Twórcy nie powtarzają błędów z serialu o Robercie Lewandowskim – tu jest szczerze, bezkompromisowo i wzruszająco.
Film Kuba jest wszystkim tym, czym nie był Lewandowski – Nieznany (nasza recenzja tutaj). Może to kwestia różnicy charakterów, podejścia reżysera czy faktu, że Błaszczykowski już zakończył karierę, więc nie musi kalkulować, czy coś wypada powiedzieć, czy nie, ale dostajemy bezkompromisową opowieść, pełną wzruszających wątków. Dlatego jeśli boicie się, że znów stracicie godzinę na sportową produkcję – spokojnie, Kuba to zupełnie inna bajka.
W tej bajce są wątki, przy których trudno się nie uśmiechnąć i takie, które siłą rzeczy wywołują łzy. I choć Kuba nie należy do najlepszych mówców – daleko mu chociażby do Davida Beckhama – to wszystko nadrabia szczerością.
Tak jest chociażby wtedy, kiedy opowiada o ojcu – Zygmuncie, który zamordował jego matkę, gdy Kuba miał zaledwie 11 lat. Ani przez moment nie bije od Błaszczykowskiego nienawiść. W filmie dojrzale rozlicza się z przeszłością i choć w gruncie rzeczy nie mówi za dużo, to jego emocje trafiają do widza. I zwyczajnie wzruszają.
Może oni sobie tam siedzą w niebie razem i piją kawę – rzuca w najbardziej zaskakującym i najmocniejszym momencie, opowiadając nie tylko o wadach taty, ale też o dobrych rzeczach, które od niego przejął. W jego słowach czuć przede wszystkim wybaczenie i do pewnego stopnia próbę uporania się z traumą, która towarzyszy mu przez większość życia.
Za szybko
Tak jak w serialu Netflixa o Beckhamie, tak i tu funkcję narratora często przejmuje żona głównego bohatera. Agata Błaszczykowska odsłania kulisy wszystkich sukcesów i porażek Kuby. Opowiada o pierwszych dniach w Dortmundzie, wspomina pierwsze mistrzostwo Borussii czy moment, w którym Błaszczykowski nie trafił decydującego karnego w ćwierćfinale mistrzostw Europy z Portugalią. To też dzięki niej dowiadujemy się więcej o życiu prywatnym Kuby – choć sam dokument koncentruje się głównie na futbolu.
Podobnie do Beckhamów, Błaszczykowscy dobrze odnajdują się przed kamerą. Żartują z siebie nawzajem, rzucają anegdotami i prowokują. To ubarwia całą historię i sprawia, że mimo wielu smutnych wątków, w samym filmie panuje przyjazna atmosfera.
Jednak w przeciwieństwie do netfliksowego Beckhama wszystko dzieje się tu niesamowicie szybko, miejscami aż za szybko. W niektóre wątki – takie jak na przykład przyjaźń z Łukaszem Piszczkiem – chciałoby się wejść głębiej, a są jedynie liźnięte. O niektórych ważnych wydarzeniach twórcy tylko wspominają, co osoby, które mniej śledziły karierę Błaszczykowskiego, może lekko dezorientować. Dlatego o ile produkcję o Beckhamie można porównać do meczu, o tyle ta o Błaszczykowskim to zaledwie jego skrót – i to nie za długi.
Bezkompromisowo
Kuba to nie tylko wspomnienie kariery wielkiego sportowca, ale też okazja do wyjaśnienia kilku kontrowersji z przeszłości. Błaszczykowski otwarcie potwierdza plotki, które przez lata wracały przy dyskusjach o polskiej kadrze – że mimo kiedyś bliskich relacji z Robertem Lewandowskich ich drogi rozeszły się w nienajlepszych stosunkach. Nie poprawiła tego decyzja Zbigniewa Bońka, który przed mistrzostwami Europy w 2016 roku odebrał mu opaskę kapitana i dał Lewandowskiemu.
Boniek to zresztą jeden z nielicznych negatywnych bohaterów Kuby. Błaszczykowski zarzuca mu tchórzostwo, twierdzi wręcz, że były prezes PZPN go nie szanował. A twórcy filmu układają wypowiedzi w ten sposób, żeby obarczyć go całą winą za zamieszanie wokół pozycji kapitana w reprezentacji przed turniejem we Francji. W pewnym momencie nawet wyraźnie podkreślają, że Boniek jako jedyny odmówił udziału w dokumencie. Oprócz niego dostaje się też Grzegorzowi Lacie, który odpowiadał za słynną aferę biletową podczas EURO2012, kiedy polska federacja nie zadbała o to, żeby rodziny piłkarzy dostały wejściówki na mecze.
Cult hero
Produkcyjnie największym atutem Kuby są wypowiedzi ludzi, dla których Błaszczykowski był ważny. Spotykamy jego babcię Felę czy brata Dawida. Ale też kapitana Borussii Dortmund Marco Reusa, trenera Liverpoolu Jurgena Kloppa czy piłkarza Barcelony Ilkaya Gundogana. Dwukrotnie pojawia się również Jeremy Sochan, a przez chwilę oglądamy nawet O.S.T.R.-a, co idealnie pokazuje, jak ważnym popkulturowo bohaterem był – i dalej jest – Jakub Błaszczykowski.
Film sprawnie spina jego karierę, podsumowuje ją i daje bohaterowi szansę na wyjaśnienie kilku mniej jasnych wydarzeń, o których przez lata krążyły plotki. I nawet jeśli miejscami jest zbyt chaotycznie, a akcja za bardzo przyspiesza – trzeba przyznać, że to jedna z lepszych sportowych produkcji, które wyszły w ostatnich latach na polskim rynku.