Glover Teixeira został bohaterem jednego z najciekawszych wydarzeń w MMA w 2021 roku. 42-letni Brazylijczyk dopełnił swoją piękną historię i został mistrzem UFC w wadze półciężkiej. Niestety stało się to kosztem Jana Błachowicza, który mając podobną historię, musiał ją zakończyć.
Walkę najlepiej podsumował sam Błachowicz tuż po niej twierdząc, że „Legendarną Polską Siłę” zostawił dzisiaj w hotelu. To nie był ten perfekcyjnie przygotowany zawodnik, którego widzieliśmy w starciu z Israelem Adesanyą. To nie był też mocno bijący pretendent z pojedynku z Dominickiem Reyesem.
Błachowicz był znacznie wolniejszy niż zazwyczaj i choć w stójce wyglądał lepiej od Brazylijczyka (poza jednym ciosem w drugiej rundzie), to walka odbyła się zupełnie gdzie indziej. Brak przygotowania w polskim obozie wychodził za każdym razem, kiedy Teixeira próbował schodzić do parteru. W pierwszej rundzie zrobił to raz – skutecznie, po czym przez około cztery minuty do gongu kontrolował cały pojedynek. W drugiej – zgodnie z przewidywaniami – Błachowicz był już na to lepiej przygotowany i wyprowadził parę ciosów w stójce oraz obronił pierwsze próby obalenia, jednak to było za mało. Przy nieprzygotowanej próbie zejścia do parteru nasz zawodnik „oddał plecy”, a chwilę potem dosiad, w którym Teixeira założył idealnie duszenie i sprawił, że Polak odklepał.
Nie tak to miało wyglądać. Nie tak przygotowany miał być nie tylko Błachowicz, ale i Marcin Tybura, który przegrał na punkty kilka walk wcześniej. Były już mistrz zapowiedział, że wróci i że ta książka jeszcze nie jest skończona i jeśli mamy komuś w to wierzyć, to właśnie jemu, bo on już zna tę trudną drogę powrotną. Trudną, bo o ile dokładną analizę w sztabie na pewno przyjdzie czas, o tyle brakowało… w zasadzie wszystkiego i do następnych pojedynków trzeba będzie zmienić podejście – od przygotowania po poziom koncentracji.
Szybkiego rewanżu raczej nie mamy się co spodziewać. Teixeira wyznaczył na swojego rywala Jiriego Prochazkę i choć to nie on ostatecznie decyduje, to wiemy, że Dana White za Polakiem nie przepada. Po porażce w nie najlepszym stylu będzie musiał się postarać dwa razy bardziej, żeby dostać kolejną walkę o pas. A następny pojedynek, który odbywa się zazwyczaj z innym zawodnikiem z czołówki rankingów, wcale nie musi być łatwy.
Powrót na szczyt będzie trudny i nie wiadomo, czy do niego dojdzie, ale wiemy na pewno, że Błachowicz na stałe wpisał się do historii polskiego MMA. I o ile krytyka tego występu jest jak najbardziej uzasadniona, o tyle przesada w niej już niekoniecznie, a jej pierwsze przejawy można już w Internecie zobaczyć. To ten wojownik dał nam największe emocje i sukcesy ze wszystkich męskich występów w UFC. Drugiego takiego osiągnięcia czy nawet szansy na nie może długo nie być.
Chyba że Błachowicz postanowi nam pokazać, że na szczyt można wchodzić po kilka razy. I wcale by nas to nie zdziwiło.
