Jak walczyć z fake newsami, plagą naszych czasów? Spytaliśmy o to ludzi, którzy siedzą w temacie

Titanic Headline
16th April 1912: Front page of The New York Times newspaper with headlines announcing the sinking of the 'Titanic' ocean liner, dated Tuesday. (Photo by Blank Archives/Getty Images)

Prawie każdy choć raz dał się na nie nabrać. Ale to tylko wierzchołek góry lodowej - dzięki umiejętnemu posługiwaniu się fake newsami można w dzisiejszym świecie zrobić wiele, na przykład zadecydować o tym, kto wygra wybory.

Aby mocniej wejść w świat fejkowych informacji, postanowiliśmy pogadać z Marcelem Kiełtyką ze Stowarzyszenia Demagog - pierwszej w Polsce organizacji fact-checkingowej. Naszym głównym celem jest poprawa jakości debaty publicznej poprzez dostarczanie obywatelom bezstronnej i wiarygodnej informacji. Od kwietnia 2014 nasz zespół weryfikuje wypowiedzi oraz obietnice wyborcze polityków na portalu demagog.org.pl - piszą na swojej stronie członkowie stowarzyszenia.

Jak to robią? Oddajmy im głos.

Jak właściwie doszło do powstania Demagoga?

Nasz portal działa od kwietnia 2014 roku. Od tego czasu codziennie weryfikujemy wypowiedzi oraz obietnice wyborcze polityków; od pewnego czasu również inne fake newsy, które pojawiają się w sieci. Jesteśmy pierwszą w Polsce organizacją fact-checkingową. Impulsem do powstania byli Słowacy i Czesi, którzy zapoczątkowali projekt Demagoga u siebie. Uznaliśmy, że czegoś podobnego u nas nie ma, a potrzeba fact-checkingu jest ogromna.

Początki rzeczywiście były trudne. Połączyła nas wspólna idea, chęć zmiany tego, co zastaliśmy na polskiej scenie polityczno-społecznej w momencie, kiedy wchodziliśmy w dorosłe życie, kiedy zaczynaliśmy rozumieć, jak kształtuje się debata polityczna w Polsce. Nasza działalność narodziła się dzięki pracy i entuzjazmowi koleżanek, kolegów i przyjaciół. Każdemu z nas nie było obojętne to, że politycy tak naprawdę nie biorą odpowiedzialności za swoje słowa, że mogą wypowiadać się na tematy, do których czasami są kompletnie nieprzygotowani, często mijając się z faktami, nie biorąc za to praktycznie żadnej odpowiedzialności.

Mówisz, że początki były trudne - a co sprawiło wam największą trudność?

Chcieliśmy pozostać całkowicie niezależni od jakichkolwiek związków z polityką i partiami, ale też od grup medialnych, a to oczywiście wiąże się z finansowaniem organizacji. Do dzisiaj duża część naszej pracy to wolontariat, ale to świetnie pokazuje, że ta praca ma sens, ponieważ praktycznie co tydzień zgłaszają się do nas nowi wolontariusze. To również dużo mówi o ludziach, którzy codziennie pomagają nam weryfikować fakty. Oni są z nami, ponieważ widzą problem i chcą go rozwiązać, nie dla pieniędzy. Przełomowy dla nas był rok 2016, wtedy założyliśmy Stowarzyszenie. Później dołączyliśmy do Międzynarodowej Sieci Fact-Checkingowej i nawiązaliśmy współpracę z Facebookiem (weryfikujemy i oznaczamy fake newsy pojawiające się na tej platformie). Rok 2018 to rzeczywiście czas, w którym można było o nas usłyszeć szerzej, ale wiąże się to po prostu z okresem wyborczym, wtedy nasza praca jest bardziej dostrzegana przez media, sprawdzamy dużo więcej wypowiedzi polityków, rozliczamy ich ze złożonych obietnic, wydajemy raporty. W sierpniu 2018 wydaliśmy np. raport z realizacji obietnic Andrzeja Dudy, którego kontynuację można znaleźć na naszej stronie. W tym roku sprawdziliśmy 30 obietnic prezydenta.

