Kilka ostatnich pokoleń kibiców nie pamięta nawet futbolu amerykańskiego sprzed czasów Johna Maddena. Najpierw był zawodnikiem, później znakomitym trenerem, a następnie został największą legendą spośród wszystkich komentatorów sportowych w USA i wpływał na świadomość fanów od ponad pięciu dekad. Dla wielu NFL to był John Madden, a John Madden był NFL. 28 grudnia 2021 roku odszedł jednak w wieku 85 lat i ukochana dyscyplina Amerykanów straciła tym samym swój wieloletni symbol.
Jedni będą pamiętać go jako świetnego trenera – jednego z najlepszych w swoich czasach, który z Oakland Raiders wygrał Super Bowl XI. Dla innych już na zawsze pozostanie głosem futbolu amerykańskiego i soundtrackiem każdej niedzieli. Rolę szkoleniowca zamienił na pracę w telewizji i tam zbudował swoją legendę do tego stopnia, że w pierwszej kolejności John Madden to dziś w świadomości Amerykanów komentator, a nie trener. Najmłodsze pokolenia z kolei skojarzą go z kultową grą Madden NFL, której korzenie sięgają końcówki lat 80., a od dłuższego czasu wychodzi pod szyldem EA Sports jako najpopularniejszy symulator futbolu na świecie. Nieważne, ile masz lat. Jeżeli interesujesz się futbolem amerykańskim, John Madden musiał być ci w jakiś sposób bliski.
Sportowa Ameryka pożegnała legendę NFL we wtorek 28 grudnia. John Madden zmarł w wieku 85 lat, zostawiając za sobą gigantyczne dziedzictwo. Komisarz ligi Roger Goodell w pożegnaniu napisał, że Madden był NFL i nie jest to kurtuazja. Futbol wypełniał całe życie tego człowieka, choć nie pozwolił spełnić pierwszego marzenia, jakim była zawodowa gra. Pozwolił za to stać się postacią, którą kojarzył każdy. Sercem futbolu, a później również jego twarzą i głosem.
SZYBKA DROGA DO TRENOWANIA
Madden został nawet wybrany w drafcie NFL przez Philadelphia Eagles, ale dwie poważne kontuzje kolana sprawiły, że nawet nie zadebiutował w NFL. Był liniowym i grał w ataku i w obronie z uwagi na swoje warunki fizyczne, ale już wtedy powoli tacy gracze odchodzili do lamusa. Eagles dali mu szansę, choć nie widzieli w nim wielkiego talentu, jednak o tym się nawet nie przekonaliśmy. Przez uraz kolana Madden zakończył karierę zanim tak naprawdę ją zaczął.
– Miałem 22 lata i przede mną rysowała się taka perspektywa, że już nigdy nie będę wyczynowo uprawiał sportu. Przychodziłem do klubu na rehabilitacje, ale nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić – opowiadał po latach.
To wtedy zainteresował się trenowaniem. Uczestniczył w sesjach analiz wideo, jakie prowadził ówczesny trener Eagles Norm van Brocklin. Dzięki nim Madden zaczynał coraz więcej rozumieć i stwierdził, że to wiedza, którą warto zgłębić. W ten sposób pojawiła się szansa na życie po życiu. Dorastając myślał, że będzie robił w życiu jedną z dwóch rzeczy – albo zostanie zawodowym futbolistą, albo nauczycielem. Rola trenera łączyła poniekąd jedno i drugie.
Jego kariera trenerska rozwijała się szybko. Dwa lata po kontuzji był już w sztabie jednego z college'ów w Santa Maria, gdzie jednocześnie wykładał, a w roku 1962 jako 26-latek został już trenerem głównym. Rok później na uczelnię San Diego State wziął go Don Coryell, później znakomity trener w NFL, który przydzielił Maddenowi rolę asystenta odpowiedzialnego za formację defensywną. Od tego czasu wypadki potoczyły się szybko.
