Jeśli wierzyć angielskim mediom i znakomicie poinformowanemu Fabrizio Romano, James Rodriguez przeniesie się do Evertonu. Jeszcze kilka lat temu powiedzieliśmy, że to dla niego za mały rozmiar kapelusza, ale dziś wybór jest całkiem logiczny.
Dla Kolumbijczyka poprzedni sezon był kompletnie do zapomnienia. Wprawdzie pozował z trofeum za zwycięstwo w LaLiga z Realem Madryt, ale generalnie nie będzie miał czego wspominać. James wystąpił na wszystkich frontach tylko czternaście razy. Dokuczały mu problemy z kolanem i biodrem, przez które wypadał na długie tygodnie. Przez nie strzelił tylko jednego gola i w lidze wyszedł w pierwszym składzie tylko pięć razy. Po wznowieniu rozgrywek był już całkowicie na bocznym torze. Zagrał w zaledwie jednym spotkaniu.
SEZON PEŁEN FRUSTRACJI
29-latek zdawał sobie sprawę, że aby jego kariera jeszcze ruszyła do przody, musi się ruszyć z Madrytu. Nie jest to może casus Garetha Bale'a, jednak w lipcu doszło do sytuacji, w której James poprosił Zinedine'a Zidane'a, by ten nie brał go do kadry na mecz z Athletikiem. Rozczarowany Kolumbijczyk dość miał już siedzenia na trybunach. - Nie będę dyskutował o powodach tej prośby - uciął jednak bardzo szybko trener Realu. Tak czy inaczej wszystko zmierzało wyłącznie w kierunku rozstania. Umowa Jamesa z Królewskimi ważna jest jeszcze przez rok, jednak obie strony zdają sobie, że kolejne 12 miesięcy w takim układzie to dla piłkarza strata czasu, a dla klubu strata pieniędzy
Po zakończeniu sezonu Rodriguez postanowił przyspieszyć wydarzenia. Kolumbijski rozgrywający udzielił wywiadu dziennikowi "AS", w którym żalił się m.in., że sezon 2019/20 wyglądał tak z winy Realu. - Już latem chciałem odejść gdzieś, gdzie będę grał. Wiedziałem, że nie będę dostawał szans, bo Zidane ma w głowie jasny plan - przyznawał. - Ludzie mają swoje gusta. On preferuje konkretny rodzaj graczy i ja to szanuję. Ale gdy widzisz, że nie dostajesz tych samych okazji, co koledzy z drużyny, to jest ci trudno. - dodawał.
James mówił o tym, że miniony sezon to jedno z największych rozczarowań w jego karierze. Zżerała go frustracja, stąd prośba o pozostawienie poza składem. - Gdybym był słabym graczem, to zaakceptowałbym taką sytuację. Ale nie jestem. Chcę wygrywać i zawsze grać. Wiem, że mam do tego możliwości - twierdził. Wprost mówił nawet, dokąd chce odejść. - Brakuje mi jeszcze występów w Serie A i Premier League. Fajnie było jednak pójść do Anglii, to najlepsza liga - przyznał James.
POWRÓT POD SKRZYDŁA OJCA
Wygląda na to, że pomocną dłoń poda mu stary znajomy. Już od zimy spekulowało się o tym, że Carlo Ancelotti uczyni z niego priorytetowy nabyte. Teraz media rozpisują się o tym, że transfer Kolumbijczyka do Evertonu jest na ostatniej prostej. Dla Jamesa to byłby powrót pod skrzydła trenera, którego nazwał niegdyś "ojcem".
Kiedy pytano go kilka lat temu o szkoleniowców, którzy wywarli największy wpływ na jego karierę, rozgrywający wymienił Ancelottiego na pierwszym miejscu. Trudno mu się dziwić. Pod jego wodzą Rodriguez rozegrał w Realu 46 meczów, w których miał udział przy 35 bramkach. Sezon 2014/15, pierwszy po przyjściu do Madrytu, pozostaje do dzisiaj najlepszym w karierze Jamesa. W LaLiga strzelił wtedy trzynaście goli i miał tyle samo asyst. - To świetny trener. Ma ogromną wiedzę i potrafi prowadzić drużynę pod każdym aspektem. Zaufałem mu w pełni i miałem doskonały rok. To był spektakularny sezon - wspominał później gwiazdor reprezentacji Kolumbii.
Ancelottiemu również wpadł w oko. - Ludzie myślą, że wystawiałem go w Realu, bo przychodził za duże pieniądze po mundialu, gdzie został królem strzelców. To bzdura. Pieniądze nie mają dla mnie żadnego znaczenia. Nie wpływały na moją decyzję. Sam chciałem go w klubie, bo ma ogromny talent. Chciałem takiego ofensywnego pomocnika. Ciężko pracuje i w ogóle nie jest samolubem. To autentyczny profesjonalista - chwalił piłkarza włoski szkoleniowiec.
KOLEJNE PODEJŚCIE DO WSPÓŁPRACY
Ancelotti był tak zafascynowany Jamesem, że chciał mieć go ze sobą wszędzie. Po odejściu z Realu zrobił sobie rok przerwy, w trakcie którego liczby Kolumbijczyka znacząco się pogorszyły. Grał o połowę mniej i zaczął rozglądać się za ucieczką. Włoch zaczął później pracę w Bayernie Monachium i po pierwszym sezonie zdecydował, że warto sprowadzić Jamesa. Bawarski klub wypożyczył go na dwa lata za 13 mln euro i "ojciec z synem" znów byli razem.