Image-7.jpeg

Zajmujecie się weryfikacją wypowiedzi polityków, bardzo często nieprawdziwych – zdarzyło się wam, że po negatywnej weryfikacji ktoś zwyzywał was od agentów, czy po fact-checku każdy milknie?

Reakcje na nasze analizy są bardzo różne. Zdarzały nam się sytuację, w których polityk po przyznaniu mu manipulacji lub fałszu reflektował się, dziękował nam za wyłapanie błędu i obiecywał poprawę. Niestety w ten sposób reaguje zdecydowana mniejszość polityków. Niektórzy wykorzystują fałsz przyznany swojemu oponentowi do uderzenia w niego, inni udają, że nasz fact-check w ogóle się nie pojawił. Oczywiście tylko w przypadku fałszu czy manipulacji, jeżeli już ich wypowiedź zostanie oceniona jako prawda, to bardzo często dzielą się nią w swoich mediach społecznościowych, niejako legitymizując się naszym logo. Z tego, co pamiętam, na szczęście do tej pory żaden polityk nie zarzucał nam powiązań z żadnymi służbami, ale zdarza się, że przez hejterów w sieci określani jesteśmy dziećmi Sorosa, cenzorami lub, jak kto woli faszystami. Albo tymi, których finansuje PiS, PO lub inna partia. Do wyboru, do koloru.

Czy faktycznie polityk to zawsze kłamca i manipulator?

Zacznijmy od tego, że nasza metodyka nie mówi o kłamstwie, bo to z natury jest intencjonalne. My niestety nie jesteśmy w stanie rzetelnie i obiektywnie ocenić tego, czy dany polityk celowo wypowiedział fałszywe słowa. Dlatego kiedy wypowiedzi są niezgodne z faktami, uznajemy je za fałszywe i tej nomenklatury się trzymamy. W naszej skali ocen obok prawdy i wypowiedzi nieweryfikowalnej jest jeszcze manipulacja, która jest tak naprawdę bliższa kłamstwu niż fałsz, ponieważ nosi znamiona celowego wprowadzenia w błąd. Bardzo ciężko jest porównać to, jak wygląda sytuacja w Stanach i u nas, kultura polityczna jest inna, inni są politycy, inny jest system. Inne są też organizacje fact-checkingowe. Każda ma różniącą się od siebie metodykę weryfikacji, każda kładzie nacisk na inne aspekty. Jedni wprost określają dane stwierdzenie fałszywym, inni do fałszu mają wyodrębnione kilka pośrednich kategorii (np. częściowy fałsz, półprawda, czy słynne pants on fire Politifactu). Dlatego my nie chcemy mówić o tym, który polityk najwięcej kłamie, taką ocenę pozostawiamy naszym czytelnikom, bo wiem, że po dostarczeniu im rzetelnych i sprawdzonych informacji oni sami będą potrafili wyciągnąć wnioski.

Na naszej stronie po wejściu na profil danego polityka można dostrzec, ile wypowiedzi sprawdziliśmy, ile było prawdą, fałszem, manipulacją, a ile z nich było nieweryfikowalnych. Ale, ale - świadczy to przede wszystkim o tym, jak często dany polityk operuje faktami, które można zweryfikować. To pozwala nam dostrzec nie tylko tak istotne kwestie jak to, czy był przygotowany do rozmowy, ale też to, w jaki sposób buduje swoje argumenty. Polityk nieznający faktów może częściej lawirować, wprowadzać w błąd, manipulować, czy posługiwać się ogólnikami, które zazwyczaj nie wnoszą dużo merytoryki do debaty społecznej.

Fake newsy w przeciągu ostatnich lat opanowały media, zwłaszcza polityczne – jakie są wasze przewidywania na nadchodzące lata? Czy będzie ich jeszcze więcej, czy przejmą też inne dziedziny informacji poza polityką?

