Koniec żartów. O tym, jak komik i guru foliarzy – Russell Brand okazał się potworem

Russell Brand
James Manning/PA Images via Getty Images

Playboy po duchowej przemianie okazał się predatorem bez skrupułów, a różni ludzie mówią, że przecież zawsze wiedzieli. Dlaczego więc tak długo uchodziła mu na sucho przemoc seksualna?

Russell Brand: Fajnie byłoby cię spotkać, panie Jimmy Savile.

Jimmy Savile: Jeśli masz siostrę, możesz ją do mnie przyprowadzić i wtedy się poznamy.

Brand: Siostry nie mam, ale mam asystentkę. Jej praca wymaga m.in., żeby spotykała i masowała każdego, kogo jej wskażę. Jest bardzo atrakcyjna. Chcesz, żeby była ubrana w coś konkretnego, kiedy cię odwiedzi?

Savile: Najlepiej, żeby nie miała na sobie niczego.

To fragment wywiadu telefonicznego, który Russell Brand – komik, aktor, prezenter radiowy i telewizyjny przeprowadził dla BBC w 2007 roku z Jimmym Savile’em – didżejem i ekscentrycznym gospodarzem dwóch bardzo popularnych show w brytyjskiej telewizji – legendarnego Top Of The Pops i Jim’ll Fix It. Savile zmarł w 2011 roku i dopiero po jego śmierci w mediach zaczęły pojawiać się materiały o seksualnych przestępstwach celebryty, który miał napastować kilkaset ofiar. W tym dzieci oraz pacjentki i pacjentów szpitali, które odwiedzał w ramach swojej działalności charytatywnej. Savile do końca życia pozostał pupilkiem mediów i publiczności, pociesznym dziwakiem w zabawnych stylówkach. Jednak po jego śmierci, gdy ukazywały się kolejne artykuły, książki, dokumenty, wychodziła na jaw nie tylko przerażająca prawda o idolu, ale też wyznania osób, które wiedziały. Plotki o jego pedofilskich tendencjach krążyły w przemyśle rozrywkowym i wśród polityków, ale były szybko zamiatane pod dywan przez prominentnych przyjaciół i współpracowników Savile’a. Albo wypierane, bo budziły niewygodny dysonans poznawczy. Bo jak to, taki miły, wesoły pan, który pomaga słabszym, biednym i chorym, miałby być pedofilem i gwałcicielem.

Dzisiaj, gdy światowe media donoszą o przestępstwach seksualnych, których dopuścił się Russell Brand, też co chwilę w artykułach, podcastach, mediach społecznościowych pojawiają się głosy osób, które wiedziały. Albo inaczej: domyślały się, ale niczego nie widziały. Albo jeszcze inaczej: nie są zaskoczone, bo przecież Brand nigdy niczego nie ukrywał. Opowiadał dowcipy o swoich seksualnych podbojach, a w wywiadach potrafił tonem dumnego kogucika podkreślać, że zdarza mu się bzyknąć 80 kobiet w miesiąc. Bycie fuckboyem, nawet takim przebranym za krzyżówkę Micka Jaggera z Chrystusem, to jeszcze nie przestępstwo, ale Brand ma na sumieniu znaczniej więcej niż słabe żarty. Na cytowany wyżej wywiad z Savile’em nikt nie zareagował tak, jak należało na niego reagować. Nie było nagany od zarządu BBC, nie było telefonów od słuchaczek i słuchaczy oburzonych ewidentnym seksizmem rozmowy. Dzisiaj wiemy, że wtedy na linii nie spotkało się po prostu dwóch uprzywilejowanych mizoginów, a dwóch przestępców seksualnych, którzy jeszcze w 2007 roku mogli czuć się bezkarni. Dzisiaj mamy też prawo wierzyć, że Savile’a dałoby się zatrzymać, gdyby nie opieszałość paru wysoko postawionych osób. A czy można było zatrzymać Russella Branda?

