Jesteś zwycięzcą. Antonio Conte, czyli trener, który woli wygrywać, niż budować

Zobacz również:Cieszmy się z małych rzeczy. Lech widowiskowo przeszedł Valmierę
conteglowne1264857864.jpg
Martin Meissner/Pool via Getty Images

Kiedyś do tego stopnia pogardzał Ligą Europy, że nie rajcowała go nawet perspektywa wygrania jej na własnym stadionie. Dziś te rozgrywki służą trenerowi Interu Mediolan do podtrzymania niezwykłej serii trofeów.

Kiedy Antonio Conte był na konferencji prasowej przedstawiany jako trener Chelsea i otrzymał pytanie o podobieństwo do Jose Mourinho, odpowiedział podobnie, jak pewnie zrobiłby Portugalczyk. - Jest coś takiego jak mentalność zwycięzców, którą niektórzy trenerzy mają. Wierzę, że w futbolu są urodzeni zwycięzcy. Nie każdy ma coś takiego – powiedział. Nie wybrzmiało to, ale nietrudno uchwycić, że Conte uważa się za takiego urodzonego zwycięzcę. Minęło już dziesięć lat, odkąd ostatni raz zakończył sezon w piłce klubowej, nie świętując na końcu niczego.

FETA CO ROKU

Były pomocnik Juventusu Turyn dopiero rozkręcał się na ławce trenerskiej, gdy w 2011 roku, w pierwszym sezonie pracy w Sienie, wprowadził toskańską drużynę do Serie A. To miało się wkrótce potem stać jego znakiem rozpoznawczym. Poprawianie zespołów błyskawicznie i właściwie od pierwszego wejrzenia. Tamtego sukcesu w Sienie nie skonsumował ze swoimi piłkarzami, bo wkrótce po awansie odszedł do Juventusu. Nie takiego, jaki dziś znamy, lecz nieumiejącego się pozbierać po karnej degradacji i zajmującego w lidze siódme miejsce. Conte od razu zdobył z nim mistrzostwo, w kolejnych latach dokładając dwa kolejne i zdobywając jeszcze dwa superpuchary, zanim przeprowadził się na dwa lata do reprezentacji Włoch. Podwaliny pod obecną potęgę Juventusu były już wtedy stworzone. Seria mistrzostw, którą wówczas zapoczątkował, do dziś nie została przerwana.

NIECIERPLIWY TRENER

Powrót do piłki klubowej przeprowadził w tym samym stylu. Dziesiątą rok wcześniej Chelsea, od razu w pierwszym roku poprowadził do wygranej w Premier League. Conte nie jest trenerem, który buduje cierpliwie na lata. Conte nie ma czasu. Jest niecierpliwy. Pozyskuje zawodników, którzy pomogą mu od razu, odrzucając tych, na których trzeba czekać. Gdy zeszłego lata próbowała go namawiać Roma, odmówił, bo w Interze widział szybszą szansę na zdobywanie trofeów. Choć klub od dziewięciu lat nie zdobył żadnego i od czasu, gdy Mourinho sięgnął z nim w 2010 roku po potrójną koronę, nawet nie zbliżał się do ścisłej ligowej czołówki, od razu w pierwszym sezonie rzucił wyzwanie Juventusowi. A gdy o krok przegrał walkę o tytuł, wybuchnął taką wściekłością, że aż Steven Zhang, właściciel klubu, poczuł się zobowiązany, by osobiście udobruchać trenera. Trudno jednak powiedzieć, czy bardziej nie uspokoiło Contego to, że jednak zyskał perspektywę zakończenia tego sezonu z jakimś trofeum.

Nie licząc wtopy w Atalancie z sezonu 2009/2010, Conte wygrywa praktycznie co roku. Klub z Bergamo zatrudnił go, bo rok wcześniej wygrał z Bari Serie B. Na Wyspach Brytyjskich, nawet gdy drugi sezon w Londynie mu nie wyszedł, zwieńczył go sięgnięciem po Puchar Anglii. W jedenaście sezonów pracy w klubowej piłce uzbierał osiem trofeów i jeden awans do wyższej ligi. Jednak lata, które kończył z pustymi rękami, przypadają na czasy, gdy jeszcze uczył się zawodu. W tej dekadzie statystyka to osiem trofeów w siedem sezonów.

NIEPRZYJAZNA EUROPA

Wielką zadrą Contego i podstawową przyczyną, dla której nie można go było traktować jako rzeczywiście wierną kopię Mourinho, było jednak to, jak radził sobie w Europie. Podczas gdy dla Portugalczyka rozgrywki pucharowe były koronną dyscypliną, dla Włocha okazywały się zwykle miejscem, w którym był upokarzany. Jego stosunek do Ligi Europy najlepiej obrazuje przykład z sezonu 2013/2014, gdy finał tych rozgrywek odbywał się na stadionie w Turynie. Juventus nie miał oczywiście w planach go wygrać, bo celował w Ligę Mistrzów, ale gdy drużyna sensacyjnie odpadła już po fazie grupowej, przegrywając na fatalnie przygotowanej murawie z Galatasaray Stambuł, zdobycie europejskiego trofeum stało się dla klubu całkiem atrakcyjną wizją. Ale nie dla trenera, który wolał śrubować dorobek punktowy w Serie A. Nawet gdy było jasne, że Juve sięgnie po tytuł, wystawiał w meczach ligowych podstawowy skład. Dostał, o co prosił. Turyńczycy uzbierali w lidze rekordowe sto dwa punkty, ale w Lidze Europy nie przebrnęli półfinału, w którym ulegli Benfice, co coraz bardziej zaczęło przeszkadzać szefom Contego, chcącym, by Juventus był marką, która potwierdza siłę także w Europie.