Do sezonu 1966 Coryell i Madden zyskali spory szacunek w lidze NCAA, a San Diego State radziło sobie bardzo dobrze, jak na niedużą szkołę. Zauważył to Al Davis, właściciel Oakland Raiders z NFL, który zawsze lubił iść pod prąd. Cenił innowatorów, wierzył, że futbol to gra dla młodych ludzi i szukał odświeżenia dla swojego sztabu, dlatego zaproponował Maddenowi miejsce w zespole ówczesnego trenera Raiders Johna Raucha. Ten jednak dwa sezony później niespodziewanie zrezygnował i objął stanowisko szkoleniowca głównego w Buffalo Bills, dlatego Davis przekazał stery Maddenowi.
Był rok 1969 i NFL była świadkiem wydarzenia bez precedensu. Madden miał wówczas 32 lata i ustanowił rekord, zostając najmłodszym trenerem w historii ligi.
SZCZYT I WYPALENIE
Młody szkoleniowiec przejął zdolną drużynę, która w dwóch wcześniejszych sezonach przegrała tylko trzy mecze. Szybko więc musiał się zderzyć z oczekiwaniami, a wiek mu nie pomagał. Wielu wątpiło w to, czy Madden będzie w stanie pokierować szatnią, w której siedzą ludzie starsi od niego i utrzymać wysoki poziom sportowy. Być może dziś takich wątpliwości byśmy w mediach nie czytali, ale na przełomie lat 60. i 70. wyglądało to inaczej.
Madden wszystkich jednak do siebie zbliżał. Zawodnicy podkreślali, że gdy wchodził do szatni, wszystkim od razu poprawiał się humor. Był zabawny i dbał o atmosferę, ale też imponował futbolistom swoją wiedzą. Nie jechał na picu, tylko przedstawiał im analizy, z jakimi wcześniej nie mieli do czynienia. Wprowadzał nowinki i zawodnicy szybko go kupili. – Chciałem dla niego wygrywać, a to chyba najlepsza rzecz, jaką można powiedzieć o trenerze – wspominał jeden z liderów tamtych Raiders, Gene Upshaw.
Madden osiągał w Oakland świetne wyniki, ale długo nie potrafił postawić kropki nad „i”, czyli zdobyć Super Bowl. W ciągu pierwszych siedmiu sezonów pracy aż pięć razy docierał do finału konferencji i za każdym razem Raiders w nich przegrywali. Ich zmorą było to, że trafili w latach 70. na dwie doskonałe drużyny, które też występowały w AFC – Miami Dolphins, którzy przeszli do historii jako jedyny niepokonany mistrz w sezonie 1972 oraz Pittsburgh Steelers, którzy w ciągu sześciu lat zdobyli cztery tytuły. W latach 1972-75 Raiders Maddena odpadali z play-offów albo z jednymi, albo z drugimi.
Złą passę udało się przełamać w 1976 roku. Raiders z bilansem 13-1 zmiażdżyli konkurencję w AFC i znów dotarli do finału konferencji, gdzie czekali na nich Steelers. Tym razem to jednak drużyna Maddena wzięła rewanż, wygrywając pewnie 24:7 i awansując do Super Bowl. Tam większych problemów nie sprawili jej Minnesota Vikings i Raiders sięgnęli po upragniony tytuł. Madden miał swój moment triumfu i chwały. Obrazki po meczu, kiedy zawodnicy na rękach nosili go wokół boiska, przeszły do historii i świadczyły dobitnie o tym, jak cenionym trenerem był w szatni.
Mimo tego sukcesu Madden nie planował długiej kariery. Nie czuł takiego głodu, a raczej zżerał go stres. Zawsze był emocjonalnie zaangażowany w mecze, dyskutował z sędziami, wybuchał radością i gniewem i zauważył, że praca źle odbija się na jego samopoczuciu. Po zwycięskim Super Bowl był jeszcze trenerem Raiders przez dwa sezony i nagle odszedł. Od razu zapowiedział, że to nie jest żadna przerwa i chwila na ładowanie baterii, po której poszuka nowych wyzwań. Nie – Madden postanowił rzucić pracę trenera w NFL w wieku 42 latach po ledwie 10 sezonach. Został najmłodszym szkoleniowcem, który dobił do granicy 100 wygranych spotkań (licząc te w play-offach zatrzymał się na 112) i ma do dziś najlepszy współczynnik zwycięstw w historii ligi. Prowadzeni przez niego Raiders wygrali 75% meczów w sezonie zasadniczym.
