Kalendarz piłkarski z roku na rok puchnie, co dodatkowo nasilił efekt pandemii. Już teraz słyszymy, że meczów jest za dużo i narzekają zarówno trenerzy klubowi, jak i selekcjonerzy reprezentacji narodowych. FIFA i UEFA pędzą prosto w ścianę, bo raporty już alarmują, że tak skonstruowane rozgrywki przy ciągłym przeciąganiu liny między tymi federacjami, prowadzą do obniżenia jakości futbolu. Warto wcisnąć pauzę i zastanowić się nad zmianami.
Jakkolwiek źle to nie zabrzmi, przez pandemię piłka straciła dużą szansę. Przerwa i późniejsze szybkie nadrabianie zaległości powinno było doprowadzić do konkretnych przemyśleń i reakcji, ale tak naprawdę nie zmieniły niczego, a tylko pogorszyły sprawę. Dziś Arsene Wenger mówi o tym, że z uwagi na obecny kształt eliminacji międzynarodowych, na mundial w Katarze późną jesienią 2022 roku i dodatkowy poślizg wywołany lockdownami, odkręcić możemy się dopiero za około trzy lata.
Były menedżer Arsenalu ostatnio blisko współpracuje z FIFA i niektóre jego propozycje są kontrowersyjne, jak choćby nachalne wciskanie idei rozgrywania mundialu co dwa lata, jednak nie warto jednak odrzucać wszystkiego, co ma do zaproponowania. Bardzo ciekawe wnioski Wenger ma bowiem na temat tego, jak dziś wygląda terminarz piłkarski. Kolejna jesienna reprezentacyjna przerwa to dobry moment, by o tym porozmawiać. Szczególnie, że znów słychać narzekanie trenerów klubowych.
ZBĘDNE MECZE W DOBIE PANDEMII
– Obecny układ nie gwarantuje żadnej jasności, jest skomplikowany i utrudnia życie zarówno selekcjonerem, jaki i trenerom w klubach – mówił Wenger. – Dalsze trzymanie się go to pędzenie w mur z gazem w podłodze. Panuje duży chaos i nagromadzenie meczów. Do tego przecież dochodzą podróże, ciągły jet-lag i rutyna, która negatywnie odbija się na zdrowiu psychicznym – tłumaczy.
Propozycja Wengera jest prosta: należy zmienić terminy rozgrywania meczów międzynarodowych. Trzy reprezentacyjne przerwy jesienią to zdaniem Francuza absurd, który wytrąca z rytmu piłkarzy i kluby, a dodatkowo w dobie pandemii wiąże się z utrapieniami. Weźmy Premier League i głośną sprawę zawodników z krajów na tzw. czerwonej liście państw w Wielkiej Brytanii. Należy do niej m.in. większość państw Ameryki Południowej i Afryki, a to oznacza, że po powrocie z nich piłkarze muszą poddać się obowiązkowej kwarantannie.
– Gracz wyjeżdża na prawie dwa tygodnie i nie ma go z nami w treningu, po czym wraca i nadal nie może dołączyć do kolegów. Nagle robi się z tego 22 dni absencji, a przecież nie mogę nikomu zabronić gry w kadrze i reprezentowania swojego kraju – rozkładał ostatnio ręce Jürgen Klopp.
MNIEJ PRZERW NA KADRĘ
Wenger proponuje, by zmniejszyć liczbę przerw reprezentacyjnych, za to zwiększyć liczbę spotkań, jakie w trakcie danego „okna” rozgrywałyby drużyny narodowe. Obecnie przerw jest pięć – w połowie marca, na początku czerwca, a potem w połowie wrześniu, październiku i listopada. Do tego dochodzą co dwa lata turnieje, mniej więcej od połowy czerwca do połowy lipca. Zdanie Wengera znacznie lepszym rozwiązaniem byłoby okrojenie ich liczby do dwóch (jednej wiosennej i jednej jesiennej) lub wręcz do jednej i pójście w ślady koszykówki lub siatkówki, gdzie panuje wyraźny podział na sezon klubowy i reprezentacyjny.
Zdaniem Wengera wystarczyłoby sześć do ośmiu tygodni w roku, bo rozegrać przykładowe eliminacje MŚ, czyli w przypadku grupy Polaków dziesięć spotkań. To ograniczyłoby liczbę podróży, dawałoby możliwość dłuższego odpoczynku, rzadziej destabilizowałby pracę trenerów w klubach, a i w momencie, w którym eliminacje byłyby rozstrzygnięte, piłkarze wcześniej mogliby wracać do swoich drużyn.
Pytanie tylko, czy to nie jest utopijna wizja. FIFA i UEFA od lat się ze sobą ścierają, igornując też głosy pojedycznych związków. Skoro jednak taka propozycja płynie z ust Wengera, który został przecież zatrudniony przez światową federację jako „chief of global football development”, to być może nie jest to tylko snucie niestworzonych wizji. – Do 2024 roku i tak nie da się nic zrobić, bo terminarz jest już ustalony i zaraz przerobimy cykl eliminacji do mundialu, a za chwilę będzie Euro. Później jednak zaproponowałem szereg zmian i planów, by nadać rozgrywkom międzynarodowym inny kształt – zapewniał w BBC.
