Pandemia koronawirusa sparaliżowała sport, ale to nie oznacza, że kibice mają się nudzić. Pomagają im w tym kluby, które w ostatnim czasie w kreatywny sposób angażują ich w różne aktywności.
Zapewne wielu kibiców piłkarskich czuło się przez kilka ostatnich dni zupełnie obco. No bo jak to tak – weekend bez żadnego meczu? Aż można było się zastanowić, co normalnie w tym czasie robią ludzie, którzy nie interesują się sportem. Świat wcisnął pauzę, ale coś jednak na kwarantannie robić trzeba. W swoich pomysłach, jak wypełnić pustkę w kreatywny i nieraz absurdalny sposób zaczęły się ostatnio prześcigać twitterowe konta drużyn piłkarskich.
TWITTER, A GRY JAK NA KURNIKU
Kluby z nudą walczą na różny sposób głównie w mediach społecznościowych, gdzie dziś wiele ludzi po prostu zabija czas. Kilka z nich w ostatnich dniach swoje konta na Twitterze prowadziło tak, jakby bawiły się na Kurniku w różne popularne gry. Bodaj najsłynniejszym wydarzeniem było to, jak w sobotę Southampton próbował wciągnąć Norwich City – zespół, z którym planowo miał wtedy grać w Premier League – w rozgrywkę w kółko i krzyżyk.
Kanarki jednak nie odpowiedziały na wyzwanie. Admin konta Świętych nie dawał za wygraną i na modłę meczowych relacji napisał po 34 minutach: „Jest tuż po pół godzinie gry, zachowujemy cierpliwość mimo taktyki polegającej na marnowaniu czasu na początku meczu ze strony gości”.
Norwich nie odpowiedziało „do przerwy”, więc do rozgrywki podłączył się Manchester City. I wtedy się rozkręciło. Oba kluby relacjonowały przebieg „meczu” tak, jakby to było rzeczywiste spotkanie – było nawet sprawdzanie VAR, wysoki pressing, bloki i walka do końca. Skończyło się remisem. O wyniku poinformowały później konta obu klubów, Premier League czy programu Match of the Day w BBC - zupełnie, jakbyśmy byli świadkami zwykłego meczu. W zabawę włączyli się więc wszyscy, kupując zabawny pomysł z przymrużeniem oka.
Na podobne akcje decydowało się na Twitterze więcej klubów. Hull City zagrało z Bayerem Leverkusen w czwórki. W tę samą grę rozgrywki stoczyły Wolfsburg z Nottingham Forest.
Po tego typu pomysłach ruszyła prawdziwa lawina i dziś klubowe konta twitterowe wymyślają coraz więcej zabaw. Starają się w nie angażować inne drużyny, ale też kibiców. Ci pod wpisami szybko podłapali temat i komentują je tak, jakby to były normalne wpisy z meczowych relacji. „#AdminOut, jak można było zremisować z Southampton” – pisali niektórzy kibice City, wywiązywała się żartobliwa debata i były uszczypliwości. Jak w trakcie zwykłej kolejki.
Nie próżnują też w tych działaniach polskie kluby. Powstała już na Twitterze Polska Liga Statków. W piątek o 20:30 – czyli w pierwotnym terminie ich meczu, który musiał zostać przełożony – na żywo na tym portalu w popularnej grze zmierzą się Górnik Zabrze z Pogonią Szczecin.
Zabrzanie będą chcieli się zrehabilitować za ostatni występ, w którym przegrali w statki z ŁKS-em Łódź. Pomysł tak się przyjął, że w końcu zaczęło o tym tweetować także... oficjalne konto PKO Ekstraklasy.