Dla wielu to był szok, ale mimo młodego wieku, Madden podczas ostatniego sezonu w Oakland wyglądał rzeczywiście na trenera wypalonego. Ci, którzy przebywali z nim na co dzień, opowiadali, że stracił wewnętrzny ogień i rzadziej się uśmiechał – jakby zdobycie Super Bowl zwiększyło na nim presję, zamiast przynieść ulgę. Nabawił się wrzodów, gorzej sypiał i uznał, że to nie dla niego. Decyzję podjął, gdy Raiders rozgrywki 1978 zakończyli z bilansem 9-7 i nie awansowali do play-offów. Dla wielu trenerów byłby to zawód, ale nie jakiś bardzo słaby sezon. Dla Maddena taki wynik był najgorszym w karierze.
DRUGA, JESZCZE WIĘKSZA KARIERA
Jako trener Madden zasłynął nie tylko z wygrywania. Był ulubieńcem mediów z uwagi na przystępną osobowość, poczucie humoru i dystans do samego siebie. Ciekawie opowiadał o futbolu, a z racji wieku, w jakim żegnał się z NFL, wszyscy byli zgodni, że czeka go kariera w mediach, gdzie byłby futbolowym ekspertem. Madden faktycznie poszedł tą drogą, jednak wyniósł to na wyższy poziom. Gdy w 1979 roku zatrudniała go stacja CBS, jej szefowie mogli mieć poczucie, że dokonują dobrego wyboru, ale raczej nie mogli przewidzieć, że pozyskuje człowieka, który całkowicie odmieni postrzeganie tego zawodu. Szybko przekonali się jednak, kogo mają w rękach i po jednym sezonie, w którym komentował różne mecze głównie słabszych ekip został przesunięty do komentowania hitów.
Gdy Madden został komentatorem-ekspertem, od razu wniósł świeżość do telewizji. Kibice futbolowi przyzwyczajeni byli do radiowego stylu relacjonowania meczów, a Madden to była nieokiełznana energia i ktoś, kto łamał schemat. – Dawniej słuchałeś meczu i brzmiało to mniej więcej tak: „Staubach... Podaje do Pearsona... 40 jardów... 20 jardów... Przyłożenie”. Drugi komentator podłączał się do dyskusji, ale nie ubarwiał transmisji analizą jak John – wspomina Al Michaels, który spędził później kilka lat w duecie z Maddenem i do dziś jest głosem Sunday Night Football.
Madden przełamał tę sztampę. Wprawdzie najbardziej pamiętny duet stworzył z Patem Summerallem, który był z tej starej szkoły i oszczędnie operował słowem, ale to właśnie pozwoliło kwitnąć jego partnerowi. Summerall wiedział, kiedy postawić kropkę i wtedy wchodził Madden ze swoją ekspresją i charakterystycznym „boom!”. Ono pasowało do wszystkiego. Piękne podanie ląduje idealnie w rękach skrzydłowego? Boom! Obrońca właśnie w efektowny sposób powalił przeciwnika z piłką? Boom! Analizujemy na powtórce, jak kluczowy blok otworzył ścieżkę biegaczowi? Boom!
W Polsce często komentatorów rozróżniamy na tych wiodących i dopowiadających – „jedynki” i „dwójki” w czasie transmisji. Według tej nomenklatury Madden był „dwójką”, ale do niego o wiele lepiej pasuje amerykańskie określenie „color commentator”. Bo to właśnie robił Madden – wnosił do transmisji koloryt, jakiego nikt wcześniej nie znał. Ekspresja, zabawne dygresje, jak wtedy gdy zachwycał się ogromnym indykiem na Święto Dziękczynienia albo analizował, dlaczego przy linii stoją trzy różnej wielkości wiaderka z wodą („To tata-wiaderko, mama-wiaderko i teraz mają dziecko-wiaderko” – tłumaczył Madden) i jego nietypowe poczucie humoru nie było wymuszone. Każdy, kto znał Maddena, mówił, że poza pracą jest taki sam. I to właśnie czyniło go wyjątkowym.
