Ka: nowojorski strażak, mistyk, niedoceniony raper

Zobacz również:Steez wraca z Audiencją do newonce.radio! My wybieramy nasze ulubione sample w trackach PRO8L3Mu
Ka
Ka - I Notice / Youtube

Czy można znaleźć spokój żyjąc w betonowej dżungli, w której inni czyhają na twoje życie? Jakie to uczucie, gdy oddajesz serce swojemu miastu, a ktoś próbuje odebrać ci cały honor?

Bycie raperem to zwykle kariera i styl życia 24/7. Napięty – mniej lub bardziej – kalendarz wydawniczy, zabieganie o gościnne występy, trasy koncertowe, plany zdjęciowe, życie towarzyskie, social media. Ale rap może być także hobby oraz misją – drogą do samorozwoju i inspiracji dla innych. Właśnie tę drugą, niemal niespotykaną w środowisku, ścieżkę wybrał Kaseem Ryan, czyli Ka. Nowojorski raper za rok skończy 50 lat. Ale nawet nie minęła dekada od momentu, w którym stał się względnie rozpoznawalny. Muzyk został dostrzeżony po czterdziestce, co jest ewenementem w ceniącym sobie młodość i świeżość środowisku. Jest też rzadkim przypadkiem artysty rozwijającego się – chociaż w oparciu o wypracowaną przez siebie formułę.

Na tym lista wyróżników się nie kończy. Ka reprezentuje nowojorskie Brownsville. To tam przyszedł na świat w 1972 roku. Dorastał w mieszkaniu babci, w którym było jeszcze dwunastu innych domowników. Od końca lat 70. obserwował hip-hop od jego narodzin poprzez kolejne jego fazy – złoty wiek, komercjalizację, wojnę East i West Coastu, mainstreamową apoteozę gangsterki. Ten świat pochłonął go bez reszty. Nie pozwalał jednak zapomnieć o ciężkich realiach, w których przyszło mu żyć. Wtedy Nowy Jork był totalnie szalony. Jeżdżąc linią A zawsze miałem przy sobie nóż do papieru. Nie wiedziałem czy będę musiał pociąć komuś twarz, czy może ktoś będzie chciał pociąć moją. Jeśli miałem na sobie trampki za 40 dolców, to zawsze była opcja, że będę musiał o nie walczyć, bo po ulicach grasowali ludzie dzicy niczym bykiwspominał w 2013 roku dla magazynu Complex.

Rapować zaczął w pierwszej połowie lat 90. w składzie Natural Elements. Jeden z kawałków grupy ukazał się na składance DJ-a Premiera Haze Presents: New York Reality Check 101 (chociaż sam Ka nie pojawia się akurat w tym numerze). Jednak działalność kolektywu zyskała rozgłos tylko w niektórych rewirach Nowego Jorku. Ka założył jeszcze ze swoim kumplem Kevem duet Nightbreed, który wydał jeden singiel w 1997 roku. I zniknął na dekadę. Wrócił w 2008 roku, gdy GZA zaprosił go na numer Firehouse z albumu Pro Tools. Ten track reaktywował działalność Ka, który w tym samym roku zaprezentował solowy debiut Iron Works we własnej wytwórni o tej samej nazwie. Ta, jak i następna płyta – Grief Pedigree, charakteryzuje się minimalizmem kompozycji i użytych środków oraz mistyczną aurą. Ale w tej kwestii Ryan wyróżni się dopiero w 2013 roku za sprawą The Night's Gambit, które można uznawać za moment, w którym jego styl uformował się i pozwolił mu zaistnieć.

Szachowy motyw całej płyty, zamiłowanie do używania ścieżek dialogowych ze starych filmów, błogosławieństwo GZA i niesłychane podobieństwo do głosu Raekwona sprawią, że Ka będzie postrzegany jako satelita Wu-Tang Clanu. On jednak nigdy nie aspirował, by dołączyć do tego zakonu. Swoją muzykę coraz bardziej podporządkowywał własnej filozofii – do minimum ograniczył użycie perkusjonaliów (Ryan produkuje ponad 90% podkładów, na których nawija), wyzwalając się w ten sposób z okowów tradycyjnego systemu opartego na szesnastkach. Jego wersy oddychają w przestrzeni, zwykle deklamowane powolnie i bez emfazy. Stąd prześmiewcze porównania do Raekwona pod narkozą. Ale to nie ospały charakter artysty – a wyrobiony potrzebą odnalezienia się w brutalnym otoczeniu spokój – jest podstawą tego delivery. Ka rezygnuje z żonglerki i odgrywania lyrical miracle – każde jego słowo ma taką samą wagę.

