Jan Bednarek przedłużył umowę z Southampton do 2025, co jest świetną informacją nie tylko dla samego obrońcy reprezentacji Polski, ale także innych naszych piłkarzy. Pokazuje bowiem, że ciężka praca i mądre prowadzenie kariery mogą z ciebie uczynić zawodnika szanowanego w poważnej lidze.
To nie były łatwe negocjacje. Trwały blisko pół roku. Świadomość Janka, dotycząca pozycji, jaką zajmuje w klubie z St. Mary’s, wzrosła znacznie na przestrzeni ostatnich dwóch lat. Od kiedy Ralph Hasenhuettl został menedżerem Southampton, Polak gra praktycznie wszystko. Wystąpił w 67 meczach (z 71 możliwych). To najwyższa liczba rozegranych spotkań przez jednego piłkarza w barwach Świętych w tym okresie. Nowa umowa była więc czymś zupełnie naturalnym.
BEZ SENTYMENTÓW
Jej parafowanie wcale nie oznacza, że Janek zostanie w klubie przez kolejnych pięć lat. Przeciwnie – ma być sygnałem, iż Southampton będzie chciało go sprzedać, i to za duże pieniądze. Siadając do rozmów zakończonych happy endem, klub dał sobie jednak lepszą pozycję negocjacyjną z przyszłym potencjalnym kontrahentem. Bednarek nigdy nie ukrywał, że jego ambicje sięgają bardzo wysoko, ale też – co znamienne – nigdy nie wziąłby pierwszej oferty z brzegu, nawet z bardzo dużego klubu. Przede wszystkim zależało mu na ustabilizowaniu swojej marki w Premier League. W grudniu 2020 roku, tuż po złożeniu podpisu na nowej umowie, może powiedzieć śmiało, że tak się już stało.
Teoretycznie pozycja negocjacyjna Polaka była dobra, bo przecież jego poprzedni kontrakt dobiegał końca i w takich sytuacjach klubowi powinno zależeć na tym, by mieć młodego, zdolnego gracza na dłużej i w przyszłości sporo na nim zarobić (to akurat domena Świętych). Ale historia widziała już przypadki, gdy w dużym biznesie, jakim jest Premier League, nie było sentymentów. Świadczy o tym przykład Virgila van Dijka, dziś gwiazdy Liverpoolu, a kiedyś obrońcy Southampton. W wyniku fiaska rozmów z tym piłkarzem, władze Świętych nie wahały się przesunąć go do rezerw klubu (grał tam przez miesiąc z Jankiem). W takim świecie nie ma sentymentów, bo gra toczy się o wysoką stawkę.
DOBRA REKLAMA POLSKIEJ PIŁKI
Cena Bednarka rośnie. Regularne występy, dobra pozycja w wewnątrzklubowej klasyfikacji w najważniejszych dla obrońcy statystykach, takich jak przechwyty, czy odbiory, są ważne, szczególnie, gdy całej drużynie idzie dobrze. Do tego gole. Co prawda obrońca jak strzela, to tylko w przegranych 2:3 spotkaniach, ale za to zawsze z dużymi firmami (Chelsea, Wolves, Manchester United). Nowoczesny obrońca kosztuje znacznie więcej, jeśli może na koniec sezonu dopisać sobie 3-4 trafienia. Każdy z tych goli podbija mocno wartość. Bednarek o tym wie, dlatego szuka swoich okazji pod bramką przeciwnika przy stałych fragmentach.
Razem z Mateuszem Klichem i Łukaszem Fabiańskim robią polskim zawodnikom znakomitą reklamę nad Tamizą. W tym sezonie wszyscy trzej błyszczą formą i są graczami, od których menedżerowie zaczynają ustalanie składów Southampton, Leeds United i West Hamu United. Młodzi zawodnicy z Polski są w nich zapatrzeni, chcą podążać właśnie takimi ścieżkami kariery. Janek często podkreśla, że skupia się na grze, a resztę zostawia swoim agentom. Ci ostatni – mimo trudnego roku życia w pandemii – wykonali po raz kolejny dobrą robotę. Zmienia się postrzeganie polskich piłkarzy na Zachodzie, ale też zmienia się pozycja negocjacyjna, jak w tym przypadku, polskich agentów. To już nie są chłopi gniotący czapkę przed sołtysem i przepraszający, że żyją. Mają swoje zdanie, znają swoją wartość, co finalnie przekłada się na przyszłość zawodnika. Trzeba pamiętać, że rynek transferowy w Anglii to ocean pełen rekinów. W każdych negocjacjach, w których gra finalnie może się toczyć nawet o kilkadziesiąt milionów funtów, jest wielu chętnych, by dołączyć do zabawy. Zyskanie tam szacunku, to otwarcie sobie bram do wielkich interesów.