Incele: nie ma sieciowej subkultury, która cieszy się gorszą sławą. Dlaczego?

Zobacz również:Wałęsa, Kwaśniewski, Kaczyński, Komorowski, Duda… Jak wyglądały wybory prezydenckie od 1990 roku?
elephant.jpg

Ich działalność wylała się w brutalny sposób poza sieć i przekuła na prawdziwą przemoc. Wokół samego terminu narosło sporo niejasności, w międzyczasie stał się również sprytną obelgą, którą można obdarzyć oponenta w internetowej dyskusji.

Niestety, do tej ekstremalnej grupy coraz częściej oczko puszczają politycy, niejako legitymizując osobliwe i bardzo szkodliwe poglądy, jakie prezentuje. Postanowiliśmy przybliżyć subkulturę inceli i pokazać jej negatywny wpływ na naszą rozedrganą, coraz bardziej podatną na ekstremizmy rzeczywistość.

Incel, czyli mimowolny celibat

Sam termin incel wywodzi się od involuntary celibate (mimowolny celibat) i powstał w latach 90. na określenie osób, które z różnych powodów mają problemy w nawiązywaniu relacji seksualnych i miłosnych. Co ciekawe, termin nie miał przypisanej płci - po prostu określał każdą osobę, która nie potrafiła przełamać swojej samotności. Twórczyni terminu, Kanadyjka o imieniu Alana (nazwisko nieznane), prowadziła przez jakiś czas stronę Alana's Involuntary Celibacy Project, która miała pomagać takim osobom przez dostarczanie pomocnych materiałów. Z czasem jednak z przerażeniem odkryła, że balans płci znacząco przechylił się na stronę heteroseksualnych mężczyzn, którzy na forum epatowali bardzo seksistowskimi i mizoginistycznym poglądami. Strona została zamknięta, ale nowa forma tego, co zaczęło kryć się pod terminem incel, ewoluowała dalej. Bliżej naszych czasów incele zaczęli zasiedlać podbrzusze internetu: ich domem stał się 4chan, 8chan i Reddit. Zresztą ten ostatni serwis w zeszłym roku zamknął incelskie fora za nienawistne poglądy wobec kobiet. Ale mleko się rozlało - i to mówiąc delikatnie.

Ten aspekt jest chyba najbardziej przerażający. Coś, co zaczęło się od grupy wsparcia dla samotnych osób, zaczęło rozwijać się w quasipolityczny ruch, z określonymi poglądami i postulatami. Najgorszy z nich to oczywiście pomysł, że każdemu mężczyźnie należy się kobieta, w myśl zasady, że prawa reprodukcyjne to prawa człowieka. Ale podstawą ideologii inceli jest mizoginia: kobiety są dehumanizowane, prezentowane wyłącznie jako obiekty. Kiedy są nieosiągalne, zasługują na najgorsze inwektywy. W filozofii incelskiej mieszają się XIX-wieczne pomysły frenologiczne (kształt czaszki, a konkretnie szczęki jako wyznacznik atrakcyjności i zdolności intelektualnych) z toksyczną męskością: świat dzieli się tutaj na Chadów (silne jednostki, do których lgną kobiety, ograniczając tym samym pulę dla innych) i prawiczki (virgins), zepchniętych na margines przez tych pierwszych, samotnych żałośników. Subkultura inceli zakłada spory ładunek obniżania samooceny i upiornej wręcz nienawiści do samego siebie. Incele wymieniają się swoimi zdjęciami i krytykują wzajemnie - bardzo często niesłusznie, bo na fotkach widzimy nie potwory, a po prostu zwykłych chłopaków. To właśnie najgroźniejszy element takich internetowych subkultur: tworzenie komór pogłosowych, gdzie nie istnieje konfrontacja poglądów, a wyłącznie potwierdzanie się nawzajem. To zjawisko jest nieszkodliwe, jeśli chodzi o fanów jakiegoś wyimku popkultury. Staje się piekielnie groźne, kiedy dotyczy zradykalizowanych, osamotnionych młodych mężczyzn, utwierdzających się w nienawiści do siebie i świata.

