Jedni w tym sezonie PlusLigi nie znaleźli jeszcze pogromcy. Drudzy co prawda mają na koncie trzy porażki, lecz w ostatnich tygodniach również grają jak z nut, dominując nad rywalami. Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle i Jastrzębski Węgiel po raz kolejny nadają tempo rywalizacji w ekstraklasie siatkarzy. Grupa pościgowa tracąca teoretycznie niewiele, póki co nie potrafi im dorównać.
Pierwotnie terminarz PlusLigi przewidywał, że w okolicach Nowego Roku miało dojść do bezpośredniego starcia ZAKSY i Jastrzębian. Obie ekipy doszły do porozumienia i mecz trzynastej kolejki rozegrano awansem przed Świętem Niepodległości. Wyrównane, ale szybkie starcie wygrała ekipa Gheorghe Cretu.
NOWY, STARY BULDOŻER
Kędzierzynianie to jedyna ekipa ligi, która nie zanotowała jeszcze porażki w lidze. Wyczyn jest o tyle bardziej okazały, iż mamy właśnie za sobą półmetek fazy zasadniczej. Nawet rok temu na podobnym etapie, kiedy ekipa z województwa opolskiego również rządziła, nie widziano tak dobrego bilansu (jedna porażka doznana w meczu rozgrywanym już w drugiej części rundy).
– ZAKSA przytłacza swoim wynikiem. Kędzierzynianie sami wyglądają bardzo dobrze, a do tego zostawili w polu całą stawkę – mówił kilka dni temu Interii Wojciech Drzyzga.
Ze słowami wybitnego reprezentanta Polski, a obecnie komentatora sportowego trudno polemizować. Stracony set w ostatnim meczu przeciwko Cuprum Lubin był pierwszym od 6 listopada. W tym czasie „Koziołki” rozegrały sześć spotkań, w tym również z Jastrzębskim. Dodatkowym argumentem potwierdzającym moc zespołu jest całkowita liczba przegranych setów – tylko sześć. Dla porównania siódme Asseco Resovia Rzeszów i kolejne zespoły mają minimum siedem… przegranych meczów.
Pomimo fenomenalnego sukcesu w Lidze Mistrzów i dominacji w lidze zakończonej ostatecznie wicemistrzostwem, nad ZAKSĄ wisiał spory znak zapytania. Zmienił się trzon składu, a także architekt sukcesu – Nikola Grbić. Sebastian Świderski nie mógł zbytnio nic zdziałać. Serb wolał wrócić na dobrze mu znany włoski rynek. Być może niedługo znów przywita się z polską siatkówką, tym razem jako selekcjoner biało-czerwonych. Łączący funkcję sternika PZPS-u i zespołu Świderski otwarcie przyznaje, że to w dawnym współpracowniku widzi najlepszego kandydata do prowadzenia kadry.
Na jego miejsce ściągnięto Gheorghe Cretu – postać obytą z naszą siatkówką (wcześniej prowadził AZS Olsztyn, Cuprum i Asseco). W przeciwieństwie do Grbicia, którego kojarzy przeciętny fan volleya, do Rumuna wielkiego przekonania nie było. Ot, prowadził ostatnio solidny Kuzbass Kremerowo i przeciętną Estonię.
– Dla mnie nie ma znaczenia, czy ktoś jest młody, czy stary, w formie czy bez formy. Jeśli będziemy podążać w jedną stronę, jestem w stanie pomóc każdemu i niejeden gracz już się o tym przekonał – mówił Cretu „Nowej Trybunie Opolskiej”.
Do Kędzierzyna trafił między innymi Marcin Janusz, Norbert Huber i Erik Shoji. O ile w przypadku ostatniego można czasami gdybać o lepszej grze i tęsknocie za Pawłem Zatorskim, o tyle dwaj pierwsi bardzo dobrze odnaleźli się w nowym środowisku. W ofensywie wielką broń stanowi Łukasz Kaczmarek. Atakujący wraz z Kamilem Semeniukiem wdarł się przed igrzyskami do kadry, błyszcząc także w klubie. Teraz jest podobnie, gdyż „Zwierzu” prezentuje średnią perfekcyjnego ataku na poziomie przekraczającym 50 procent. Cretu darzy go wielkim zaufaniem, gdyż to on stawiał na siatkarza lata temu na Dolnym Śląsku.
SOLIDNY RYWAL
Mówi się, że zwycięskiego składu się nie zmienia. Patrząc na losy Jastrzębskiego Węgla można mieć inne zdanie. Choć sprawili sporą niespodziankę wyrywając ZAKSIE mistrzostwo PlusLigi, to w składzie nastąpiła spora rewolucja. W przeciwieństwie do Kędzierzynian ostał się trener – Andrea Gardini, lecz w tym sezonie koszulkę klubu ze Śląska również przywdziewa kilku nowych zawodników. Plotki transferowe dotyczące ruchów drużyny rozchodziły się jeszcze przed końcem poprzedniej kampanii. Jak się później okazało, pomimo sukcesu, atmosfera w zespole przynajmniej dla niektórych zawodników nie wydawała się sielankowa.
– Po meczu Lukas Kampa podchodzi do mnie i mówi: „Słyszałeś najnowsze wieści? Klub powiedział, że jest ze mnie zadowolony, że przedłuży kontrakt o kilka lat, a po cichu podpisał Toniuttiego na kolejny sezon” – opowiadał historię sprzed kilku miesięcy Mohamed Al Hachdadi, były już atakujący zespołu.