Fake news nie są zjawiskiem nowym. Istniały od zawsze. Pierwszym fake newsem, jaki przychodzi mi do głowy, jest chyba bitwa Ramzesa II z Hetynami pod Kadeszem, która miała miejsce w 1300 lub 1299 r. p.n.e. Egipcjanie ani nie zdobyli Kadeszu, ani nie utrzymali kraju Amurru, ani nie pokonali armii hetyckiej, bitwa nie została rozstrzygnięta. To jednak nie przeszkodziło faraonowi po powrocie do Egiptu ogłosić swojego wielkiego zwycięstwa. Czy tej sytuacji nie możemy określić dzisiaj tak popularnym i w gruncie rzeczy nadużywanym pojęciem, jakim jest fake news?

Takich porównań jest wiele. Jednak wraz z rozwojem technologii rozwinęły się różne formy, jakie przyjmują fałszywe informacje. Dzisiaj problemem jest nadmiar informacji, nie jej brak. Każdy z nas jest kolporterem newsów, wrzucając posta na Facebooku, Instagramie czy Twitterze. Możemy już mówić nie o oceanie zalewających nas wiadomości, a o przestrzeni kosmicznej wypełnionej stronami www, aplikacjami i komunikatorami, które generują masę danych. Nie ulega wątpliwości, że jest to tak naprawdę początek drogi, jaka nas czeka w świecie informacji, których niewątpliwe będzie przybywać wraz z rozwojem technologii. A wraz z większą liczbą informacji przybywać będzie fake newsów.

Przyznamy - spodziewaliśmy się w tej rozmowie wielu osób, ale na pewno nie Ramzesa...

W czasach Ramzesa II fake news przybrał kształt politycznej propagandy sukcesu i mitu przekazywanego swoim poddanym przez samego faraona w formie bezpośrednich wystąpień czy spisów i listów. Dzisiaj fake news to nie tylko tekst, to zdjęcia, wideo, kontekst, w jakim informacja jest podawana, fake strony www, niedopowiedzenia, fejki przemycane razem z prawdziwymi informacjami, wąskie spojrzenie na daną sytuację, bańki informacyjne, memy, fake konta w social mediach, deep fake... Czy wiele, wiele innych postaci, jakie przyjmuje dezinformacja. To wszystko już teraz wpływa na to, że fake news są obecne nie tylko w polityce, one mogą dotykać każdego z nas. Codziennie weryfikując fałszywe informacje, które pojawiają się głównie na Facebooku, zauważyliśmy, że nie dotyczą one tylko tych, którzy zajmują się polityką. Są obecne w rozrywce, sporcie, tematach związanych z ochroną zdrowia, odnoszą się do celebrytów, znanych ludzi, sportowców, ale nie tylko.

Musimy pamiętać o tym, że fake news mogą wpłynąć bezpośrednio na życie każdego z nas. Stworzyć dzisiaj w Photoshopie fałszywe zdjęcie nie jest większym problemem, nie trzeba być tutaj wybitnym grafikiem. A spreparowany w ten sposób fotomontaż przez kogoś, kto nas nie lubi lub chce nam zaszkodzić, może mieć fatalne skutki - np. jeśli chodzi o naszą karierę zawodową, czy życie prywatne. Znany jest termin „revenge porn”, czyli wrzucanie do sieci przez byłego partnera prywatnych nagich zdjęć lub filmików z sytuacji intymnych w ramach zemsty. Dzisiaj już wykorzystuje się technologię deepfake do tworzenia fake filmów porno, które również wrzucane są do internetu w celu wywołania komuś krzywdy. Trudno jest odpowiedzieć na pytanie, jak będą wyglądały fake news za kilkanaście, czy nawet kilka lat. Wszystko to wiązać się będzie z tym, w jaki sposób rozwinie się nowa technologia, która może być zarówno dużym zagrożeniem, jak i zbawieniem jeśli chodzi o weryfikację informacji.

