W prowadzeniu tej kariery nie ma cienia przypadku.
Premiera Romantic Psycho i związana z nią szeroko zakrojona akcja marketingowa na nowo zdefiniowały sposób, w jaki polscy raperzy mogą promować swoje wydawnictwa, o ile mają wystarczająco dużo pomysłów i konsekwencji w ich późniejszym realizowaniu (nasze teksty na temat zeszłorocznych albumów Quebo znajdziecie tu i tu). Ale przecież ta historia trwa dalej. Od jakiegoś czasu napędzana pojedynczymi singlami; Matcha Latte, Teen Kasia i wczorajszy, długo wyczekiwany Benz Dealer, wzbudzały duże zainteresowanie. Ten ostatni w sieci dorobił się już statusu legendy - przez wielomiesięczne zapowiadanie collabu z Tommym Cashem ludzie stawali się coraz bardziej pewni, że to wkręta, a track nie istnieje. Tymczasem istnieje.
Czy to wszystko rozbieg przed nowym albumem Quebonafide? Nie wiadomo. Fakty są takie, że znów dużo się o nim mówi, a hypetrain nie zwalnia. Przyjrzyjmy się, jak to wszystko się rozpoczęło. I dlaczego akurat Kuba Grabowski stał się jedną z najpotężniejszych postaci krajowego rapu.
1
Zdobył szacunek nieprzypadkowych słuchaczy rapu
Tak było kiedyś, tak jest dziś - największe wytwórnie muzyczne próbują uszczknąć coś z polskiego rapu, starając się wypromować niezbyt mocno osadzonych w krajowej scenie ludzi. Takie próby najczęściej kończą się niepowodzeniem, bo mimo wszechogarniającej popizacji gatunku w sporej części odbiorców nadal istnieje przekonanie, że najlepiej, gdy raper wywodzi się z odpowiednich kręgów.
Pod tym względem Quebonafide wbijał do większej grupy z łatką stoprotrue – działał w podziemiu, wydając z Fuso nielegale pod szyldem Yochimu. Zjeździł kraj dzięki występom na bitwach freestyle'owych. Jego pierwsze mocniej docenione wydawnictwo, czyli Eklektyka, było tekstowo wolnostylowe, przywodzące na myśl prędkość skojarzeń i błyskotliwość znaną ze złotych czasów undergroundu. Późniejszy materiał Płyta roku to kombinacja panczy kładzionych ramię w ramię z Eripe, który wtedy uchodził za jednego z najważniejszych przedstawicieli linijkowego rapu. Ta silna legitymizacja pozwoliła mu zyskać w oczach twardogłowych, co na tamtym etapie było nie do przecenienia.
2
Jako pierwszy tak dobrze skumał cyfrę
Wielka kariera Quebo jest równie wielką opowieścią na temat tego, jakie przemiany zaszły w grze w związku z internetyzacją całego środowiska muzycznego. To właśnie on zaczął na niespotykaną dotąd skalę wykorzystywać możliwości promowania się w sieci. Będąc już cenionym forumowo zawodnikiem na szeroką skalę, zaczął się kojarzyć ze stylem postingu wykorzystującym emotkę :v. Ale przede wszystkim przeprowadził akcję promocyjną Ezoteryki za pomocą masowego publikowania kolejnych singli z towarzyszącymi im teledyskami. Czegoś takiego nasz rap jeszcze nie widział. Nagle okazało się, że znakomitą taktyką może być rzucenie wszystkich sił na jeden moment, bo skupi to uwagę wszystkich. Jeszcze wcześniej, bo niecały rok po wydaniu wspomnianej już Eklektyki, poszedł na swoje. Musiał od razu czuć, że warto pozostawić samemu sobie budowanie cyfrowego wizerunku.
3
Stworzył dopracowany wizerunek
Ogromną rolę w budowaniu popularności Quebo odegrała warstwa wizualna, w której zawierają się i charakterystyczne, dobrze przemyślane klipy, i... jego wygląd. Nie ma co ukrywać, to też miało znaczenie, i to spore. Ale mimo konsekwentnego podążania drogą odstępstwa od normy Kuba jawił i nadal jawi się jako niezmanierowany, serdeczny ziomek, który niegdyś nie miał problemu z pokopaniem sobie piłki wraz ze swoimi fanami, a dodatkowo nie ma na koncie opisywanych przez media skandali związanych z głupimi wypowiedziami i zachowaniami. Najlepiej ilustruje to sytuacja z Pihem. Gdy wbił na scenę i wykrzyczał, że to nie jest hip-hop, szef QueQuality nie wdał się w pyskówkę, tylko odczekał i wypuścił dedykowany białostoczaninowi kawałek z legendarnym KRS-One'm. Klasa.
4
Nie zatrzymał się w miejscu
Mało jest w Polsce raperów, których dyskografia aż tak zmieniałaby się z płyty na płytę. Solowa kariera reprezentanta Ciechanowa to nieustanna wędrówka przez kolejne stylistyki, która wychodzi raz lepiej, raz gorzej, lecz na pewno imponuje ze względu na mental gospodarza. Trzeba być odważnym, żeby wypuścić Euforię czy Candy, czyli polaryzujące kawałki, które mimo liczb mogą wyświadczyć ci niedźwiedzią przysługę; przelecieć cały świat, by udokumentować to na płycie Egzotyka oraz przez kawał czasu kreować w necie i realu postać znaną z okładki pierwszego albumu ROMANTICPSYCHO, sprawdzając, na ile słuchacz jest wierny. Ten rozwój mógł skończyć się katastrofą, a tylko podbił jego notowania.
5
Wiedział, jak wykorzystać kontakty
Już za czasów Yochimu musiał kumać wartość rapowego networkingu, bo chociażby na premierowym krążku pojawili się KęKę, Szuwar czy Gedz. Ale więcej niż gościnki mówią szerokie ruchy wydawnicze. O przecince z Eripe już wspominaliśmy, EP-ka z Białasem była potwierdzeniem siły obu jej autorów i SB Maffiji, a Taconafide to zawiązanie superduetu o niewyobrażalnej sile rażenia jak na polską muzykę. Wydawało się, że to już dobicie do szklanego sufitu popularności, aż tu nagle wleciał łączący pop z rapem i wspomagany zasięgowymi creditsami ROMANTICPSYCHO. Do tego produkcją wykonawczą zajął się Steez. I nie jest to nowy znajomy, bo przecież panowie spotkali się już nagrywkowo na poziomie... drugiego Yochimu.
Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!
Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.