Julia Szeremeta: Freak-fighty nie są dla mnie (ROZMOWA)

Julia Szeremeta
fot. Richard Pelham/Getty Images

W moich głośnikach lecą różne muzyczki - mówi nam Julia Szeremeta, srebrna medalistka w boksie, po który sięgnęła kilka tygodni temu na olimpiadzie w Paryżu. No więc po takim wyznaniu wiadomo, że nie mogło zabraknąć pytań o muzykę.

I o sport rzecz jasna, ale z innej strony – okazało się, że Julia była na treningach... leniuszkiem, dziewczyną, która brała udział w zawodach sumo (whaat?), a w głośnikach często leci jej Rychu Peja.

Wybacz tak wczesną porę, ale nie ja to wymyśliłem.

No właśnie, kiedy zobaczyłam, że będziemy tak wcześnie rozmawiać, to złapałam się za głowę (śmiech).

To może właśnie zacznijmy od tego, co w tej chwili dzieje się w twojej głowie – jak odnajdujesz się w rzeczywistości, w której ludzie rozpoznają cię na ulicy, a media coraz częściej piszą o tobie w samych superlatywach?

Myślę, że odnajduję się w tym świecie coraz lepiej. Cieszę się, że spotykam się na ulicach z pozytywnymi reakcjami. Przyznaję, że na początku byłam przytłoczona, że wokół mnie jest tak gęsto – te wszystkie wywiady, spotkania, ciągłe bycie na telefonie, tu ktoś podchodzi po zdjęcie, tu ktoś zagaduje. Było dziwnie. Oczywicie nie mam zamiaru narzekać, że nie mogę spokojnie wyjść na miasto, nic z tych rzeczy. Wręcz cieszę się, że tak jest, bo spotykam się z samymi życzliwymi słowami od ludzi, którzy mnie wspierają.

Rozpoznawalność bardzo często idzie w parze z pieniędzmi, o których ty chyba nie lubisz specjalnie rozmawiać w wywiadach. Mam rację?

Odpowiem w ten sposób – nie mogę i nie chcę o wszystkim mówić publicznie, ale pieniądze są oczywiście dla mnie ważne, choć nie najważniejsze. Zgłaszają się do nas na przykład organizacje freak-fightowe, ale nie przyjmujemy ich propozycji, bo chcę iść drogą sportu. Freak-fighty nie są dla mnie, nie jestem tam potrzebna. Chcę promować sport, a nie... inne zjawiska. Chcę pokazać dzieciakom, ludziom młodszym ode mnie, że warto walczyć o siebie i swoje marzenia.

A ty jakie miałaś marzenia?

Chciałam zostać mistrzynią świata w boksie. Na razie mi się to jeszcze nie udało, bo dwa lata temu odpadłam na turnieju w walce o medal, walcząc z przeciwniczką z Francji. Później postawiłam sobie za cel, że zdobędę kwalifikacje na igrzyska olimpijskie, zrobiłam to. No a później to już wiadomo - marzyłam o medalu na olimpiadzie.

Walcząc o swoje marzenia, miewałaś chwile zwątpienia?

Bywały kryzysy i momenty, kiedy było mi ciężko i źle. Nieraz byłam zajechana po treningu. Tak naprawdę miesiąc przed igrzyskami miałam spadek formy, czułam się tragicznie. Na szczęście podeszliśmy ze sztabem w mądry sposób do tej sytuacji. Zrobiłam sobie przerwę, odpoczęłam, nabrałam energii i wróciłam do treningów ze zmienionym planem. Co dało mega efekt w Paryżu.

julia szeremeta
fot. gettyimages

Czym spowodowany był ten spadek formy, o którym wspominasz?

Chyba tym, że miałam bardzo intensywny okres przygotowawczy i mnóstwo sparingów. Codziennie byłam w ringu po 40 minut. Wiesz, rundka trzyminutowa, niby minuta odpoczynku, ale w tym czasie wchodziła do ringu następna dziewczyna, która biła, a ja stosowałam tylko obrony. Tak mijała minuta i następna runda. I tak non stop, przez 40 minut. Do tego oczywiście siłownia. No to był naprawdę bardzo intensywny okres. Trochę się więc zajechałam fizycznie. Nie ukrywam, że wcześniej byłam leniuszkiem i ściemniałam na treningach, więc kiedy trzeba było uczciwie trenować, to nie wytrzymałam.

Naprawdę byłaś leniuszkiem?

No tak. Na kadrze trenowałam cały czas, ale w klubie już nie. Nie chodziłam na wszystkie treningi. Kiedy trener nie patrzył, to nie robiłam, ściemniałam, sprzeczałam się z nim „tego ćwiczenia robić nie będę, mam inny pomysł” i tak dalej. Było kilka zgrzytów, które się skończyły, kiedy kadrę juniorów przejął trener Tomek. Kiedy on wziął mnie pod swoje skrzydła, to wystarczyło, że tylko na mnie spojrzał i już wiedziałam, że muszę pompować (śmiech). Za każdym razem robiłam po 100-200 pompek. Trener ma charakter i twardą rękę.

Chcesz być wzorem do naśladowania dla młodszych adeptów boksu?

Chcę pokazać młodszym, że warto uprawiać sport, że niemożliwe nie istnieje. Warto małymi kroczkami dążyć do swoich celów. Czasem nie wszystko dostaje się od razu, trzeba poczekać. W najbliższym czasie chciałabym się skupić na promowaniu boksu w naszym kraju, by jego pozycja na świecie została odbudowana. Jestem dobrej myśli i uważam, że uda mi się przekonać ludzi do tej dyscypliny i w ogóle do sportu. No bo ileż można spędzać czasu z nosem w telefonie? Mam nadzieję, że do olimpiady w Los Angeles uda nam się zbudować dobrą drużynę i przywieziemy ze Stanów dużo medali. Wierzę w to, bo widzę, ile osób z innych krajów podchodzi do nas i patrzy, jak trenujemy. Czują zagrożenie z naszej strony.