Madden to jednak nie same wygłupy i dominująca osobowość. Pracując w telewizji poprzysiągł sobie, że będzie starał się przybliżyć futbol niedzielnemu widzowi. Sam zresztą robił to jako wykładowca wiela lat wcześniej, prowadząc przedmiot Football for Fans. – Panowało wtedy przeświadczenie, że jeżeli będziemy opowiadać o taktycznych aspektach gry i skupimy się na analizie, to kibic przełączy na inny kanał. Wtedy liczyło się tylko kilka stacji, dlatego jeżeli w porze meczu NFL gdzie indziej leciał ciekawy film, a komentator przynudzał, szefowie bali się, że widz sięgnie po pilot i przełączy transmisję – opowiadał Madden. On jednak wierzył, że da się połączyć te dwa światy. Drażniło go, że inne duety komentatorów brzmią jak dwaj goście, dla których mecz to tło, bo trzeba spłycać przekaz.
Jeśli jednak ktoś miał zabrać się za to, by NFL była bardziej przystępna, to właśnie Madden. W Polsce rysowanie po ekranie, przewijanie zagrań i tego typu rzeczy kojarzymy z Jackiem Gmochem, ale w USA pierwszy robił to Madden. To jego szybkie analizy podczas powtórek – zwięzłe, przejrzyście rozrysowane i podlane soczystym „boom!” w odpowiednim momencie – przyciągały uwagę. Madden wierzył, że gospodyni domowa też może zainteresować się tym, dlaczego dana zagrywka przyniosła taki skutek i świetnie wychodziło mu tłumaczenie skomplikowanych rzeczy w prosty sposób.
Pozycja Maddena rosła, bo również idealnie dobrał się z Summerallem. Jako duet skomentowali osiem razy Super Bowl i pracowali ze sobą co tydzień w latach 1981-2001. Summerall w swoim zdawkowym stylu wiedział, kiedy wystawić Maddenowi piłkę, a potem potrafił idealnie, czasem nawet jednym słowem, podsumować pełen ekspresji i kreślenia po ekranie wywód dawnego trenera. Byli razem jak stare dobre małżeństwo. Nic dziwnego, że Fox, który prawa do NFL wykupił w 1994 roku, zrobił wszystko, by ich pozyskać. Wcześniej obaj tworzyli duet w CBS, a gdy stacja straciła mecze futbolowe, biły się o nich ABC i NBA, oferując 2 miliony dolarów rocznie. Rupert Murdoch, szef Fox, wkroczył jednak mocno do gry, bo wiedział, że NFL może być perłą w koronie stacji i przebił te propozycje ponad dwukrotnie.
STRACH PRZED LATANIEM
O Maddenie zawsze wiadomo było również, że bał się latać. Jako trener robił to, bo nie miał wyjścia i podróżował w ten sposób z drużyną, ale nienawidził samolotów. Tłumaczył się również klaustrofobią i tym, że w 1960 stracił kilku członków rodziny w wypadku lotniczym w Kalifornii. Już sam wyjazd na lotnisko go paraliżował. Wydawało się nawet, że może mu to stanąć na drodze do tego, by zrobić karierę w mediach, skoro jednego tygodnia musisz być w San Francisco, a następnego w Nowym Jorku, ale i na to znalazł sposób. Na zamówienie powstał dla niego „Madden Cruiser” – wielki autobus przerobiony tak, by Madden miał w nim sporo przestrzeni życiowej. Nim przemieszczał się po kraju, a gdy trzeba było zrobić przerwę, zjeżdżał na postój i spał w autokarze.
– Gdy jeszcze byłem trenerem, to ludzie zawsze mi mówili: „masz świetną pracę, możesz podróżować po całych Stanach i poznajesz tylu ludzi”, ale dla mnie wyglądało to inaczej. Wsiadasz do samolotu, stresujesz się, lecisz, więc jeszcze bardziej się stresujesz. Potem po wylądowaniu zabiera cię bus do hotelu, tam jest konferencja prasowa, śpisz, bus odbiera cię z hotelu na stadion, po meczu jedziesz prosto na lotnisko i znów jesteś w samolocie. Miałem poczucie, że wszędzie byłem, ale niczego nie widziałem – tłumaczył w 1990 roku w rozmowie ze „Sports Illustrated”.