Chciałem zobaczyć, jak tusz do rzęs spływa ci po twarzy

Tak, to też jest historia o władzy, sławie i pieniądzach, które dają oprawcy przewagę nad ofiarą, bo pozwalają zbudować szczelny system ochrony drapieżcy, wzmacniany wpływami w ważnych instytucjach i miłością lojalnego fandomu. Ten system świetnie działał w przypadku Harveya Weinsteina, który z pozycji mocarnego producenta długo trząsł branżą filmową. Ten system okazał się nad wyraz sprawny, gdy Johnny Depp pozwał Amber Heard, a media społecznościowe (realizowała się tam wspomniana miłość lojalnego fandomu) w potencjalnej ofierze zobaczyły perfidną intrygantkę, a w domniemanym sprawcy – nieugiętego wojownika o prawdę i honor. I ten system okazał się niezawodny, gdy Russell Brand dopuszczał się przekroczeń, którymi wreszcie zajmuje się brytyjska policja.

Do wszystkich przemocowych sytuacji, ujawnionych dzięki wspólnemu dziennikarskiemu śledztwu redakcji The Times, The Sunday Times i Channel 4, miało dojść w latach 2006 – 2013, gdy Brand był u szczytu sławy. Grał w hollywoodzkich produkcjach – takich, jak Chłopaki też płaczą czy Idol z piekła rodem. Wyjątkowym wzięciem cieszył się jego standup, bo to w tamtym okresie zrealizował swój pierwszy show dla Comedy Central i pojechał z występami w trasę po Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych i Australii. Gdy przez trzy miesiące utrzymywał relacje seksualne z 16-letnią dziewczyną, miał 30 lat i był gwiazdą brytyjskiej telewizji. Gdy w 2012 roku zgwałcił kobietę w swoim domu w Los Angeles, był chwilę po rozwodzie z Katy Perry (małżeństwo przysłużyło się jego rozpoznawalności) i rok po premierze dobrze przyjętej komedii romantycznej Arthur. Pisano o nim wówczas, że jest dekadenckim Hugh Grantem. Fakt, podrywał, jakby się naoglądał toksycznych romcomów. 16-latkę, która w obnażającym Branda materiale występuje jako Alice (ofiary chciały zachować anonimowość, ich dane zostały zmienione), zaczepił na ulicy w centrum Londynu, gdy wychodziła ze sklepu z ciuchami. Wyśmiał jej zakupy, ale wybrał jedną rzecz i polecił, żeby to w niej przyszła na ich pierwszą randkę. Pamiętam, że byłam ubrana w obcisłą czerwoną sukienkę, miałam zrobione włosy i makijaż, ale za nic w świecie nie wyglądałam jak dorosła kobieta. Byłam dzieckiem, które wystroiło się na kolację – opowiadała Alice. Brand od początku chciał mieć pewność, że dziewczyna ma skończone 16 lat. Choć przy okazji rzucił: Jak dla mnie możesz mieć nawet 12; mam wy*****e. Muszę tylko wiedzieć, jak ewentualnie wygląda moja sytuacja prawna. Komik miał wysyłać kierowcę pod szkołę dziewczyny za każdym razem, gdy chciał się z nią zobaczyć. Instruował nastolatkę, co mówić rodzicom, by nie zorientowali się, że jest w intymnym związku z dorosłym mężczyzną. Zabronił cokolwiek opowiadać koleżankom. A do czytania podsuwał Lolitę.

