Na pewno to znacie: wszyscy wokół namawiają was do nadrobienia jakiegoś serialu, ten ma multum sezonów, a wy już i bez tego nie macie na nic czasu. Do tego każdy znajomy poleca inny tytuł. Mamy dla was rozwiązanie (uwaga - spoilery!)
Autor: Dawid Raźny
Bo kto powiedział, że wszystkie tasiemce trzeba oglądać od deski do deski? To znaczy, wiemy, większość tak mówi, ale my mówimy inaczej:
The Walking Dead
Co możecie opuścić?
Wszystko po maksymalnie drugim sezonie. Pierwsza odsłona sprawnie funkcjonowała na oryginalnym pomyśle, trzymała w napięciu i dawała spore nadzieje na przyszłość. Druga – ciekawie rozwijała psychologię niektórych bohaterów (Shane) i relacje między nimi. Dalej było już tylko gorzej. Zresztą o tym już pisaliśmy.
Co stracicie?
Przez kolejne 73 sezony bohaterowie wyruszają po zapasy, po drodze prowadzą pretensjonalne rozmowy o życiu i śmierci, nagle wpadają w tarapaty, jest groźnie ale cudem udaje im się ujść z życiem. A czasem nie. End of story.
Bonusowa pozycja: Fear The Walking Dead, czyli oficjalny spin-off serii wchodzący niedługo w swój czwarty już sezon. Nie mieliście pojęcia, że coś takiego istnieje? Bardzo dobrze, postarajcie się znów zapomnieć.
Zagubieni
Co możecie opuścić?
W sumie wiele odcinków, o ile wrócicie na sezon 6. Zagubieni z survivalowego show o rozbitkach na wyspie szybko stali się czymś o wiele większym. I zupełnie zrozumiałe, że jednocześnie serialem nie dla każdego. Jako że poziom mindfucku (a dla innych po prostu: absurdu) rośnie tu wprost proporcjonalnie do biegu odcinków, sami najlepiej ocenicie, czy i kiedy powiedzieć pas. Jeśli jednak interesuje was rozwiązanie tajemnic, które również narastają w podobnym tempie, to sprawdźcie ostatni sezon.
Co stracicie?
Naście odcinków, podczas których bohaterowie siedzą zamknięci w klatkach, podróży w czasie, parę fajnych pobocznych historyjek i emocjonalnych rozłąk oraz ponownych spotkań bohaterów.
Twin Peaks
Co możecie opuścić?
Środkową część drugiego i trzeciego sezonu. Z następującymi wyjątkami: drugi sezon zacznijcie (zresztą po doskonałym ostatnim odcinku pierwszego ciężko byłoby tego nie zrobić), a gdy zmęczy offtopami – wyłączcie, ale koniecznie wróćcie na finał. Trzeci sezon zacznijcie pierwszymi dwoma odcinkami, bo nadają ton reszcie produkcji i kończą się jedną z lepszych scen muzycznych w całej serii. Potem włączcie 8 odcinek, żeby przekonać się, jak bardzo fucked up/genius (wybierz właściwe) poziom może to osiągnąć, a potem znowu włączcie w któryśnastym odcinku. Do końca jest już naprawdę mocno. Wersja dla odważnych: odpuśćcie też sam finał, przedostatni odcinek ma szansę zostawić was z lepszym wrażeniem.
Co stracicie?
W drugim sezonie trochę zbędnych wątków rodem z telenoweli, w trzecim – sporo uroczo nieogarniającego Dougiego (czyli Coopera, tak jakby, tzn. nie do końca, ale trochę tak, ale nie całkiem, ale w sumie to trudno powiedzieć), parę pobocznych wątków i dużo przesadnie przeciągniętych lynchowskich scen.
Skazany na śmierć
Co możecie opuścić?
