkoatletyka - to wszystko (i wiele więcej) nie sprawia mu kłopotów. Współtwórca audycji NFL PO GODZINACH.