FIFA I FM POSZŁY W RUCH
Angażowanie kibiców w czasie piłkarskiej pustki nie odbywa się tylko za pomocą samego obserwowania wpisów na Twitterze i udawanych gier. Jak pewnie wielu kibiców, pracownicy klubowych mediów sięgnęli podczas kwarantanny po pada czy klawiaturę i w ruchu poszły FIFA czy Football Manager. Uznano więc, że symulacja meczów to scenariusz o wiele lepszy niż ich brak i w ostatnim czasie mieliśmy tego mnóstwo.
Leeds United miało w miniony weekend grać w lidze z Cardiff City, ale że to niemożliwe, przeprowadziło na Twitterze transmisję ze spotkania z tym rywalem w FIFIE 20 i to z normalnym komentarzem klubowego spikera.
Kibice mogli cały mecz obejrzeć, a konto na bieżąco reagowało na wydarzenia, informując o golach i przebiegu rozgrywki. Był też udający wzburzenie wpis, w którym zamieszczono nagranie przedmeczowego powitania obu drużyn i uścisków dłoni, jednocześnie przypominając o tym, co istotne z dopiskiem: „Zupełne pogwałcenie zaleceń! Pamiętajcie, by brać udział w akcji WHO #SafeHands”.
Po popularnego FM-a sięgnęli również w Watfordzie. Szerszenie rozegrał w tej grze mecz z Leicester City, z którym miały mierzyć się w poprzedniej kolejce i na klubowym Twitterze można było oglądać spotkanie. Klub z Vicarage Road zrobił coś przyjemnego z pożytecznym jednocześnie – okres bez meczów to strata wielu wpływów m.in. od sponsorów, a Watford współpracuje z firmą Sega Sports Interactive, której FM jest flagowym produktem. To dlatego na ławkach rezerwowych na stadionie Szerszeni widać logo gry i na co dzień można ją normalnie kupić w klubowym sklepiku.
Fanom pomysł się spodobał. Namiastka rywalizacji wzbudziła spore emocje, a mocno od kibiców oberwało się... Etienne'owi Capoue. Pomocnik Watfordu w symulowanym meczu obejrzał czerwoną kartkę już na samym początku i postawił swój zespół w trudnej sytuacji. „Obrzydliwy wślizg Capoue” – napisał jeden z widzów, a drugi dodał: „To musi być kara odebrania dwóch tygodniówek”. Chwilę później Lisy wyszły na prowadzenie 1:0, ale ostatecznie był remis 1:1 po bramce Roberto Pereyry w końcówce meczu. „Nigel Pearson byłby dumny. Pokazaliśmy charakter z ekipą z TOP4!” – pisali po meczu niektórzy fani. Inni podkreślili wagę cennego punktu w kontekście walki o utrzymanie.
Rozrywka się przyjęła. Już można spodziewać się, że mecz, który w najbliższy weekend Watford miał rozegrać z Burnley, również odbędzie się poprzez FM-a.
Ale i my mamy swoje kluby, które tak robią. W sobotę swój mecz z Wisłą Kraków w FM-ie rozegrał Piast Gliwice. W weekend zapowiada również spotkanie z Koroną Kielce i pyta fanów o decyzje taktyczne. - W tym tygodniu włączyliśmy kibiców, ale sama relacja meczu z Wisłą była spontaniczna - tłumaczy nam rzecznik mistrzów Polski Karol Młot.
PIONIERZY Z CZWARTEJ LIGI
O jeszcze jeden krok dalej w wykorzystaniu tej gry poszedł Leyton Orient. Czwartoligowy klub z Londynu postanowił najmocniej ze wszystkich zaangażować kibiców w rozgrywkę.
Fani mogli poprzez głosowanie na Twitterze decydować o wyjściowym składzie, ustawieniu, aspektach taktycznych, a potem na żywo sugerować reakcje w trakcie meczu.
To okazało się strzałem w dziesiątkę i Leyton Orient niespodziewanie stał się prekursorem angażowania kibiców piłkarskich i zabijania nudy w czasie pandemii. Po sukcesie z FM-em klub postanowił zorganizować wyzwanie w FIFIE 20 i do gry zaprosił przedstawicieli aż 128 drużyn z całego świata. Cel? Zrobić drabinkę turniejową, a danymi klubami w grze mieliby sterować ich prawdziwi piłkarze. W ten sposób na przykład Crystal Palace będzie w turnieju prowadził jego skrzydłowy Andros Townsend.
Do turnieju już zgłosiła się cała plejada klubów. Kibice będą mogli zobaczyć jedyny w swoim rodzaju wirtualny turniej, w którym udział wezmą m.in. Lokomtiw Moskwa, Ajax Amsterdam, Coventry City, RB Salzburg, Manchester City, Melbourne Victory, Djurgarden czy Orlando Pirates. Nazywany został #UltimateQuaranTeam, co stanowi grę słów zarówno z trybem rozgrywki popularnym w FIFIE, jak i „quarantine”, czyli kwarantanną po angielsku. Losowanie par odbyło się publicznie na Twitterze we wtorek i wzbudziło wielkie emocje. Pomysł jest więc absolutnym marketingowym hitem.
– Patrzyliśmy na grę w czwórki między Hull a Bayerem i zastanawialiśmy się, jak możemy rozwinąć takie akcje na większą skalę. FIFA to światowy fenomen i w obecnych czasach pozwala na zaangażowanie kibiców oraz innych klubów z całego świata w coś, co zapewni rozrywkę i wypełni pustkę powstałą przez zawieszenie lig piłkarskich, a jednocześnie nie złamie żadnych wytycznych w kwestii zachowania bezpieczeństwa – tłumaczy Dan Walker z medialnego zespołu Leyton Orient.
NOSTALGIA LEKIEM NA NUDĘ
Widać chociażby po ramówkach sportowych telewizji, że wobec braku wydarzeń na żywo wiele sięgnęło do archiwów. W Canal+ Sport możemy chociażby oglądać hity Premier League z dawnych sezonów czy magazyn Liga+ Extra sprzed 20 lat, ale podobne robią też kluby.
W poniedziałek w Anglii miały odbywać się derby Merseyside pomiędzy Liverpoolem a Evertonem. Wobec ich przełożenia The Toffees postanowili wrócić do czasów, w których oba kluby walczyły o mistrzostwo kraju i na klubowym koncie na YouTube transmitowano starcie tych drużyn z 20 października 1984 roku. Tamte rozgrywki skończyły się mistrzem Evertonu, a na Anfield zespół prowadzony wówczas przez Howarda Kendalla wygrał 1:0.
Wspominki to jednak nie tylko całe mecze, ale i pojedyncze momenty. Na tej zasadzie trwa właśnie na Twitterze nitka opatrzona hasztagiem #GoalChain. Polega ona na tym, że klub wrzuca bramkę, którą zdobył w starciu z jakimś zespołem i w ten sposób nominuje go do odpowiedzi i kontynuowania zabawy. Nie można jednak powtarzać klubów w łańcuszku. Zabawę rozpoczęło Burnley i wzięło w niej udział już wiele ekip. Trzeba jednak przyznać, że najlepsza szpileczka wyszła Chelsea. Admin konta Liverpoolu zdecydowanie nie przemyślał tego, kogo nominuje po swojej wrzutce...
Kreatywność wobec zawieszenia wszystkich rozgrywek jest wskazana i pozwala nie zwariować w czterech ścianach. Wystarczyło kilka dni bez meczów, by głód piłki dał o sobie mocno znać wielu fanom i każda jej namiastka, chociażby w postaci oglądania, jak ktoś gra w FIFĘ, trafia na podatny grunt. W tej sytuacji pomysłowi administratorzy klubowych kont to jedna z niewielu grup, którą pandemia może cieszyć. Wszak wielu z nich za swoje działania w tym czasie zasługuje na solidną podwyżkę. Dla wszystkich lepiej jednak będzie, jeśli normalność wróci jak najszybciej.