Jak sam tłumaczył ideę „Madden Cruisera”, jeździł nim, bo z drogi wszystko lepiej widać. Gdy wiedział, że czeka go podróż przez całe Stany, tankował pojazd i ruszał. A fakt, że maszyna na jednym baku mogła przejechać ponad 1200 mil sprawiał, że na wspomnianej trasie z San Francisco do Nowego Jorku zatrzymywał się tylko dwa razy. Ponadto mógł podjechać wszędzie tam, gdzie chciał i czas pomiędzy spotkaniami wypełnić zwiedzaniem. – Jestem wdzięczny za swoją klaustrofobię – żartował Madden. – Gdyby nie ona, niczego bym nie zobaczył. Byłoby tak samo jak w czasach pracy w NFL: hotel, bus, lotnisko, samolot, bus, hotel i tak dalej. Nie miałbym czasu zobaczyć żadnego miasta i pewne szybciej znudziłbym się telewizją – dodawał.
Jego strach stał się nawet argumentem w negocjacjach. We wspomnianym 1994 roku, kiedy Madden opuszczał CBS, pozostałe stacje przebijały się w ofertach, a NBC zaproponowała, że zbuduje dla niego... luksusowy pociąg. Stacja należała do firmy General Electric, której szefowie chcieli stworzyć Maddenowi komfortowe warunki do podróżowania po USA. Wolał jednak swój stary, dobry autobus. No i pieniądze Murdocha.
Gdy Madden zakończył karierę telewizyjną, jego cruiser wylądował w NFL Hall of Fame w Canton w stanie Ohio, gdzie Galeria Sław ma swoje muzeum. I choć minęło dużo czasu od jego produkcji, to do dziś wrażenie robi umeblowane wnętrze wyposażone w dwa duże telewizory, telefon, rzutnik, kompletną łazienkę, kuchnię i wielkie łóżko. Biorąc pod uwagę, że w trakcie sezonu Madden przejeżdżał nim od 60 do 80 tysięcy mil, to pojazd trzyma się świetnie.
KRÓLESTWO MADDENA
Madden zbudował w latach 90. coś w rodzaju medialnego imperium. Jako komentator osiągnął sławę nieporównywalną z nikim innym w tym zawodzie, niezależnie od dyscypliny sportu. Jest do dziś jedynym człowiekiem, który pracował w każdej amerykańskiej stacji z tzw. wielkiej czwórki (ABC, NBC, CBS i Fox). Trudno sobie wyobrazić, by dziś dziennikarz sportowy – nawet jako były sportowiec – występowałby w tylu reklamach, co Madden w tamtym czasie, ale dla wielu stał się wtedy jednoznaczny z NFL.
To poczucie umocniła gra. Już w 1987 roku wyszło legendarne Tecmo Bowl, które biło rekordy popularności, a podobny pomysł na stworzenie symulacji futbolowej miał Trip Hawkins, prezes firmy EA. Odezwał się do Maddena i przedstawił mu pomysł, a komentator miał być twarzą gry. Gdy jednak okazało się, że Hawkins z uwagi na brak środków planuje stworzyć wersję, w której gracz kontrolowałby siedmioosobową drużynę i tylko namiastkę futbolowego symulatora, Madden się oburzył. – Nie podpiszę się pod niczym, co nie będzie prawdziwe – powiedział i przedstawił swoje propozycje. Stwierdził, że taka gra to dobra okazja, by poszerzyć popularność NFL i nauczyć czegoś kibiców. Miał być tylko figurą na okładce, a zaangażował się w tworzenie, czego szefowie EA zupełnie się nie spodziewali.