Wszystko po pierwszym sezonie, dalej oglądacie na własną odpowiedzialność. O ile drugi i trzeci sezon można jeszcze jakoś – na siłę - obronić, o tyle za nic w świecie nie włączajcie dodatkowego filmu telewizyjnego The Final Break, a o fatalnym odrodzeniu serialu z ubiegłego roku nawet nie myślcie. Uwierzcie, lepiej zapomnieć, że to się w ogóle wydarzyło.
Co stracicie?
Trochę ucieczek, parę kolejnych więzień, wydumanych konspiracji i idiotyzmów rosnących wraz z biegiem serialu aż do naprawdę monstrualnie absurdalnego poziomu.
Breaking Bad
Co możecie opuścić?
Sorry, nic. Naprawdę. Może odcinek o musze (S03E10)? Choć nawet w nim warto doszukać się drugiego dna.
Co stracicie?
Istotną wiedzę na temat psychologii bohaterów, wiele ważnych dla dalszego biegu fabuły zwrotów akcji i po prostu cenne godziny najlepszego serialu, jaki kiedykolwiek powstał. Ale o tym też już pisaliśmy, nie będziemy się powtarzać. I nie, poniższe wideo – mimo że świetne – nie wystarczy.
Przyjaciele
Co możecie opuścić?
Co chcecie, ale po co? Ten klasyczny, obrzydliwy i seksistowski sitcom największą moc odnajduje nie w fabule łączącej poszczególne odcinki i sezony, a w humorze sytuacyjnym. Każdy odcinek to napakowane żartami 20 minut, ale ich ilość niestety nie jest nieskończona – po co jeszcze to ograniczać?
Co stracicie?
Masę, ale to naprawdę: MASĘ dobrej zabawy.
Jak poznałem waszą matkę
Co możecie opuścić?
Zacznijcie pierwszy sezon, zapoznajcie się z Barneyem legen–wait for it -dary Stinsonem, dorzućcie parę randomowych odcinków i przy pierwszym zmęczeniu darujcie sobie resztę. Odpowiedź na tytułowe pytanie szybciej i wygodniej wyszukać w necie, a na pocieszenie po raz kolejny odpalić Friendsów.
Co stracicie?
Stopniowo wypalający się, powtarzalny humor, coraz bardziej irytujących bohaterów i fabułę na siłę dryfującą wszędzie, tylko nie w kierunku tytułowego pytania.
Dexter
Co możecie opuścić?
Z tym serialem jest taki problem, że nawet w najsłabszych momentach (a naprawdę są słabe) potrafił przykuć do ekranu nagłym szokującym wydarzeniem, czy zalążkiem sugestii co do kierunku całej historii. Od czego jednak są youtube’owe recapy? Na pewno niemądrze byłoby odpuścić przed szokującym finałem czwartej odsłony, ale już szósty sezon z zupełnie czystym sumieniem możecie sobie podarować. Siódmy i ósmy, dodające zbędnych nowych bohaterów i wątki, prowadząc do co najmniej dyskusyjnego zakończenia - też.
Co stracicie?
Cóż, przede wszystkim - nawet w słabszych fabularnie momentach - rewelacyjną grę aktorską Michaela C. Halla.
Gra o Tron
Co możecie opuścić?
O ile w szóstym sezonie nie było tego jeszcze tak widać, tak siódmy pokazał, że odkąd zabrakło książkowych pierwowzorów, scenarzyści niespecjalnie radzą sobie z kreatywną inwencją twórczą. Możecie więc śmiało opuścić ten sezon i patrząc na rozwój fabuły, kto wie czy nie także i nadchodzący ósmy. Choć zakończenie zawsze wypada sprawdzić.
Co stracicie?
Zawód spowodowany sztucznie przyspieszonym zamykaniem wątków poszczególnych bohaterów, których historie i psychologię wcześniej skrupulatnie budowano. A także coraz bardziej przewidywalny rozwój spłyconej fabuły. Ale i, czego nie można nie przyznać, parę naprawdę epickich scen.