A jeśli już o polskim boksie. Czy bokserzy znad Wisły byli kiedyś dla ciebie inspiracją?

Raczej nie. Ja zawsze boksowałam swoje. Nie przyglądałam się, jak boksują inni Polacy. Zdarzyło mi się podglądać sportowców zza granicy, na przykład Ołeksandra Usyka, który ma świetny styl. Dobrze pracuje na nogach, jest szybki i bawi się boksem. Ale to też nie jest tak, że on jest moją inspiracją, bo ja boksuję po swojemu.

Skąd u ciebie ta zabawa i taniec w ringu?

Na olimpiadzie dobrze się bawiłam. Muzyczka, publiczka, było okej. To chyba wynika z tego, że robię to, co lubię. Jestem w sportach walki od dawna. Zaczęłam trenować karate już w wieku sześciu lat. Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek stresowała się swoimi walkami. Mój trener twierdzi, że nie mam układu nerwowego (śmiech). Często podczas walk miałam opuszczone ręce, ale przechodziłam też kiedyś przez inne etapy. Źle się czuję, kiedy idę się bić i trzymam wysoko, bo to mnie ogranicza i spina. Wolę boksować tak jak np. na olimpiadzie - oszukiwać przeciwniczki, czytać je, przewidywać ciosy. W ostatnim okresie dużo ćwiczyliśmy obron, zejść, by wszystko było sto procent perfecto (śmiech).

W szkole zdarzało ci się bić z innymi uczniami?

Nie, nie. Z chłopakami sparowałam na treningach karate, ale nie przenosiliśmy tych sytuacji do szkoły. Z bratem czasami przepychałam się w domu - jak to z rodzeństwem. Ale w szkole czy na podwórku? Nie przypominam sobie takich akcji, ale za to brałam kiedyś udział w zawodach sumo (śmiech).

Mówiliśmy o tym tańcu w ringu. Ty jesteś osobą, która na co dzień lubi tańczyć?

Oczywiście, że lubię. Opowiem ci ciekawostkę - trener zapisał mnie kiedyś na pole dance, bo podczas walki nie dociskałam pięści. Treningi na rurze z pewnością pomogły mi zwalczyć ten problem. Obecnie mam chwilę wolnego, więc za kilka dni z pewnością znów wybiorę się na rurkę.

Jaką rolę w twoim życiu na co dzień odgrywa muzyka?

Muzyczka przed walką musi być. Nie zamykam się na żaden gatunek. Słucham wszystkiego. Lubię na przykład kawałek Szpaka - „Plaster”. Sięgam też po twórczość Nizioła, Peji, Kiza. W moich głośnikach lecą różne muzyczki.

Gdybyś dostała propozycję udziału w klipie, to byś się zgodziła?

Na pewno musiałabym porozmawiać o tym z moim menedżerem, ale obecnie mam tyle na głowie, że raczej nie wchodziłabym w takie współprace. Kiedyś może tak, nie wykluczam tego.

Czujesz, że wzrosło zainteresowanie twoją osobą wśród chłopaków?

Chyba tak, bo w spamie mam sporo wiadomości od nich (śmiech). Jakieś zaproszenia na kawę i tak dalej.

Pamiętasz najgorszy podryw, jaki cię spotkał?

Zaskoczyłeś mnie tym pytaniem. Odpowiem tak - nie pamiętam jakichś zabawnych sytuacji na tym polu (śmiech).

Zabawne sytuacje spotkały cię na igrzyskach w Paryżu?

Chyba tylko trzy razy wyszłam spoza wioski olimpijskiej na miasto. Dwa razy do Domu Polskiego na wywiady, więc za dużo nie zobaczyłam. Raz poszliśmy z trenerami na kawkę w okolice wieży Eiffla. Zobaczyłam te kółeczka olimpijskie. Fajnie. Dużo ludzi wszędzie.

julia szeremeta
fot. gettyimages

Również na twoich walkach, bo na tych o medale było nawet 15 tysięcy widzów. Pasują ci takie tłumy wokół ringu?

Takie sytuacje mnie nakręcają i motywują do walki. W ogóle nie jest to dla mnie stresująca sytuacja, wręcz przeciwnie - podbijałam atmosferę i prosiłam kibiców o jeszcze głośniejszy doping.

Jak masz zamiar poprowadzić teraz swoje życie?

Za rok jadę na mistrzostwa świata - to na pewno. W tym roku będę się pojawiać na galach i może zawalczę gdzieś zawodowo poza Polską, ale to na spokojnie. Obecnie odpoczywam od boksu. Wrócę do ringu za jakiś czas. Za chwilę wyjadę gdzieś na wakacje, ale nie wiem jeszcze gdzie, to wyjdzie spontanicznie.

A poza planami sportowymi?

Coś się już dzieje, ale chyba jeszcze nie mogę o tym mówić, bo pewne tematy są dopiero dopinane. Nie mam ciśnienia na to, by wchodzić do show-biznesu, ale też nie nastawiam się anty. Każdą ofertę będziemy na pewno rozpatrywać z moim menedżerem.

Zobacz także:

Ukraińska szkoła charakteru. Skąd w pięściarzach tyle zacięcia i patriotyzmu?

Xawery Żuławski kręci biografię jednego z polskich bokserów wszech czasów

Jeszcze nie zgred, już nie małolat. Jak to jest, że im Peja starszy, tym nagrywa ciekawsze rzeczy?

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz