Jak co roku: czy talent Feliksa eksploduje? Joao bierze odpowiedzialność za bandę Cholo

Zobacz również:Cena na metce działa na głowę. Złoty chłopiec wraca tam, gdzie zaczynał
Getafe CF v Atletico de Madrid - LaLiga Santander
Fot. Jose Breton/Pics Action/NurPhoto via Getty Images

Diego Simeone jest jak klasyk z przemówienia Piotra Rutkowskiego: zaczyna jedenasty sezon w tym samym klubie i krzyczy, że nigdy się nie podda. O jego Atletico latem było wyjątkowo cicho, skoro ruchy transferowe skończyły się na ściągnięciu Axela Witsela i załataniu dziury na prawej stronie Nahuelem Moliną. Nie można jednak lekceważyć kadry o takim potencjale ofensywnym. Alvaro Morata & Joao Felix mówią jednym językiem, natomiast Antoine Griezmann wreszcie znalazł drogę do bramki. Co roku wraca ten sam powtarzający się dylemat: czy uda się zbudować drużynę wokół utalentowanego Joao? Portugalczyk zaczął sezon trzema asystami i pokazuje, że nie chce więcej słuchać o swoich wadach.

Nic dziwnego, że o Atletico było tak cicho, skoro letnie show skradła Barcelona ze swoimi dźwigniami finansowymi. Real leczył rany po Kylianie Mbappe, lecz jego medialność również jest nieporównywalna. Zresztą Antonio Rudiger działa bardziej na wyobraźnię niż Nahuel Molina, a Aurelien Tchouameni przebija w tej kwestii 33-letniego Axela Witsela. Diego Simeone pracował w ciszy tak, jak lubi najbardziej. Ostatnie lata pokazywały, że znacznie łatwiej jest mu atakować z zaskoczenia, niż wtedy kiedy wszystkie światła są skierowane na jego drużynę i niepotrzebnie podnoszą presję.

Czasem jednak samo utrzymanie kadry może oznaczać więcej niż wzmacnianie się na siłę. Cholo w kategoriach transferów rozpatruje jak najlepsze wykorzystanie swoich graczy, czyli choćby Joao Feliksa czy Antoine'a Griezmanna. Gwiazdy ma już na miejscu, tylko muszą odpowiednio rozbłysnąć. Wielkich środków na ruchy w Madrycie nie było, lecz pamiętajmy, że już w poprzednim sezonie mówiliśmy o najlepszej i najwięcej kosztującej kadrze w dziejach klubu. Teraz należało jej po prostu nadać trochę więcej sensu.

Niech nikogo nie zdziwi, jeśli Nahuel Molina będzie terroryzował naszą defensywę podczas mistrzostw świata w meczu z Argentyną. 24-latek przyszedł z Udinese za 20 milionów euro z myślą, by zostać jednym z najlepszych prawych defensorów w Hiszpanii. To akurat największa pustynia, biorąc pod uwagę obsadę tej pozycji we większości klubów. Tak jak Polska cierpi na notoryczny brak lewych defensorów, tak na Półwyspie Iberyjskim najbardziej męczą się z obsadą tej drugiej strony. Molina ma zapełnić pustkę po nierozsądnie oddanym Kieranie Trippierze i uwypuklić atuty Marcosa Llorente, który czuł się zduszony na prawym wahadle. Teraz razem mają atakować prawy korytarz, lecz Llorente jako biegający, uniwersalny ofensywny pomocnik, a Nahuel jako naturalny wahadłowy.

Axel Witsel z kolei miał odciążyć środek pola i dać alternatywy swoim doświadczeniem po odejściu Héctora Herrery do amerykańskiego Houston. Na razie jednak Belg zaczyna tę przygodę z powodzeniem jako centralna postać defensywy, gdzie łata dziury z powodu braku Jose Marii Gimeneza. Z takim wyprowadzeniem piłki oraz przeglądem pola może dać ciekawe rozwiązania nawet jako jeden z trójki stoperów. Na Getafe wystarczyło, bo Atletico zaczęło ligę od triumfu 3:0.

Chociaż do końca letniego mercado pozostały dwa tygodnie, prezydent Enrique Cerezo zapowiedział, że zamnęli już kadrę. Być może dyrektor Andrea Berta będzie polował na okazje, gdyby udało się jeszcze wrzucić kogoś do linii defensywnej. Tym bardziej, że od dłuższego czasu zastanawiali się nad takimi opcjami jak Serge Aurier czy Hector Bellerin. Często zapominamy jednak, że Atletico i tak poszerzyło kadrę powrotami z wypożyczeń. Na inaugurację ligi w wyjściowym składzie zobaczyliśmy Saula Nigueza na lewym wahadle oraz Alvaro Moratę w ataku, który drugą kadencję w Atleti rozpoczął od dwóch bramek. Ich też należy rozpatrywać w kategorii nowych-starych znajomych, ale jednak świeżej energii w szatni, która przecież co chwilę potrzebuje impulsów.