Choć w świetle brytyjskich przepisów ich relacja była legalna, dorosła dziś Alice postuluje w mediach, by zweryfikować dopuszczalny w prawie wiek świadomej zgody i opowiada o przemocy psychicznej i seksualnej, której doświadczyła w relacji z Russellem Brandem. Posadził mnie na łóżku, siłą włożył mi penisa do ust tak głęboko, że nie mogłam oddychać. Dusiłam się, odpychałam go, ale on snie przestawał. Musiałam z całej siły uderzyć go w brzuch. Płakałam. Powiedział: „Och, chciałem tylko zobaczyć, jak tusz do rzęs spływa ci po twarzy”. Wtedy dotarło do mnie, że on ma gdzieś, czy robi mi krzywdę, fizyczną lub emocjonalną. Wyznania pozostałych kobiet, które zdecydowały się ujawnić, że Brand je molestował lub zgwałcił, są nie mniej druzgocące. Nadię poznał na imprezie branżowej w L.A. Ich pierwszy raz był konsensualny, drugi już nie. Kobieta opowiedziała reporterkom The Times, The Sunday Times i Channel 4, jak Brand przyparł ją siłą do ściany i mimo jej głośnych i wyraźnych protestów, zmusił do seksu. Kilka godzin później wysłał jej SMS-a. Przepraszam. To było samolubne. Mam nadzieję, że mi wybaczysz. Kobieta jeszcze tej samej doby zgłosiła się do placówki medycznej specjalizującej się w pomocy ofiarom gwałtu, co potwierdza dokumentacja, udostępniona dziennikarkom prowadzącym śledztwo. Notatki z sesji terapeutycznych potwierdzają też, że rozważała zgłoszenie sprawy na policję lub pozew cywilny, ale ostatecznie zrezygnowała z podejmowania jakichkolwiek kroków prawnych. Nie sądziła, by jej słowa znaczyły cokolwiek w porównaniu z jego słowami – zanotowała osoba, która zajmowała się Nadią w centrum pomocy ofiarom gwałtu.

Kobiety czują się w moim towarzystwie bezpiecznie

Może nie trzeba było zaglądać mu do łóżka, żeby odkryć, że gość jest szemrany? Może wystarczyło uważniej słuchać żartów, które opowiadał? Ludzie widzą, jak dobrze się ubieram i od razu zakładają, że muszę być gejem. Patrz, jakie ma świetne włosy – na pewno gej. Patrz go, jaki wrażliwy – na pewno gej. Dlatego kobiety czują się w moim towarzystwie bezpiecznie, bo myślą, że jestem gejem. Ufają mi. A potem bum, jedna w ciąży! Bum, druga w ciąży. Trzecia w ciąży! I kolejne pokolenie, i tak to leci – szarżował z wyczuciem rasowego oblecha w telewizyjnym show Davida Lettermana.

Była jesień 2008 roku. Brand już miał reputację skandalisty. Kilka lat wcześniej, dzień po zamachu terrorystycznym z 11 września 2001 roku, przyszedł do pracy w MTV przebrany za Osamę Bin Ladena. Zwolnili go. Innym razem nazwał George’a W. Busha opóźnionym w rozwoju kowbojem. Uwodził publiczność urokiem nieobliczalnego błazna, seksapilem rockandrollowego dandysa i polotem niesfornego intelektualisty, który z taką samą swobodą cytuje książki Dickensa, jak i piosenki Morrisseya. Bystry, zabawny i niebezpieczny – sprawiał wrażenie bezczelnego trickstera, który testuje granice politycznej poprawności i dobrego smaku.

Mizoginiczne żarty Branda obecnie jednak wyglądają jak sprytna zasłona dymna. Skuteczne przejęcie kontroli nad narracją. Może wyjść i powiedzieć, że przecież nigdy nie zgrywał świętoszka. Nieważne, czy akurat pozował na jurnego kochanka, któremu żadna się nie oprze, czy pełen skruchy opowiadał o przekleństwach seksoholizmu. Długo udawało mu się ukryć, że by zaspokoić głód seksu, napastuje, manipuluje, nadużywa, przekracza granice, wreszcie gwałci. Podobno komiczki tworzą na WhatsAppie prywatne grupy, by ostrzegać się przed niestosownymi zachowaniami mężczyzn z branży. Nazwisko Branda miało pojawiać się tam bardzo często. W dziennikarskim śledztwie, które redakcje The Times, The Sunday Times i Channel 4 rozpoczęły cztery lata temu, wyszło też, że Brand, jeszcze gdy prowadził spin-off Big Brothera, miał w produkcji ludzi, których zadaniem było werbowanie spośród publiczności atrakcyjnych młodych kobiet, z którymi spotykał się po nagraniach. Gdy wydało się, że obmacuje asystentki, agent zaczął zatrudniać na to stanowisko kobiety, które w towarzystwie komika będą bezpieczne – wyoutowaną lesbijkę albo 50-latkę. I choć brzmi to jak skandalicznie naiwne zarządzanie oprawcą, same zakulisowe plotki nie były wystarczające, by pociągnąć go do odpowiedzialności, a standup o głębokim gardle to nie dowód w sprawie. Można było Branda o wiele podejrzewać, ale bez zeznań ofiar nie było wielu możliwości, by go powstrzymać. Dziś są.