Odbudowa tego związku nie trwała jednak długo. Ledwie dwa miesiące po przyjściu Rodrigueza Ancelotti stracił pracę po porażce 0:3 z PSG w fazie grupowej Ligi Mistrzów. James został więc w Monachium sam, jednak nie był dla następców Ancelottiego kukułczym jajem. Stawiali na niego i Jupp Heynckes, i Niko Kovac, ale też nie widzieli w nim kluczowego piłkarza. Kończył w Bayernie z niezłymi liczbami (15 goli i 20 asyst w dwa lata), jednak wiadomo było, że nie zagrzeje tam miejsca. Podobnie zresztą jak nie opłacało mu się wracać do Realu.
Nadzieją znów miał być Carletto. Po kolejnej przerwie tym razem objął Napoli i był moment, kiedy wydawało się, że przejście Jamesa do tego klubu to kwestia dni. - Czuję się do niego mocno przywiązany. To piłkarz, którego lubię i cenię - mówił Ancelotti, pytany o możliwość transferu. Ten jednak nigdy się nie zmaterializował, James wrócił do Madrytu, skąd rok temu nie chciano go wypuścić, potem stracił sezon i dopiero teraz ma odejść. Everton ma rzekomo zapłacić Realowi około 30 milionów.
MOCNY SYGNAŁ EVERTONU
Dla Jamesa klub z Goodison Park jeszcze kilka lat temu wydawałby się za mały. Król strzelców MŚ 2014 do niedawna nawet nie spojrzałby na ofertę The Toffees, ale po pierwsze jest tam Ancelotti, a po drugie musi odbudować karierę i odzyskać stracony czas. W wieku 29 lat nie ma już co wybrzydzać, a przecież sam mówił, że marzy mu się Premier League.
Everton z kolei liczy, że James będzie piłkarzem, wokół którego będzie się dało budować zespół na kolejne lata i jasnym sygnałem, że myślą tam o dużych celach. Albo raczej gwarantem ich spełnienia, bo myślą o nich zawsze, ale coś im nie wychodzi i na myśleniu się kończy. The Toffees teoretycznie nie potrzebują rozgrywającego, ale w praktyce Ancelotti dostał wolną rękę w przebudowie szatni. Gdy przychodził do klubu, zastał w nim blisko 40 piłkarzy. Budżet nadmuchany był do granic możliwości ich tygodniówkami i Włoch zaczął sprzątanie. Odeszli już Morgan Schneiderlin, Maarten Stekelenburg, a także kompletnie zapomniani już Cuco Martina oraz Oumar Niasse. Karierę zakończył Leighton Baines. Na tym się jednak nie skończy.
Ancelotti chce budować pomoc od nowa na Jamesie i przychodzącym z Napoli Allanie. Poza nimi będzie miał jeszcze Gylfiego Sigurdssona, Andre Gomesa, Bernarda, Alexa Iwobiego, Fabiana Delpha i Toma Daviesa. Na papierze wygląda to już całkiem przyzwoicie, szczególnie, że przed nimi na podania czekają Richarlison i Dominic Calvert-Lewin.
NA PODBÓJ ANGLII
Przejście Rodrigueza miałoby dla Evertonu niebagatelne znaczenie. Piłkarze takiego kalibru - nawet jeśli mają gorszy rok - rzadko decydują się na ten klub. James wie jednak, że Anglia to dla niego duża szansa. Spośród Kolumbijczyków w historii Premier League jedynie Faustino Asprilla i Juan Pablo Angel zaznaczyli swoją obecność w mocniejszy sposób. Podbicie tego rynku miałoby wielkie znaczenie. Potem były niewypały jak Juan Cuadrado i przede wszystkim Radamel Falcao. Dziś w lidze grają Davinson Sanchez i nowy kolega klubowy Jamesa Yerry Mina, który pomoże mu z aklimatyzacją.
Żaden nie miał jednak takiej siły przebicia, co Rodriguez. W pewien sposób można powiedzieć, że jest bardziej popularny niż cały Everton. Nie wierzycie? Wejdźcie na Instagram. Jamesa obserwuje ponad 46 milionów użytkowników. Profil The Toffees - niewiele ponad 1,6 miliona. To oczywiście uwaga na marginesie i tylko drobna złośliwość, ale jednocześnie istotna dziś sprawa. Całe rzesze rodaków śledzą każdy ruch Jamesa i po transferze z pewnością w Kolumbii przybędzie fanów Evertonu. Marketingowo to będzie korzystne posunięcie dla tego klubu. Sportowo można liczyć na to, że będzie tak samo. Król strzelców mundialu sprzed sześciu lat ma sporo do udowodnienia.
To nawet dobrze, że trafia do Ancelottiego, który ma do niego taką słabość. Potrzebuje kogoś, kto na niego postawi i to rodzaj gracza, wokół którego trzeba budować ofensywę, by czuł się jak najlepiej. James to wciąż artysta, tylko musi sobie przypomnieć, gdzie zgubił swoją magię. Jego ulubiony trener powinien mu jednak pomóc w tym, by znów czarować.