KRYTYCZNA STREFA
Zmiany zdecydowanie są konieczne. Międzynarodowa Federacja Piłkarzy Zawodowych (FIFPro) to organizacja, która od lat monitoruje te kwestie i właśnie wydała swój coroczny raport. – Widać wyraźnie po wskaźnikach intensywności i obciążeń, że obecny stan rzeczy jest nie do utrzymania przez piłkarzy, ale też przez sport i rozgrywki jako takie – mówi Jonas Baer-Hoffmann sekretarz generalny organizacji.
Najnowsza wersja raportu skupia się na tym, że piłkarze mają dziś za dużo meczów nagromadzonych w krótkich odstępach. Ciągle wprawdzie słyszymy, że „na najwyższym poziomie trzeba być gotowym do regularnej gry co trzy dni”, ale i pod tym względem nastąpił przesyt. Raport FIFPro określa to jako „krytyczną strefę”, kiedy zawodnicy nie mają pięciu dni odstępu między kolejnymi spotkaniami. Liczba takich zawodników rośnie – nie chodzi tylko o sam szczyt piramidy i gwiazdy Premier League, LaLiga i innych topowych rozgrywek. Im więcej takich okresów, gdy nie ma wolnego środka tygodnia, tym więcej kontuzji – wynika z badań FIFPro. Widać też wzrost liczby urazów mięśniowych zaraz na początku sezonów rozgrywanych tuż po dużych turniejach.
– Problem leży w przesycie. Zawodnicy wpadają w cykl ciągłego powtarzania tej samej rutyny. Futbol potrzebuje mądrzejszego uregulowania. Nie jesteśmy w stanie zaproponować konkretnych rozwiązań i niczego narzucić, dlatego sugerujemy, by kluby zwracały na to większą uwagę i regulowały się same. Wyjścia są dwa: albo zmniejszymy liczbę rozgrywek, co się nie stanie, albo będzie to kontrolowane właśnie w taki sposób. Inaczej po przejściu kilku takich cyklów, stanie się to dla piłkarzy niewykonalne – mówi Baer-Hoffmann.
NIEKOŃCZĄCY SIĘ CYKL
Raport FIFPro zwraca uwagę na to, że za często w piłce dochodzi do sytuacji, w której piłkarze nie mają wolnego w środku tygodnia przez kilka tygodni z rzędu. Ich zdaniem absolutne maksimum to pięć kolejnych spotkań w przykładowym cyklu sobota-wtorek-sobota-wtorek-sobota. Raport sugeruje, że po rozegraniu pięciu takich meczów, w szóstym zawodnik powinien odpoczywać. To wtedy wchodzi w „krytyczną strefę” i daje o sobie znać wyczerpanie fizyczne oraz psychiczne.
Podany jest przykład Bruno Fernandesa. Portugalczyk rozegrał 72 mecze dla Manchesteru United i reprezentacji w sezonie 2020/21, a już teraz zdążył uzbierać 13 występów. Wiele z nich we wspomnianej „krytycznej strefie” – od listopada 2020 do kwietnia uzbierało się ich aż 42, a w tym okresie Bruno występował w sumie 55-krotnie.

Zalecana przerwa między wznowieniem treningów przed nowym sezonem to ponadto 28 dni. Portugalczyk takiej nie miał, podobnie jak wielu innych zawodników, za którymi Euro lub Copa America. Oni w największym stopniu mogą odnieść wrażenie, że pędzą na kołowrotku i nie ma wyraźnego końca i początku nowego sezonu, jest tylko ciągłe granie, podróże i regenerowanie się przed kolejnymi meczami.
DOBRO FEDERACJI PONAD DOBREM PIŁKARZY
Propozycje FIFPro i Wengera mogłyby w takich przypadkach pomóc. Reforma kalendarza meczów międzynarodowych miałaby dużo sensu. Piłka klubowa i reprezentacyjna z roku na rok rozjeżdżają się coraz mocniej, a jednocześnie coraz bardziej wchodzą sobie wzajemnie w drogę. FIFA wyjeżdża z propozycją mundialu co dwa lata i rozbudowuje klubowe MŚ, za to UEFA dołożyła Ligę Narodów, która miała wyeliminować mecze towarzyskie, a mimo tego niektóre reprezentacje wciąż je rozgrywają. Klubowo zaraz rozrośnie nam się Liga Mistrzów, której faza grupowa będzie miała dziesięć kolejek. Najwyższy czas zrobić z tym porządek, bo dążenie do partykularnych interesów zwyczajnie psuje ten sport.
Na ewentualne zmiany i tak trzeba jeszcze poczekać trzy lata, jednak jest ryzyko, że to i tak za długo. Zawodnicy coraz częściej narzekają na zmęczenie, trenerom nie pasuje to, że jesień napchana jest tak przerwami reprezentacyjnymi przy jednoczesnie rozpędzającym się sezonie ligowym i europejskich pucharach, ale na razie mogą jedynie wyrzucać swoją frustrację w przestrzeń.
Dyskusja jest potrzebna i warto szukać nowych rozwiązań, bo dzisiejszy terminarz nie jest przystosowany do obecnej intensywności w futbolu. Można się oburzać, że to nie siatkówka czy koszykówka, by kopiować tamtejsze rozwiązania, i że to problemy pierwszego świata, jednak wzrost liczby kontuzji i zamieszanie, jakie dochodzi w dobie obostrzeń, potwierdza, że cierpi na tym cała dyscyplina. Piłki w piłce też może być za dużo.