Wszyscy zastanawiają się, jakie muszą być relacje w szatni i klubie, skoro Simeone rozpoczyna swój jedenasty sezon. Część piłkarzy zna przecież na wylot i nie jest niczym wyjątkowym, aby w takich przypadkach doszło do zmęczenia materiału. On jednak bez względu na sukcesy i rozczarowania dalej chce budować swoje królestwo. Poprzedni sezon przegrał bardziej defensywą niż atakiem, kiedy zabrakło mu stabilności w kluczowych formacjach. Dzisiaj też Atleti sprawia wrażenie drużyny niesamowicie bogatej z przodu, ale z wątpliwościami z tyłu. Nahuel Molina jest jedyną pewną opcją na prawe wahadło, bo Santiago Arias pokazał już, że sporo brakuje mu na tym poziomie. Na środku defensywy przydałby się natomiast jeszcze jeden pewny stoper pokroju Gimeneza czy Savicia, bo to występki Felipe czy Mario Hermoso doprowadziły do rozczarowań w poprzednim sezonie.

Atletico przystąpiło do ligi ze statusem skazanych na trzecie miejsce. Gorszych niż Real czy Barcelona, a jednocześnie zbyt dobrych dla Sevilli czy Villarrealu. Taka jest przynajmniej powszechna opinia, lecz Simeone pasuje, że znów będzie mógł pomyśleć o zaskoczeniu z tylnego siedzenia. Jego potencjalny sukces powinien bazować na stabilności defensywnej, której paradoksalnie ostatnio brakowało. Z przodu naprawdę ma w kim przebierać, kiedy spojrzymy na drużynę z Joao Feliksem, Griezmannem, Carrasco, Moratą, Cunhą, Correą, Llorente, Koke, De Paulem czy Lemarem.

Pierwsza kolejka była przede wszystkim pokazem pewności siebie i przebojowości Joao Feliksa, który z Getafe zaserwował trzy asysty. I klasycznie jak co roku wrócą pytania: czy Cholo zbuduje wokół niego drużynę czy znowu pojawią się kłopoty w tej relacji? Nie ma wątpliwości, jaka jest jakość oraz skala talentu 22-letniego Portugalczyka, więc to naprawdę czas, aby zrobić z niego numer jeden w ofensywie. Tym bardziej, że powrót Luisa Suareza do Urugwaju – przy całych jego zasługach – może być zbawczy dla drużyny chcącej grać bardziej bezpośredni i konkretny futbol.

Prognozy są optymistyczne, skoro Alvaro Morata oddaje dwa strzały na bramkę i strzela dwa gole. Antoine Griezmann też wyglądał swobodnie i w końcu przełamał się w ligowym graniu. Mecz z Getafe nie był idealny, ale może nastrajać pozytywnie. Tym bardziej, że wybór w ofensywie naprawdę trzeba nazywać kłopotem bogactwa. Simeone już wie, że w Europie jest zbyt defensywy, a w Hiszpanii za mało skuteczny w ataku. I musi popracować w tych rozgrywkach nad wyważeniem tego balansu, aby zarówno się podobać, jak i punktować. Paradoksalnie może im sprzyjać, że nie było wokół ich drużyny aż takiego szumu jak zeszłego lata, gdy byli kreowani na faworyta całych rozgrywek.

Mecz z Getafe, tym bardziej w trakcie przygotowań i łapania rytmu, nie nadaje się do większych, długofalowych wniosków. A już najbardziej kiedy weźmiemy pod uwagę, że Simeone nie przegrał z nimi od dekady i uzbierał na Getafe 60/66 możliwych punktów. To dla niego jeden z łatwiejszych rywali, więc i próbka z tego meczu nie będzie miarodajna. Niemniej sam stan kadry i próba naprawienia grzechów przeszłości pozwalają wierzyć, że Cholo jeszcze zaatakuje najlepszych z zaskoczenia. Inaczej po jedenastu latach to naprawdę stanie się zmęczoną, przeżutą śpiewką jak w poznańskim klasyku: nigdy się nie poddam, a kończy się jak zwykle.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Uwielbia opowiadać o świecie przez pryzmat piłki. A już najlepiej tej grającej mu w duszy, czyli latynoskiej. Wyznaje, że rozmowy trzeba się uczyć. Pasjonat futbolu i entuzjasta życia – w tej kolejności, pamiętajcie.
Komentarze 0