Przykład legendarnego rapera pokazuje, że życie po śmierci nie należy do najłatwiejszych - więc radzimy wam żyć długo i szczęśliwie!
Wydawałoby się, że śmierć Tupaca Amaru Shakura z 13 września 1996 roku jest wiedzą powszechną, jednak nic bardziej mylnego. Na świecie wciąż żyją ludzie, którzy nie wierzą w zabójstwo rapera, twierdząc, że żyje i ma się dobrze. Teorie były już różne – że mieszka w Ameryce Południowej, że kompletnie zmienił swój wygląd, że ukrywa się gdzieś w Stanach.
Tak pisaliśmy dosłownie tydzień temu, gdy gruchnęła informacja, że (podobno) zmarły nawijacz znajduje się obecnie w południowej części Afryki i daje się fotografować po nocy tosterem. Prawda okazała się jednak dużo bardziej banalna.
Wyszła ona na jaw dzięki bohaterskiej postawie policji ze stanu Tennessee, która w sobotę ujęła białego, 40-letniego gościa z Elizabethton legitymującego się dokumentem potwierdzającym, że naprawdę nazywa się Tupac Amaru Shakur. Został on oskarżony o próbę napadu z nożem na policjanta, stawianie oporu przy aresztowaniu, a także posiadanie metaamfetaminy i nielegalnych akcesoriów do brania narkotyków.
Musimy przyznać, że kaucja, która wynosi ledwie 18 000 dolarów, jest bardzo niska. Przecież nie tylko chodzi o gościa, który faktycznie był poszukiwany za dragi – on dodatkowo już kiedyś upozorował swoje zabójstwo, zmienił kolor skóry, a obecnie jeszcze dokazuje, nie obawiając się ani uwagi mediów, ani też srogiego oka służb porządkowych.
Dla niedowiarków mamy za to krótki follow-up: to jest newonce i żaden fakt z tego tekstu nie został zmyślony (za to mnożenie teorii spiskowych na podstawie tego artykułu będzie niezłym odlotem).