Firma się zgodziła, ale prace musiały potrwać dłużej, przez co pierwsze wydanie gry ukazało się w 1988 roku. Nazywała się ona wówczas jeszcze John Madden Football i nie posiadała licencji NFL. Tę w pełni uzyska dopiero w 1995 roku i to będzie pierwsza edycja, w której zawodnicy zamiast nazywać się według klucza „pozycja – numer” (np. Brett Favre, którego tak uwielbiał Madden, był jako Quarterback 4) będą mieli swoje nazwiska.
Dziś Madden NFL to jeden z flagowców EA Sports. Według danych sprzed trzech lat, sprzedało się ponad 130 milionów kopii na całym świecie, a poza tym gra robi furorę w samym środowisku. Tak jak świat piłki w Europie ma FIFA, tak środowisko futbolowe ma Madden NFL. Większość futbolistów przyznaje się do grania w Maddena, a badania pokazały nawet, że ci, którzy w dziecieństwie mieli z nim styczność, później już na poziomie szoły średniej łatwiej przyswajają zagrywki, jakie zgłasza trener.
Futboliści to potwierdzą. Teddy Bridgewater, obecnie rozgrywający Denver Broncos, na podstawie tej gry uczył się zagrywek na uczelni Louisville i korzysta z tego do dziś. Gra posiada przebogatą bazę zagrań bazujących na prawdziwych playbookach drużyn w NFL i pozwala stworzyć własny. Gdy więc Bridgewater występował w Carolina Panthers i przychodził nowy trener, stworzył w Maddenie jego playbook i wysłał kolegom z drużyny, by próbowali go opanować, grając na konsoli.
Madden długo angażował się w tworzenie gry. Do edycji 2009 użyczał głosu jako jeden z komentatorów, choć sam wspominał, że nie przepadał za całym tym procesem i setkami godzin nagrywania tych samych wypowiedzi. Gracz miał też kącik podpowiedzi od Maddena – gdy kontrolował ofensywę i nie wiedział, która zagrywka będzie skuteczna, mógł wybrać opcję, w której trener/komentator podsunie mu propozycję i krótko wyjaśni, dlaczego ta akcja będzie odpowiednia.
SERCE I GŁOS
W ciągu ostatniej dekady Madden żył już bardziej w cieniu. Ostatni jego sezon w telewizji to rozgrywki 2008, a ostatni skomentowany mecz to Super Bowl pomiędzy Pittsburgh Steelers a Arizona Cardinals wygrany przez tych pierwszych w pamiętnych okolicznościach i po emocjonującym finiszu. Oficjalnie przejście na emeryturę ogłosił dwa miesiące później, kończąc umowę z NBC, gdzie spędził trzy ostatnie lata i zarabiał 5 mln dolarów rocznie. Zniknął z życia publicznego, skupił się na rodzinie i nawet nie pojawiał się gościnnie w futbolowych programach. Zaszył się w posiadłości w Kalifornii i miał w końcu czas cieszyć się życiem z ukochaną żoną Virginią. Swoją drogą, co ciekawe, ona w przeciwieństwie do męża nie bała się latać i zrobiła nawet licencję pilota.
Łącznie jego majątek wyceniano nawet na 7 miliardów dolarów. Trzeba bowiem pamiętać, że przez około 30 lat Madden robił wszystko, co się dało i stał się elementem popkultury. Komentował mecze NFL, firmował swoim nazwiskiem popularną grę, gościnnie pojawiał się w filmach („Sezon rezerwowych”, „Mali giganci”), zagrał samego siebie w Simpsonach, poprowadził odcinek Saturday Night Live i występował w teledysku grupy U2. Dwanaście razy odbierał nagrodę Emmy i znalazł się oczywiście w NFL Hall of Fame. Właściwie nie ma takiej rzeczy, w którą by się nie zaangażował.
Dla młodszych pokoleń John Madden będzie głównie panem z gry, bo wyrosła już cała nowa generacja fanów futbolu amerykańskiego, którzy nie pamiętają go z transmisji telewizyjnych. Dla większości Amerykanów, którzy śledzą NFL od lat, był i zawsze będzie głosem tej ligi, a dzięki swojej miłości do sportu i wyjątkowej ekspresji, również jej sercem. Jedno jest pewne. Drugiego takiego jak on już nigdy nie będzie.