Niewiele jest dyscyplin, które tak bardzo polegają na igrzyskach olimpijskich jak pięciobój nowoczesny. W końcu to sport, który powstał głównie z myślą o nich. W ostatnim czasie wokół pięcioboju dzieje się jednak na tyle dużo, że Międzynarodowy Komitet Olimpijski zaczął patrzeć na kreację Pierre’a de Coubertina mniej przychylnym okiem. To z kolei musi wywołać w niej zmiany, a te najbardziej odczują miłośnicy jeździectwa.
Pięciobój nowoczesny jest dyscypliną, która według ojca nowoczesnych igrzysk, barona Pierre’a de Coubertina, miała być ich perfekcyjnym wykończeniem jako nawiązanie do starożytnego święta sportu. Tradycyjny, antyczny pięciobój składał się z konkurencji, które miały określać umiejętności idealnego żołnierza – bieg na długość stadionu, zapasy, skok w dal, rzut oszczepem i dyskiem. Twórcy nowoczesnej wersji pozostali przy wersji żołnierskiej, jednak skupili się na tym, co za linią wroga musi robić dziewiętnastowieczny kawalerzysta: jeździć na nieznanym sobie koniu, walczyć bronią białą i palną oraz wrócić do swoich kolegów płynąc lub biegnąc.
Tak przynajmniej brzmi legenda. W rzeczywistości wiemy, że skład dyscyplin wcale nie był taki oczywisty. De Coubertin miał z początku chcieć popularne na początku XX wieku wioślarstwo (zamiast strzelectwa), a w ostatecznym raporcie na temat konkurencji sport walki nie był sprecyzowany, bo czytamy o indywidualnej konkurencji walki – boksie, szermierce lub zapasach. Ostatecznie pięciobój zadebiutował w znanej nam wersji w 1912 roku i jego skład dotychczas się nie zmienił. Zmieniała się jedynie formuła rozgrywania całej dyscypliny. Od zawodów trwających pięć dni po Paryż 2024, gdzie całe zawody mają trwać… około 90 minut na jednym stadionie. Jedyną zmianą w konkurencjach było połączenie biegu ze strzelaniem, z którego wyszła letnia wersja biatlonu na zakończenie całego pięcioboju.
Mimo długich olimpijskich tradycji, pięciobój od dłuższego czasu jest na liście dyscyplin, które przy ewentualnych cięciach mogą opuścić program olimpijski. Na ten moment, z różnych względów, zagrożone są boks i podnoszenie ciężarów, jednak dyscyplina barona De Coubertina ciągle nie może być spokojna o swój byt. Powody są dość proste. Jeśli mielibyśmy wskazać dyscyplinę, która żyje przede wszystkim – o ile nie wyłącznie – w trakcie igrzysk, to pięciobój byłby na samej górze listy. Co więcej, w trakcie tych igrzysk jest coraz mniej popularny.
Dla postronnego widza pięciobój jest skomplikowany i trudny w odbiorze, a poza tym sama dyscyplina jest też coraz droższa dla zawodników, jednocześnie nie dając wiele w zamian finansowo. Na igrzyskach w Tokio najgłośniej o pięcioboju było wyłącznie w negatywnym świetle, kiedy faworytka, Annika Schleu, przez złe losowanie konia straciła szansę na zwycięstwo, a potem – wraz z trenerką – dość brutalnie obchodziła się ze zwierzęciem, po prostu je bijąc.
Pomijając wszystkie problemy dyscypliny, dorzucenie złości obrońców praw zwierząt na pewno pięciobojowi nie pomogło. Szczególnie, że to też zwróciło uwagę na przymuszanie koni do rywalizacji (w odróżnieniu od zwykłego jeździectwa nie ma więzi z jeźdźcem, a konie są zmuszane do kolejnych przejazdów, nawet jeśli we wcześniejszych nie chciały skakać przez przeszkody).
W związku z tym MKOl wymaga zmian od pięcioboju, a drogie, staromodne i bardzo różnie wpływające na rywalizację jeździectwo stało się idealnym celem do zmiany. Wiemy już na pewno, że Międzynarodowa Unia Pięcioboju Nowoczesnego wyłączy jeździectwo ze składu pięcioboju po igrzyskach w Paryżu w 2024 roku i na igrzyska w Los Angeles (2028). Co w zamian? Tego jeszcze nie wiemy. Warunków, które musi spełnić nowy sport, jest sporo – na czele z dopasowaniem do obecnej wersji pięcioboju, łatwością nauczenia, atrakcyjnością dla młodzieży i widzów telewizyjnych czy łatwością organizacyjną. Pojawiły się pierwsze plotki o kolarstwie, a nawet o rywalizacji w BMXach, jednak okazało się to tylko plotką, a rozmów na temat nowego sportu jeszcze nie było.
Sytuacja nie spodobała się nie tylko kibicom, ale i samym zawodnikom, którzy protestują, mówiąc, że nie po to długie lata trenowali jeździectwo, żeby teraz zmieniać konkurencję. I trudno im się dziwić. Patrząc na to jednak pod względem wyłącznie sportowym – szczególnie z perspektywy widza – zmiana może tylko pomóc samej rywalizacji. Jeździectwo bardzo często było niezwykle loteryjną częścią pięcioboju – żeby tylko wspomnieć wymienioną już Schleu (ale to nie usprawiedliwia przemocy, tu nie ma żadnych wątpliwości) czy nawet naszego Marcina Horbacza, który na igrzyskach w Atenach (2004) stracił medal przez niechęć konia do współpracy. Zmiana jednej z konkurencji po ponad 100 latach może nie być łatwa do przyjęcia w pierwszej chwili i tu trudno się dziwić całemu środowisku, ale jeśli ma to nas pozbawić sytuacji, w której medale przydziela los – to w dłuższej perspektywie wcale nie musi wyglądać źle. Kwestią jest oczywiście nowa dyscyplina i ewentualny sposób jej rozgrywania, ale federacja pięcioboju ma tutaj całkiem spore pole do popisu. A jeśli MKOl po cichu faktycznie dał całej dyscyplinie małe ultimatum, to sytuacja staje się jeszcze bardziej klarowna.
Siedem lat. Na przyzwyczajenie, na zmianę treningu i całej konkurencji. Igrzyska w Los Angeles będą pod tym względem wyjątkowe. Igrzyska w Paryżu zresztą też, bo trudno będzie pięcioboistom trenować jeździectwo wiedząc, że ono za chwilę znika, a to może wpłynąć na poziom sportowy. Niemniej – zmiany nadchodzą i trzeba się powoli pogodzić z myślą o nowej wersji pięcioboju.