Wirtualne pogróżki, realne zbrodnie

Ta radykalizacja postępuje, bo zorientowany na fetyszyzację ciała i seksualności świat popkultury kreuje presję, której wielu po prostu nie może podołać. Musimy wszyscy być piękni i zgrabni, a seks jest zwieńczeniem naszego istnienia: jeśli go nie uprawiasz, jesteś bezużyteczny, wręcz wybrakowany. Tymczasem nierówności ekonomiczne i społeczne rosną, a rozdźwięk między Instagramem a rzeczywistością jest coraz większy. Incele rzucają temu wyzwanie, niestety w najgorszy z możliwych sposobów: konkretnie ukierunkowaną nienawiścią i przemocą, czasami wykraczającą poza wpisy w internecie (choć i te także potrafią być szkodliwe). Poczucie osamotnienia, podgrzane nienawiścią do samych siebie, jaką incele karmią się na swoich forach, przeradza się w gniew, ten przechodzi w nienawiść, a na końcu tego łańcucha jest przemoc. Elliot Rodger, Alek Minassian, Scott Paul Beierle i wielu innych przekuli swój ból w śmierć innych, mordując młode kobiety, pary, a często po prostu przypadkowe osoby. Wielu z nich zostawia po sobie manifesty, dopełniając przemiany internetowej nienawiści w realny terroryzm. W gruncie rzeczy to osamotnione, rozgniewane jednostki, zostawione i zawiedzione przez system, który paradoksalnie nie tylko ich skrzywdził, ale również podsunął im najgorsze pomysły.

Toksyczna męskość nie bierze się znikąd, nie jest też przypadkiem to, że wielu inceli rekrutuje się z szeregów graczy i innych miłośników amerykańskiej popkultury. W wiele jej wytworów wdrukowana jest nie tylko obsesja na temat seksu, ale również najzwyklejsza mizoginia i egocentryczne poglądy o potędze jednostki, czasem żywcem wywiedzione od Ayn Rand i innych konserwatywnych myślicieli społecznych. Kto by pomyślał, że rachunkiem za Batmana będzie góra martwych ciał. Ale jesteśmy, gdzie jesteśmy, ten świat to piekło.

Uwaga na słowa

Trudno ignorować przemoc, ale równie trudno przymykać oczy na to, że politycy lubią puszczać oko do tej radykalnej grupy. Inceli zalicza się do amerykańskiej alt-prawicy, ale i w Polsce zdarzają się porozumiewawcze komunikaty polityków kierowane ponad głowami nieświadomych do ekstremistów (tzw. dog whistling: używanie słów i pojęć, które wydają się być niewinne, a są de facto zakamuflowanym przekazem dla wtajemniczonej grupy). Niedawno pewien polityk (nie róbmy mu reklamy) zrównał bezrobocie z bezkobieciem. Dla jednych był to specjalny trolling, obliczony na zaktywizowanie lewicowego komentariatu, dla innych jawny sygnał, że nawet w Polsce politycy lubią używać dog whistlingu, by zdobywać poparcie w najdalszych i najmroczniejszych zakątkach internetu. Niestety, chętnych na poklask u inceli nie brakuje - bodaj najsłynniejszy to psycholog Jordan Peterson. Kanadyjczyk w przeszłości prezentował poglądy bliskie incelom (jak np. krytyka mniejszości mężczyzn, którzy mogą uwieść większość kobiet, tym samym odbierając biologiczne prawo do rozmnażania innym; nie pytajcie o sens tego wywodu, to droga rozpaczy i raczej nie mająca końca).

Czy będziemy świadkami incelowskiej rewolucji? Raczej nie, ale warto mieć to zjawisko na uwadze, szczególnie, że mogą nas czekać coraz cięższe czasy, a te sprzyjają rozprzestrzenianiu się ekstremistów. Tak samo należy ostrożniej szafować słowem incel - potrafi ranić, a do tego ma tendencję do radykalizowania obdarzonego inwektywą oponenta. Nie każdy mizogin jest incelem, ale każdy incel jest mizoginem - uporządkowanie terminologii to ważna sprawa. Jedyną drogą do powstrzymania się rozlewania takich ideologii po świecie jest budowanie rzeczywistości opartej na empatii i sprawiedliwości. Będzie ciężko, to wiemy na pewno, tak samo jak to, że świat nie zaczyna się i nie kończy na seksie.

fot. kadr z filmu Elephant, reż. Gus van Sant

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz, muzyk, producent, DJ. Od lat pisze o muzyce i kulturze, tworzy barwne brzmienia o elektronicznym rodowodzie i sieje opinie niewyparzonym jęzorem. Prowadzi podcast „Draka Klimczaka”. Bezwstydny nerd, w toksycznym związku z miastem Wrocławiem.