Po najbardziej brawurowej kreacji aktorskiej ostatnich lat – i wyczekiwanym Oscarze – poprzeczka oczekiwań zawieszona jest na niebotycznie wysokim poziomie. Nie zapowiada się jednak, żeby miało dojść do bolesnej weryfikacji, jak w przypadku – żeby daleko nie szukać – Dondy. Na to wskazują przynajmniej pierwsze recenzje C'mon C'mon, pisane na gorąco z Telluride Film Festival.
Mike Mills zdążył przyzwyczaić do pełnych ciepła filmów o obawie przed niepewną przyszłością. „C'mon C'mon” bez wątpienia jest jednym z nich. Tak rozpoczyna się depesza w IndieWire. Padają w niej także słowa o powrocie Joaquina Phoeniksa do normalności. W podobnym tonie utrzymana jest recenzja Variety. W tym rodzinnym dramacie o relacjach międzyludzkich Phoenix gra swoją najłagodniejszą – jak dotąd – rolę. Krytyk z Los Angeles Times nazywa C'mon C'mon uroczą i zabawną produkcją, zwracając uwagę na poruszające aktorstwo.
Niby człowiek wiedział, ale jednak... dobrze utwierdzić się w przekonananiu, że wspólne przedsięwzięcie wytwórni A24, reżysera Beginners i zdobywcy Oscara za Jokera nie mogło zakończyć się flopem.
Wyjaśnijmy dla porządku. Po nominacjach za Gladiatora, Spacer po linie, Mistrzu i najważniejszej nagrodzie przemysłu filmowego z 2020 roku – Phoeniksa raczej nikomu nie trzeba przedstawiać. Na przestrzeni ostatnich dwóch dekad wyrósł na najważniejszego aktora swojego pokolenia, który potwierdza wielkość niezależnie od tego, czy gra ućpanego detektywa u Paula Thomasa Andersona w adaptacji powieści Thomasa Pynchona, czy wciela się w cyngla z pogranicza Leona zawodowca i Taksówkarza u Lynne Ramsay, reżyserki Musimy porozmawiać o Kevinie.
A24 to znak jakości współczesnego kina i nie ma w tych słowach cienia przesady. Moonlight, The Killing of a Sacred Deer, Hereditary, Mid90s, The Lighthouse, Uncut Gems... to wszystko tytuły z zasużonej stajni dystrybucyjno-produkcyjnej, której poświęciliśmy niedawno obszerny artykuł.
Mike Mills? O jego „Debiutantach” można napisać, że to story z gatunku podnoszących na duchu, ale bez taniego przypału; z porządnymi bohaterami, dobrymi dialogami i mocną rolą Christophera Plummera. Wątek o coming oucie na emeryturze niósł ryzyko uderzenia w efekciarskie tony, ale udało się tego uniknąć – mówi Jacek Sobczyński z newonce.
Ich C'mon C'mon to indie obyczaj o dziennikarzu radiowym, który nagrywa rozmowy z dzieciakami o ich przemyśleniach na temat tego, co przyniosą kolejne lata. Wkrótce towarzyszem w tej podróży po Stanach Zjednoczonych zostanie 10-letni Jesse (Woody Norman) – syn jego siostry (Gaby Hoffmann). Podczas tripu zadzierzgnie się między nimi wyjątkowa więź.
Są papiery na nowe Był sobie chłopiec? Minie jeszcze kilka miesięcy zanim się o tym przekonamy, ale oczekiwanie nie powinno przeciągać się w nieskończoność. Obraz miał premierę w Telluride, w październiku przyjdzie czas na New York Film Festival, a polska dystrybucja została już oficjalnie potwierdzona.
„C'mon C'mon” mamy zamiar wprowadzić do kin na początku przyszłego roku. Znamy scenariusz, a film kupiliśmy od studia A24, co samo w sobie jest wyznacznikiem jakości. Nowe dzieło Mike’a Millsa, którego dwa poprzednie filmy również były w naszej dystrybucji, to potwierdzenie talentu tego reżysera do opowiadania kojących historii, które skupiają się na relacjach międzyludzkich. Po obejrzeniu promo-materiału streszczającego dla dystrybutorów – ze „Stay” Rihanny jako podkładem muzycznym, część naszego zespołu miała łzy w oczach. Niektórzy czuli w tym trochę ducha właśnie „Był sobie chłopiec”. Film Millsa to opowieść o dorastaniu, o błędach, które popełniamy, i o tym, że mamy do tego prawo. To słodko-gorzka refleksja nad przyszłością, w której będą żyć dzieciaki. Mamy poczucie, że w tych niespokojnych czasach, ten film jest wyjątkowo aktualny. A już abstrahując od wszystkiego – pierwsza rola Phoeniksa po Jokerze to absolutne must-see! – zapewnia Konstancja Sawicka z Gutek Film.