W najbliższych latach prawdopodobnie będziemy się mierzyć z problemem kolejnych deepfakeów, które powoli są wykorzystywane do siania dezinformacji. Ciekawie może wyglądać również kwestia sztucznej inteligencji, która może być remedium na fałszywe informacje pojawiające się w sieci. Jednak nic i nigdy nie uchroni nas w 100% przed nabraniem się na fałszywą informację. Nic oprócz naszego wyczulonego na dezinformację i krytycznego umysłu. Dlatego tak ważna jest tutaj edukacja medialna społeczeństwa.

Image.jpeg

Zajmujecie się akademią fact-checkingu – młodzież jest bardzo łatwo nauczyć szybkiej weryfikacji mimo podatności na wpływy. Czy planujecie podobne akcje także u seniorów? Starsi ludzie to też podatna na manipulacje grupa.

W pewnym momencie naszej działalności doszliśmy do wniosku, że musimy uruchomić projekt edukacyjny, dzięki któremu w ręce ludzi oddamy właściwe narzędzia, które pokażą im, jak sami mogą weryfikować informacje. Tak powstała Akademia Fact-Checkingu. Wyszliśmy z założenia, że krytyczny umysł to kluczowe narzędzie w czasach powszechnej manipulacji, która związana jest m.in. z rozwojem technologii. Sami też po prostu nie jesteśmy w stanie sprawdzić wszystkich fake newsów.

I tak, kolejną grupą oprócz młodzieży, do której chcemy dotrzeć, są właśnie seniorzy. Dobrze zauważyłeś, że obecnie to bodaj najbardziej narażona na manipulację grupa społeczna. Mniej obyta z nowymi technologiami, które są dzisiaj głównym przewodnikiem dezinformacji. Mająca swoje przyzwyczajenia, które nie zawsze jest łatwo zmienić. W przeciwieństwie do młodych, którzy urodzili się ze smartfonem w ręku, moja babcia potrzebowała czasu, aby oswoić się z interaktywną gazetą, jaką stały się social media. Ale dzięki odpowiedniej edukacji starszych też da się wszystkiego nauczyć. Dzisiaj już nie dzwonię do babci, tylko wysyłamy sobie wiadomości na WhatsAppie, potrafi wysyłać giphy, emoji i wie, że nie może klikać w podejrzane linki czy wybierać się na wszystkie podejrzane wydarzenia, w których rzekomo wygrała garnki, darmowe leczenie, czy co tam jeszcze można wygrać.

Porozmawiajmy o tym, czym żyjemy w 2020.

Skąd właściwie bierze się w ludziach tendencja do podawania fałszywych informacji w przypadku tak groźnej sprawy, jaką jest koronawirus?

Pandemia wirusa to żniwa dla serwisów fact-checkingowych - oczywiście jeśli chodzi o fake news. Na całym świecie pojawiło się ich tysiące. Nasze Stowarzyszenie w ramach międzynarodowej współpracy w okresie pandemii uczestniczy w projekcie pod nazwą #CoronaVirusFacts Alliance kierowanym przez International Fact-Checking Network (IFCN) pod Poynter Institute. Do tej pory ponad 100 Fact-Checkerom z 70+ krajów świata udało się zweryfikować 7 100+ fałszywych informacji dot. pandemii. Analizy są publikowane w 40 językach i ogólnodostępne na stronie Poyntera. O skali problemu świadczyć może również to, że Międzynarodowa Organizacja Zdrowia rozpoczęła własną kampanię informacyjną po tym, jak skrytykowała media na całym świecie za sposób, w jaki informują o pandemii. Co więcej, WHO wprost powiedziała o infodemii, czyli zalewie nie zawsze prawdziwych informacji na temat wirusa. Z fejkami na temat koronawirusa razem z organizacjami fact-checkingowymi walczą też Google czy Facebook.