Contemu zdarzało się to notorycznie. W czasach Juventusu przeszkodami nie do przejścia okazywały się w Lidze Mistrzów Bayern Monachium i Galatasaray, w Chelsea nie poradził sobie z Barceloną, która nie była nie do pokonania, co pokazała w kolejnej rundzie Roma. W Interze nie wyszedł z grupy, przegrywając rywalizację z Borussią Dortmund, choć wystarczało tylko wygrać u siebie z grającą w rezerwowym składzie Barceloną. Do tego sezonu Conte w Europie częściej tracił punkty, niż wygrywał. Nigdy nie przebrnął w Lidze Mistrzów nawet ćwierćfinału.

DOBRZE ZWIEŃCZYĆ SEZON

W tym roku też pewnie nie rzuciłby wszystkich sił na Ligę Europy, gdyby sytuacja nie ułożyła się tak specyficznie. W lutym, jeszcze przed pandemią, na europejskie rozgrywki rzucał rezerwowych, skupiając się na Serie A i Pucharze Włoch. Po restarcie piłki zaczął jednak wszystko stopniowo przegrywać. Nie dał rady Napoli w półfinale Pucharu Włoch, a głupio tracone punkty na San Siro pozbawiły jego zespół szans na walkę o mistrzostwo. Trenerowi Nerrazzurich została tylko jedna droga, by jednak uratować ten sezon i cokolwiek wsadzić do gabloty. Ruszył więc pełną parą po Ligę Europy.

REKORDY BELGA

Puchar UEFA z 1993 roku był pierwszym trofeum w karierze piłkarskiej Contego. To były złote włoskie lata 90. w tych rozgrywkach. Do finału doszło w tamtej dekadzie aż jedenaście zespołów z Serie A. Od 1999 roku i triumfu Parmy, nikomu nie udało się jednak ani razu dojść do decydującego meczu, choć w tym czasie w finałowym meczu występowały choćby zespoły z Ukrainy, Turcji, Szkocji, Portugalii, czy Holandii. Teraz Conte może dać Interowi pierwsze zwycięstwo w tych rozgrywkach od 23 lat. Forma Interu w Europie jest tej wiosny doskonała. Mediolańczycy wygrali wszystkie pięć dotychczasowych meczów. Półfinał przeciwko Szachtarowi Donieck (5:0) był ich majstersztykiem pod wieloma względami. To było najwyższe pucharowe zwycięstwo włoskiej drużyny od 31 lat i wielkiego Milanu Arrigo Sacchiego. A – jak zauważono w „The Athletic” - Romelu Lukaku jest już tylko o jedno trafienie od wyrównania wyniku Ronaldo z debiutanckiego sezonu w Interze. Także dzięki doskonałej formie Belga Inter pierwszy raz od dziewięciu lat znów jest w finale czegokolwiek.

FIZYCZNE MONSTRA

Choć terminarz Interu po restarcie był trudniejszy niż kogokolwiek w Europie, bo gracze z Lombardii musieli jeszcze odrabiać zaległe mecze, wciąż wyglądają na znakomicie dysponowanych fizycznie. A przecież jednym z powodów, dla których z Contem trudno komukolwiek wytrzymać dłużej, jest intensywność, jakiej wymaga zawodników. Inter od restartu rozgrywek wystąpił w siedemnastu meczach. Od ostatnich kolejek Serie A złapał drugi oddech i w poprzednich siedmiu spotkaniach stracił tylko jedną bramkę. Gdyby był skuteczniejszy, już ćwierćfinałowego rywala, Bayer Leverkusen, rozbiłby w podobny sposób, co Szachtara. Choć Sevilla to drużyna, która tradycyjnie znakomicie radzi sobie w Lidze Europy, to Inter przystępuje do finału jako faworyt.

ODKLEJANIE ŁATKI

Podczas turnieju w Niemczech trener mediolańczyków sprawia zupełnie inne wrażenie niż przed jego startem. Na konferencjach prasowych jest uśmiechnięty, na treningach chętnie dołącza do zawodników grających w dziadka. Wybuch z początku sierpnia został błyskawicznie załagodzony. Nagle całkiem niespodziewanie rozgrywki, które Conte nie do końca poważa, mogą przyczynić się do odklejenia uwierającej go łatki. O tym, że jest zwycięzcą i potrafi zapełniać gabloty, wiadomo od dawna. O tym, że potrafi być zwycięzcą także w rozgrywkach międzynarodowych, pierwszy raz można się przekonać dopiero w ostatnich kilkunastu dniach.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.