Jego następny ruch był zaskakujący – eksperymentalny i abstrakcyjny album duetu Dr. Yen-Lo, który założył z producentem Preservation. Do solowego aliasu powrócił za sprawą płyty Honor Killed the Samurai, która została ekstatycznie przyjęta przez prasę oraz rosnący legion fanów rapera. Ale przyćmiła go informacja niemal sensacyjna. Kilka dni po premierze longplaya, w połowie sierpnia 2016 roku, New York Post ujawnił, że Ka jest od lat kapitanem straży pożarnej w Brownsville. Krótki artykuł nie był jednak pochwałą dla jego godnej podziwu profesji połączonej z artystyczną działalnością. Nie, Ryanowi wytknięto momenty, w których obraża policjantów z rodzinnego miasta. W obronę Ka wzięła duża część mediów muzycznych oraz koledzy po fachu. El-P pisał na Twitterze o wrażliwości, z którą raper podchodzi do swojego miasta. Przed napisaniem hitowego newsa warto zapytać się samego siebie: "czy człowiek, którego właśnie chcę zniszczyć nie uratował przypadkiem więcej żyć niż ja” – dodał. Miłość zawsze rodzi nienawiść… Jedno nie może istnieć bez drugiego. Trzeba być przygotowanym na oba – zapostował sam zainteresowany na swoim Twitterze.

Cyrkulująca wcześniej w mediach informacja o zawodzie artysty przebiła się do mainstreamu i ostatecznie przełożyła na falę miłości płynącej od fanów – tych z długim stażem i tych nowych. Jednak Ka nie zmonetyzował tego w żaden sposób. Zagrał ledwie kilkanaście koncertów w całej swojej karierze. Pozostał przy samodzielnej dystrybucji. Jego oficjalną stronę otwiera komunikat proszący o wysłanie mu maila w razie problemów z pobraniem plików z jego numerami (to z resztą na razie jedyna forma, w której można nabyć jego muzykę). W rubryce, w której powinien znajdować się biogram, napisał jedynie: To życie…

Formę trzyma nieprzerwanie. I na rewelacyjnym Orpheus vs. the Sirens nagranym pod szyldem Hermit and the Recluse z producentem Animossem, i na dwóch następnych solowych płytach – Descendents of Cain i A Martyr’s Reward. Ta ostatnia wyszła miesiąc temu i nie przynosi przełomu w dyskografii artysty. Ale, przez odejście od bardzo czytelnych konceptów i odwołań do mitologii, japońskiej historii – przepuszczonej przez popkulturową soczewkę – czy Biblii, staje się najbardziej osobistym materiałem rapera. Unaoczniającym kruchość, mimo że wyraża ją zadymiony głos posługujący się dość jednostajnym tonem. Mantryczne skłonności Ka są tu wydestylowane niemal do perfekcji – aczkolwiek w tę celował już od The Night’s Gambit. Błyszczy tu także produkcja, być może najlepsza w jego karierze. Klarowna, oparta na minimalistycznych, ale sugestywnych rozwiązaniach, jak np. w drygującym na fortepianowym samplu I Need All That. Docenił to m.in. Pitchfork, który wyróżnił album swoją, nadal dość prestiżową, etykietą Best New Music.

Ta dystynkcja raczej nie zmieni zbyt wiele w karierze MC, który nigdy nie startował w żadnym wyścigu. Nie gonił za kwitami, zasięgami czy blaskiem. Pisanie o sztuce dla sztuki i zwyczajnym wyrażaniu swoich myśli może trącić banałem. Ale w wypadku człowieka, który konsekwentnie pozostaje niezależny, chroni swoją prywatność i w zasadzie nie wspiera promocji własnych materiałów są to slogany szczere i prawdziwe. To życie… Ono po prostu trwa dalej.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
W muzycznym świecie szuka ciekawych dźwięków, ale też wyróżniających się idei – niezależnie od gatunku. Bo najważniejszy jest dla niego ludzki aspekt sztuki. Zajmuje się także kulturą internetu i zajawkami, które można określić jako nerdowskie. Wcześniej jego teksty publikowały m.in. „Aktivist”, „K Mag”, Poptown czy „Art & Business”.