Właśnie w nadmiarze informacji możemy doszukiwać się jednej z przyczyn, dla których ludzie wierzą w fake news dotyczące pandemii. Informacji jest tak dużo, do tego jedne wykluczają drugie, sytuacja jest tak dynamiczna, że już nie wiadomo, co jest prawdą. Ludzie z reguły nie lubią chaosu, szukają prostych rozwiązań. Jeżeli temat jest skomplikowany i trudno jest im go zrozumieć, częściej go odrzucą, niż postarają się sprawdzić, dotrzeć do źródła i pojąć istotę rzeczy, biorąc pod uwagę dziesiątki czynników. Bo przecież łatwiej jest uwierzyć i przyjąć to, że to Bill Gates zarabia na wirusie i chce nas wszystkich zaczipować, w celu kontroli nie mając pojęcia o tym, że przed podobną pandemią właśnie ten sam Bill Gates wraz z WHO i innymi specjalistami ostrzegali już kilka lat temu. Wskazali nawet Chiny jako miejsce potencjalnego wybuchu problemu. Ciężko jest nam uwierzyć w przypadek, który w gruncie rzeczy został przewidziany i musiał się wydarzyć, dużo prościej jest połączyć pozornie prawdziwe kropki i dojść do tego, że Bill Gates, który zarabia na szczepionkach, symulował wybuch wirusa na wydarzeniu pod nazwą EVENT201 i wybrał akurat Chiny (no bo pewnie daleko od niego i będzie bezpieczny). Do całej stawki można dodać jeszcze technologię 5G, która ma doprowadzić do depopulacji ludności, która oczywiście ma związek z wirusem - tak naprawdę jest przykrywką dla 5G.

Podobnych teorii spiskowych i fake news - np. tych jak leczyć wirusa wodą z octem, o tym, że komary przenoszą wirusa lub że koronawirus to spisek - opisaliśmy na naszych łamach dziesiątki. Do tego dochodzi oczywiście obawa o własne bezpieczeństwo i zdrowie. A kiedy jakaś znana osoba, celebryta, raper czy influencer potwierdzi wcześniej przeczytaną teorię spiskową w swoich social mediach, nawinie o niej w hot16challenge, czy nagra filmik, wtedy już na bank wiemy, że to jest prawda i okopujemy się we własnych przekonaniach. Gdy docierają do nas jedynie fałszywe informacje, często nieświadomie sięgamy po heurystyki – np. zakotwiczenia i dostosowania.

Cały ten chaos, nadzwyczajna sytuacja, kryzys i niepewności, w jakim znajduje się społeczeństwo, są świetną pożywką właśnie dla teorii spiskowych, które proponują proste rozwiązania, wskazują wroga, lub osobę, która jest za coś odpowiedzialna, a to daje nam poczucie spokoju i bezpieczeństwa. Mechanizm, który często stosowano do powielania fake newsów w czasie pandemii, bazuje na wzajemnym zaufaniu odbiorcy i nadawcy wiadomości. Uznajemy, że wiadomość nadesłana od znajomej osoby jest wiarygodna, zatem możemy przekazać ją dalej. Chyba każdy z nas dostał wiadomość od wysoko postawionych znajomych, znajomym żołnierzu, osobie blisko ministerstwa, o tym, że Warszawa będzie zamykana i izolowana, będą blokady na rogatkach, podział na trzy strefy i mobilizacja w Giżycku. Łączy się to również z tzw. dowodem anegdotycznym. Jeżeli np. ktoś miał wątpliwości, że wirus nie jest prawdziwy, to tym bardziej w tym przekonaniu utwierdzało go to, że np. nikt wokół jego najbliższego otoczenia nie zachorował na COVID-19.

Jak w tym wszystkim nie zwariować?

Należy zawsze pamiętać, że fakty są najważniejsze! Aby zaszczepić w ludziach szczyptę wątpliwości, przed podaniem danej podejrzanej treści w żadnym wypadku nie możemy ich wyśmiewać. Musimy tłumaczyć, wskazywać rzetelne i wiarygodne źródła, zachęcać do weryfikacji, pokazywać fakty i przekonywać. W ten sposób możemy uniknąć zjawiska zwanego przez psychologów naiwnym realizmem, które polega na tym, że ludzie z reguły zakładają, że to oni mają rację, ponieważ kierują się obiektywizmem i dokonują racjonalnych wyborów.