#MeToo to sygnał autentycznego przebudzenia

Dlaczego kobiety skrzywdzone przez Russella Branda zdecydowały się opowiedzieć o swoich doświadczeniach akurat teraz? Bo, jak mówią, jego bezgraniczna hipokryzja doprowadzała je do szału. Russell Brand już nie występuje w wysokobudżetowych komediach romantycznych, ale prowadzi popularne kanały w mediach społecznościowych, jest autorem podcastu, pisze książki, organizuje festiwal z jogą, medytacją i wykładami o życiu w prawdzie. Playboy przeszedł duchową przemianę, uprawia jiu-jitsu, obcisłe skórzane spodnie niegrzecznego chłopca zamienił na kimono mistrza zen, a swoich followersów nazywa przebudzonymi cudami. Na jego kanałach można znaleźć mocno zróżnicowany content: od porad związkowych, przez treningi oddechowe, po wywiady. Raz przekonuje, że sauna wydłuża życie. Innym razem twierdzi, że za wojnę w Ukrainie jest odpowiedzialne NATO. Jego profile cieszą się wyjątkowym zainteresowaniem wśród miłośników Donalda Trumpa, czyli wszelkiej maści spiskowców, od antyszczepionkowców i covidosceptyków, po denialistów klimatycznych. W tych środowiskach Brand uchodzi za guru od świadomego życia, a wszystko co mówi, jest aktem heroicznego sprzeciwu wobec przekazu dominującego w tradycyjnych mediach.

Dlatego, gdy kolejne redakcje donosiły o przestępstwach seksualnych, których się rzekomo dopuścił, Brand stwierdził, że to spisek mainstreamowych mediów wycelowany w niezależnych nadawców treści, takich jak on. Zemsta za walkę o wolność słowa. Tak, kiedyś opowiadał słabe dowcipy, teraz jeszcze dodatkowo plecie bzdury. Choć raz zdarzyło mu się powiedzieć coś odświeżająco celnego i prawdziwego. W 2019 roku Russell Brand udzielił wywiadu dziennikarce The Times. Mówił wtedy: #MeToo jest bardzo pozytywną zmianą. To sygnał autentycznego przebudzenia. Już wie, że miał rację. Co prawda nie postawiono mu jeszcze oficjalnych zarzutów, ale brytyjska policja potwierdziła, że po publikacji materiałów obnażających Branda, zgłosiły się kolejne potencjalne ofiary komika, a w prasie pojawiają się już przypuszczenia, że guru z przeszłością może się zająć również amerykański wymiar sprawiedliwości. Za incydent z 2012 roku, do którego doszło w Los Angeles. W końcu kilka lat temu, po pozwach przeciwko Billlowi Cosby’emu, w Kalifornii zmieniono przepisy i gwałt już nie ulega tam przedawnieniu.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarka. Kiedyś wyłącznie muzyczna, dziś już nie tylko. Na co dzień pracuje w magazynie „Glamour”, jako zastępczyni redaktorki naczelnej i szefowa działu popkultura. Jest autorką podcastu „Kobiety objaśniają świat”. Bywa didżejką.