Jeśli zastanawialiście się, czy ubiegłoroczny półfinał Huberta Hurkacza w Wimbledonie był jednorazowym „trawiastym” wyskokiem, odpowiedź brzmi: nie. Polski tenisista wygrał właśnie turniej ATP w Halle i na tydzień przed Wimbledonem pokazuje, że na zielonej, naturalnej nawierzchni będzie w tym roku niezwykle groźny.
O ile w przypadku Igi Świątek zawsze czekamy na okres grania na „mączce”, o tyle w przypadku Hurkacza identyczne podejście trzeba mieć z kortami trawiastymi. Jego styl gry, opierający się m.in. na świetnym serwisie i mocnych uderzeniach, idealnie pasuje do szybkiej trawy. Nie wiemy co prawda, jak szybka będzie w tym roku nawierzchnia na kortach Wimbledonu, za to wiemy, że ta w Halle podpasowała Hurkaczowi idealnie.
JAK POKONYWAĆ, TO NAJLEPSZYCH
Turniej w Halle to miejsce dla tenisa dość szczególne. Ma tylko i aż rangę ATP 500 (trzecią największą po szlemach i ATP 1000), jednak niewiele w ciągu roku mamy takich zawodów na trawie, a to niemieckie miasto wpisuje się idealnie jako etap przygotowań do Wimbledonu.
Aż dziesięciokrotnie wygrywał tutaj Roger Federer, przygotowując się, rzecz jasna, do swojego ulubionego szlema. Zwycięstwo Hurkacza nie jest więc pierwszym lepszym sukcesem, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę, że pod względem rangi jest to jego drugi (po Miami rok temu) najważniejszy tytuł w karierze.
Fakt że nie jest to szlem ani turniej z cyklu Masters nie oznacza również, że droga do niego była łatwa. Wręcz przeciwnie – patrząc na przeciwników Polaka można byłoby stwierdzić, że to droga niemalże wielkoszlemowa. Ubiegłoroczny triumfator Ugo Humbert, światowa „dziewiątka” Felix Auger-Aliassime, znakomity na trawie Nick Kyrgios i w finale lider rankingu ATP, Daniłł Miedwiediew. Znamy triumfy w ważniejszych turniejach, które – patrząc po nazwiskach – nie wyglądają tak imponująco. Tymczasem Hubert ograł ich wszystkich.
Miedwiediew w finale nie miał żadnych szans i przegrał 1:6, 4:6, w międzyczasie kłócąc się ze swoim trenerem tak mocno, że ten opuścił kort. Pod względem finałów Hurkacz przypomina zresztą nieco Igę Świątek – zagrał w pięciu i pięć wygrał, przegrywając zaledwie jednego seta.
CO Z TYM WIMBLEDONEM?
Zwycięstwo w Halle, połączone z ubiegłotygodniowym, deblowym (w parze z Mattem Paviciem) triumfem Huberta na trawie w Stuttgarcie, pokazuje nam, że Polak, zgodnie z przewidywaniami, znakomicie czuje się w tym sezonie na nawierzchni trawiastej, a to nic innego jak przedsmak tego, co czeka nas na Wimbledonie.
Tam Hubert zaczyna robić podchody do roli jednego z faworytów. Największym będzie oczywiście Novak Djoković, ale Hurkacz i Matteo Berrettini ponownie urastają do miana kandydatów do końcowych faz zawodów. Rok temu spotkali się w półfinale, który wygrał Włoch. Teraz są być może nawet lepsi i obaj mają na koncie po zwycięstwie na ulubionej nawierzchni – równoległe do sukcesu Polaka Berrettini wygrał bowiem zawody w Londynie.
Czy Hubert Hurkacz naprawdę jest w stanie dojść do np. finału Wimbledonu? Odpowiedź jest krótka i brzmi: tak. Oczywiście droga do tego jest niezwykle daleka, jednak tegoroczna postawa Huberta na kortach trawiastych pokazuje, że ubiegłoroczny półfinał nie był przypadkiem – a w tym sezonie „Hubi” wygląda nawet lepiej.
Miejmy nadzieję, że na kortach Wimbledonu pojawi się ten Hurkacz, co rok temu. Albo ten, który zagrał we French Open – i nie mówimy tu o wyniku, bo powtórka porażki w czwartej rundzie byłaby rozczarowaniem, a o tym, że najlepszy polski tenisista jest po najlepszym „mączkowym” sezonie w karierze. Wygrana w Halle to z kolei początek najlepszego trawiastego – a nie musimy mówić, co by to oznaczało na Wimbledonie.
Szkoda jedynie całej afery między Wimbledonem a ATP i WTA, spowodowanej wykluczeniem przez organizatorów turnieju rosyjskich i białoruskich tenisistów. W zapowiedzi turnieju, która również niedługo u nas, przeczytacie o tym więcej, jednak w skrócie możemy powiedzieć, że Hurkacza zaboli to najbardziej. Rozpoczynając turniej straci bowiem punkty za ubiegłoroczny półfinał (to jeden z jego największych zastrzyków punktowych), jednocześnie nie mogąc ich obronić, bo ATP i WTA, w ramach odpowiedzi na wykluczenia Rosjan i Białorusinów, postanowiły punktów za tegoroczny Wimbledon nie przyznawać. Przynajmniej na razie
Mimo to Wimbledon to Wimbledon – po latach nikt nie będzie pamiętał o tym, czy punkty były przyznawane. Będziemy pamiętać kto go wygrał albo zaszedł daleko. A Hubert Hurkacz turniejem w Halle pokazał, że wcale mu do tego zbyt wiele nie brakuje.
Komentarze 0