Jaka jest wasza recepta na zachowanie maksymalnej obiektywności przy weryfikacji newsa? Wiadomo, że każdy ma jakieś poglądy polityczne i może go korcić, by dopiec nielubianemu politykowi – dobieracie osoby współpracujące tak, by każda grupa polityczna miała chociaż częściowo swoją reprezentację, czy po prostu wybieracie tak profesjonalne osoby, że nie ma możliwości na subiektywną weryfikację?

Mamy ustalone zasady, jeśli chodzi o weryfikację fake news czy wypowiedzi polityka. Analizę zawsze przygotowuje jeden z naszych fact-checkerów, ta jednak przechodzi proces tzw. corsschecku, czyli weryfikacji źródeł i treści przez innego fact-checkera i naszego redaktora naczelnego. W żadnym wypadku nie dobieramy osób pod kątem ich upodobań politycznych, nie rozmawiamy o nich, nie poruszamy tego tematu. Ważne jest jednak dla nas to, czy dana osoba miała lub ma jakieś powiązania polityczne, które mogą wpłynąć na to, w jaki sposób będzie przygotowywała analizę.

Jak to sprawdzić?

Przed przystąpieniem do naszej organizacji wymagamy, aby wypełniona została tzw. deklaracja bezstronności, w której zobowiązujemy przyszłego fact-checkera do przestrzegania określonych zasad dot. bezstronności politycznej, światopoglądowej, bazowania tylko na wiarygodnych źródłach, uznanych w nauce metodach badawczych, kierowania się obiektywizmem, neutralnością, rzetelnego i dokładnego opisu rzeczywistości oraz korekty swoich analiz w przypadku popełnienia błędu. W deklaracji ponadto pytamy o to, czy jest lub był zarejestrowanym członkiem partii, czy kandydował w wyborach oraz czy współpracuje lub współpracował z partiami politycznymi, organami administracji publicznej lub organizacjami pozarządowymi. To daje nam pewien obraz osoby, z jaką będziemy współpracowali i pozostawia ostateczną decyzję Zarządu Stowarzyszenia i Komisji Rewizyjnej na temat tego, czy dana osoba może zostać fact-checkerem. To daje nam pewność na obiektywną i rzetelną weryfikację informacji.

Co więcej, o naszej bezstronności i niezależności świadczy przynależność do Międzynarodowej Sieci Fact-checkingowej. Jesteśmy jedyną polską organizacją, która ma status członka IFCN. Jest to organizacja, która powstała w 2015 roku przy Poynter Institute na Florydzie. Powołano ją, aby wspierać rozwijające się inicjatywy fact-checkingowe na całym świecie. Obecnie IFCN zrzesza kilkadziesiąt organizacji rozsianych po całym świecie, od Ekwadoru po Kenię, Indie czy Indonezję, które podpisały kodeks dobrych praktyk. Kodeks ten zobowiązuje nas do przestrzegania bezstronności i sprawiedliwości, przejrzystości źródeł, finansowania i organizacji. Gwarantuje również to, że nasze finansowanie nie ma wpływu na oceny. Ważna jest również transparentność metodologii - kierujemy się jasno określonymi kryteriami. Przestrzegamy również zasady otwartych i uczciwych korekt - w razie pomyłki uczciwie aktualizujemy fact-check.

Jak do was dołączyć?

Prowadzimy cykliczne rekrutacje, zazwyczaj w okresie przedwyborczym lub pod konkretny projekt. Warto śledzić nasze social media, tam pojawiają się ogłoszenia, na stronie aktywowana jest specjalna podstrona z formularzem oraz wspomnianą deklaracją bezstronności. Każda osoba, która się do nas zgłosiła, przechodzi proces krótkiego szkolenia i weryfikacji wiedzy oraz dostaje specjalne opracowane zadania.

Image-2.jpeg

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Autor tekstów, których tematyka krąży wokół sceny rapowej — zarówno tej ojczystej, jak i zagranicznej. Poza muzyką pisze też o gamingu i krąży wokół wydarzeń popkulturowych — również tych w cyberprzestrzeni.