Jastrzębski wchodził w nowe rozgrywki podwójnie szczęśliwy. Po pierwsze to na nim skupiono się najbardziej, wszak mistrz jest tylko jeden. Po drugie – sukces w Superpucharze Polski. Wygrana nad odwiecznym rywalem i zdobycie kolejnego pucharu stanowiła pokaz siły i powód do dumy. Czas pokazał, że w PlusLidze powrócił stary porządek. Jastrzębski gra dobrze, ale i tak ZAKSA w bezpośrednim starciu dobitnie pokazała, kto obecnie przewodzi polskiej siatkówce.
Choć na dziś można dostrzec różnice poziomów pomiędzy obiema ekipami, to przeglądając potencjalnych rywali mogących zagrozić kędzierzynianom w mistrzostwie lista jest bardzo krótka. W sumie ogranicza się tylko do Jastrzębskiego. Problemem niepozwalającym na dostrzeżenie pełni potencjału obecnego mistrza Polski jest wicemistrz. Przytaczany wcześniej Drzyzga mówił, że rezultat zespołu Gardiniego nie byłby zły, gdyby ZAKSA miała na koncie porażki. W obecnym wypadku sytuacja obu klubów przypomina znane żarty o tym, jak to syn koleżanki czyjeś mamy jest lepszy w danej dziedzinie od ciebie.
Klub z województwa śląskiego do tej pory potknął się w PlusLidze trzykrotnie – z ZAKSĄ, Aluronem CMC Wartą Zawiercie i Projektem Warszawa. Ten ostatni, choć także trzy razy schodził z boiska pokonany, to w tabeli traci do wicelidera cztery punkty. Klub ze stolicy ma także o wiele więcej przegranych setów i straconych punktów – odpowiednio dziewięć i 1134 w porównaniu do Jastrzębskiego (jedenaście i 921 oczek). Druga drużyna obecnych rozgrywek również w ostatnich tygodniach niczym „Koziołki” włączyła tryb demolki. Od czasu porażki z Zawierciem (20 listopada) także wygrywa wszystkie ligowe spotkania do zera.
Bardzo ważnym atutem zespołu prowadzonego przez utytułowanego Włocha jest defensywa. Jastrzębski Węgiel to najlepiej przyjmująca drużyna całej ligi, wyprzedzająca o 2.5 punktu procentowego drugą ZAKSĘ, a Jakub Popiwczak to indywidualnie lider rozgrywek w tej dziedzinie. Z kolei w rankingu najskuteczniejszych graczy próżno szukać jastrzębian. Sprowadzony z zamysłem stania się czołową „strzelbą” Stephen Boyer doznał sporej kontuzji ręki. Według informacji z klubu, po operacji przeprowadzonej na początku grudnia, Francuz będzie dochodził do siebie kilka tygodni. Klub nie czekał i sprowadził w ostatnich dniach zastępstwo w postaci Arpada Barotiego.
BALANS POMIĘDZY PEWNOŚCIĄ A POKORĄ
Podobną skuteczność obie ekipy osiągają w Lidze Mistrzów. Po dwóch meczach Jastrzębski i ZAKSA mają komplet punktów. Pierwsi mają o tyle łatwiej, że nie trafili do tak wymagającej grupy jak drudzy. Kędzierzynianie mają za sobą między innymi wylot do Nowosybirska, gdzie pokonali tamtejszy Lokomotiw 3:1. Niemniej, na dziś wiele wskazuje na to, że lider i wicelider PlusLigi zameldują się w dalszej fazie rozgrywek.
Tak wielkich szans nie ma już trzeci z polskich klubów, Projekt. Zajmujący trzecią pozycję w Champions League Warszawie przegrali już dwa starcia (z Dynamo Moskwa i Ziraatem Ankara). W PlusLidze, choć plasują się na tej samej pozycji i mają tyle samo porażek co Jastrzębski i Warta, to widać, że zarówno oni, jak i zawiercianie nieco odstają od obecnych mistrzów Polski.
Zespoły Cretu i Gardiniego gdzie by teraz w Polsce nie grały, to przyjeżdżają po swoje. Bije od nich mentalność, że niezależnie od obciążeń i rywala, ich celem jest jak najprostsza wygrana i zainkasowanie kolejnych trzech punktów. Obie ekipy nadają tempo niczym Pantiani i Armstrong za najlepszych czasów (oczywiście bez żadnego „wspomagania”). Reszta ligi albo próbuje chaotycznie, albo po prostu nie jest w stanie nadążyć za nimi.
Obecna forma nie jest jednak w stu procentach gwarantem mistrzostwa. Mordercze tempo może w pewnym momencie ustać. W minionej kampanii większość sympatyków volleya widziała na polskim tronie ZAKSĘ. Tymczasem to Jastrzębski zabrał dla siebie złote medale. Kędzierzyn podobnie jak sezon temu pracuje na pełnych obrotach. Oba zespoły mają w składach graczy, którzy dołączyli do ekip tuż po sezonie reprezentacyjnym. To ważna kwestia w kontekście zmęczenia na końcu rozgrywek. Niezależnie od rezultatów, mistrza wyłoni dopiero ostatnia seria rywalizacji. Do tego czasu ktoś może na przykład sensacyjnie odpaść.