Definicja dad rocka zmienia się wraz z kolejnymi falami ojców. Moje obecne zainteresowania muzyczne to dad rock w najczystszej postaci i nie mam z tym większego problemu. Takie dementi złożył już w 2019 roku na łamach Esquire Rob Mitchum – człowiek, który dał światu „dad rock”. W tym momencie jego przekaz wydaje się jeszcze bardziej aktualny niż kiedykolwiek wcześniej. Artykuł pierwotnie ukazał się w lipcu 2022 roku.
Minęło niedawno piętnaście lat, odkąd ówczesny writer Pitchforka napisał o Sky Blue Sky Wilco pamiętne słowa: [...] The result is an album that exposes the dad-rock gene the band has always carried but attempted to disguise. Podtatusiowienie stało się popkulturowym deskryptorem, służącym nie tylko do opisu muzyki, ale też mody czy stylu życiu (weźmy dad jokes). Sam termin był o tyle wdzięczny, że umożliwiał stosowanie w całkowicie neutralnym kontekście, jak i kręcenie memiczną ruletą.
W A Brief History of Dad Rock poszukiwania korzeni gatunku prowadzą do drugiej połowy lat 60., gdy Bob Dylan wycofał się z życia publicznego i ruszył do Woodstock, żeby nagrywać dojrzalsze piosenki niż wcześniej. Nie bez znaczenia miał być równocześnie ten moment na początku lat 70., gdy idole z poprzedniej dekady (m.in. Paul McCartney) zaczęli w nagraniach eksplotować ojcostwo.
Żeby uchwycić ducha dad rocka, trzeba by wjechać z litanią albumów od Steely Dan, Bruce'a Springsteena czy Dire Straits, ale jednak dalece istotniejsze wydaje się przywołanie doświadczenia diggowania w rockowych klasykach starego za małolata. I – generalnie – odwołanie się do zjawiska nostalgii wraz z tym, co robią z nim wykonawcy i odbiorcy. Bo właśnie stamtąd bierze się szok poznawczy, który – tak swoją drogą – wynika po prostu z odkrywania upływu czasu przez kolejne generacje.
Jest taka kultowa seria kompilacji Now That's What I Call Music!, która ukazuje się od początku lat 80., stanowiąc dokumentację najróżniejszych trendów i stylów. No i nagle – kilkanaście miesięcy temu zrobił się kocioł, gdy społeczność internetowa odkryła odsłonę Now That's What I Call Dad Rock. A tam na trackliście – obok We Will Rock You czy With or Without You – Mr. Brightside The Killers, All The Small Things Blink-182, Kids MGMT, In Too Deep Sum 41 i Complicated Avril Lavigne.
Na początku roku Cyryl Rozwadowski popełnił u nas artykuł o powrocie pop punku, czego nie da się podważyć w kontekście pozycji – dobijającego do pięćdziesiątki – Travisa Barkera w branży czy metamorfozy Machine Gun Kelly'ego. I jak tu się nie zgodzić z coraz powszechniejszymi głosami, że pop punk to nowy dad rock?!
I jest coś rzeczywiście fascynującego w meltdownie millenialsów, którzy wpadli w panikę przy wertowaniu tracklisty Now That's What I Call Dad Rock. Ale jeszcze bardziej fascynujące jest to, jak z pułapką nostalgii potrafią radzić sobie niektórzy artyści. Prawdziwym majstersztykiem była przecież transformacja Freda Dursta w podstarzałego detektywa, która wzbudziła sensację podczas ostatniej Lollapaloozy. Nie mówiąc o tym, że teasował na scenie singiel Dad Vibes. Memiczną odyseję kontynuuje także Weezer, który drugie życie zyskał kilka lat temu coverując Africę Toto, niezmiennie igra z emblematami dad rocka, a ostatnio poszedł już na całość u Kimmela, grając tam z... wilkołakiem na klawiszach.
Inna sprawa, że przed podtatusieniem nie trzeba od razu uciekać w kabaret, co pokazuje przykład ewolucji Pearl Jamu w postspringsteenowski, stadionowy band. Czy to, że Dave Grohl na Glastonbury wystąpił u boku – wspomnianych – McCartneya i Springsteena. Zresztą – gdy rozpadła się Nirvana, chciał po niego sięgnąć Tom Petty, więc już blisko dwie dekady temu coś wisiało w powietrzu.
Można się w tym dopatrywać przemijającego, ironicznego trendu, ale w rzeczywistości chodzi o stan umysłu; zdrową odpowiedź na kryzys wieku średniego – pisał Rob Mitchum w Esquire. Na pewnym etapie pozostaje więc być może zrobić to, co radzą w cheesy filmach – przerobić słabość na supermoc i – na przykład – zagłębić się w późniejszych albumach od ulubionych artystów, z którymi dotąd trudno było złapać emocjonalną czy tożsamościową relację. Albo po prostu zrobić popcorn i obserwować postępującą dadrockizację.
Komentarze 0