Żeby w pełni zrozumieć wagę tego albumu, wystarczy cofnąć się o dekadę i zrozumieć, w jakich czasach przyszło Biszowi wydawać swój debiut. Posłuchajcie kolejnego odcinka słuchowiska Wielka Płyta, którego partnerem jest Orange Flex.
Dominujący nurt w polskiej muzyce początku minionej dekady? Brak nurtu. Poważnie. Teoretycznie żyliśmy wówczas w ciekawych dla muzyki czasach; co nieco działo się i w ambitnym popie (ogromny sukces Grandy Brodki czy popularnej wówczas Julii Marcell), i elektronice (peak szaleństwa na zespół Kamp!), i muzyce alternatywnej (Mitch&Mitch, Niwea, Kapela ze Wsi Warszawa), i rapie – tu uwagę przykuwały stylistyczne poszukiwania weteranów: Sokoła, Pezeta czy Gurala. Ale nie sposób było powiedzieć o żadnym z tych prądów, żeby szczególnie dominował nad resztą, tak jak dziś robi to hip-hop, a w latach 90. i częściowo zerowych – rock. O tym, w jak dziwnym miejscu znalazła się wówczas krajowa muzyka niech najlepiej zaświadczy to, że najchętniej kupowanym polskim albumem 2012 roku była Myśliwiecka 3/5/7 satyryka Artura Andrusa.
Nie mieli lekko ci raperzy, którzy urodzili się w połowie lat 80., a podczas pierwszej fali popularności gatunku byli jedynie słuchaczami – na przebicie się byli o parę lat za młodzi. Okres 2005-2015 był dla rapu dość ponury: minęła już fascynacja świeżością gatunku, na jaką załapali się jego pionierzy, a za wydawanymi płytami nie szły tak ogromne sukcesy komercyjne jak te, których beneficjantami były gwiazdy drugiej połowy minionej dekady – Taco Hemingway (od niego zresztą zaczęła się druga fala), Quebonafide, Bedoes czy Mata. Za to bardzo mocne było wówczas podziemie. Zaczęło się od Smarki Smarka (wiadomo), potem Dinale, Ortega Cartel, Małpa... Kiedy ten ostatni wydał Kilka numerów o czymś, scena zapłonęła. Dość powiedzieć, że ten chałupniczo nagrany materiał doczekał się Złotej Płyty. Obok niego zaczęły rodzić się kariery Rasmentalism, Weny, Zeusa, Słonia, Miuosha... Coś zaczęło się dziać.
Jedną z najmocniejszych postaci spośród raperów urodzonych w połowie lat 80. jest Bisz. Początkowo nagrywający ze składem B.O.K., solowo debiutujący w 2012 roku krążkiem Wilk chodnikowy. I jeśli recenzenci – jak Marcin Flint – piszą o twoim pierwszym w pełni autorskim materiale, że rap dzieli się na przed i po Wilku chodnikowym – to znaczy, że jest dobrze. Bardzo dobrze.
Na bydgoskiej scenie Bisz był świetnie kojarzony. Ale trudno było wówczas powiedzieć, że jest jedną z wiodących postaci w krajowym rapie. Co prawda B.O.K. wydali nakładem My Music album W stronę zmiany, jednak płyta nie okazała się komercyjnym sukcesem. Aczkolwiek, jak wspomina po latach Pawbeats, jeden z producentów Wilka chodnikowego, Bisz miał props na Ślizgu, czyli wśród użytkowników rapowego forum slizg.eu. A o to zdecydowanie nie było łatwo. Ze street credem od fanów i motywacją, żeby w końcu, jeszcze przed 30-tką, wydać coś solowo, w 2011 roku rozpoczął prace nad Wilkiem chodnikowym. Nie miał nawet zaklepanego wydawcy, ale dobrze wiedział, że to album, który ma być i zapisem chwili, w której się wówczas znajdował, i podsumowaniem jego dotychczasowego życia. Bisz postawił na ten album wszystko, nie chodził nawet do pracy, żeby tylko nagrać go jak najlepiej. Osiem godzin dziennie robię te rapy. A oni mówią weź się chłopie do pracy – nawijał później w singlowym Pollocku. Ostatecznie płyta wyszła 20 września 2012 roku pod szyldem labelu Miuosha Fandango Records.
I już parę miesięcy później pokryła się złotem, o co 10 lat temu wcale nie było tak łatwo. Ultraemocjonalny rap Bisza trafił do dziesiątek tysięcy słuchaczy, którzy od dawna czekali na taki album. Niesamowicie osobny, utkany z szeregu nawiązań do kultury popularnej, mocno refleksyjny i zwyczajnie... poważny. Trafiały się recenzje, w których nazywano go manifestem pokolenia. Słusznie? Może nie do końca, bo jest to jednak płyta pisana w liczbie pojedynczej, ale osób, które mogły się z Biszem zidentyfikować, było w Polsce bardzo wiele. Bydgoszczanin miał też nosa do singli, które promowały płytę – i braggowe Jestem bestią, i nastrojowa, spokojna Banicja, i definiujący cały krążek Pollock, w którym Bisz wypluwa z siebie słowa tak, jakby zależało od tego jego życie. Post scriptum do impaktu Wilka dokonało się w tym roku, gdy gremium Popkillerów przyznało debiutowi Bisza miano płyty dekady.
Czemu akurat ten album był tak ważny dla ludzi, którzy wychowali się na rapie w czasach niezbyt dla tego gatunku przychylnych? Dlaczego Wilk chodnikowy był dla Bisza być albo nie być? Co poeta miał na myśli, pisząc każdą z zawartych na tej płycie piosenek? Tego dowiecie się ze słuchowiska, które nagraliśmy w Bydgoszczy, rodzinnym mieście Bisza. I będzie to bardzo rodzinny odcinek – oprócz głównego bohatera usłyszycie też wspomnienia żony Bisza, jego brata i managera, Poksa, oraz Pawbeatsa, krajana i współpracownika wilka chodnikowego.
Partnerem cyklu Wielka Płyta jest Orange Flex – sieć komórkowa bez zobowiązań w aplikacji.

Komentarze 0